Zmarszczyła czoło i jeszcze raz przeczytała zdanie.
– Coś nie tak? – spytałem.
– Nie do końca to rozumiem. Wcale nie wynika z tego, że to Wilka owinięto drutem i zamknięto w trumnie. Jeżeli przetłumaczy się dosłownie, oznacza to: „jego doskonały obraz”. Albo „jego dokładną podobiznę”.
– No wiesz, nie był żywym trupem, ale duchem, a duchy mogą przybierać różne dziwne postacie. Kiedy Śpiewająca Skała sprowadził go do mojego mieszkania, był wyciągnięty… nie wyglądał jak człowiek, lecz jak cień. Może zakonnicy chcieli powiedzieć, że niezależnie od tego, jaki przybrał kształt, na pewno był to on. „Jego dokładna podobizna”.
– Nie jestem pewna, w każdym razie zabrano trumnę do Borsy i zamurowano ją w kryptach kaplicy Świętego Bazyla Właśnie tam musiał ją znaleźć Gheorghe Vlad.
– Więc to jest ten Zbieracz Wampirów, którego musimy szukać?
– Zgadza się. Choć nie wiem, gdzie możemy go znaleźć. Svarcolaci są wyszkoleni w ukrywaniu się w taki sposób, że nawet najlepsi Czyściciele nie umieją ich znaleźć.
– Może powinienem spróbować wypowiedzieć prawdziwe imię Wilka? Wtedy to on zacznie mnie szukać.
– Nie! Nie wiesz, co proponujesz, Hany. Jeżeli svarcolaci się dowiaduje, że ktoś go ściga, zabija tego człowieka, zanim znów wzejdzie słońce. Twój duch przewodni ma rację… zostałbyś rozerwany na strzępy.
– No dobrze. Jaki jest więc plan B?
– Przejrzę książki ojca i zobaczę, może gdzieś zapisano, w jaki sposób Czarni Czyściciele odkryli, gdzie Wilk się ukrywa.
– Doskonały pomysł. Jesteś nie tylko wspaniałą kobietą…
Wbiła we mnie wzrok, jakby czekała na coś jeszcze.
– Co chcesz, żebym ci powiedział? Uważam, że jesteś piękna i jeśli sama o tym nie wiesz, patrzyłaś dotychczas w nieodpowiednie lustra.
– Mister Harry, szukamy Zbieracza Wampirów.
– Oczywiście. Przepraszam, pomyślałem tylko, że powinienem dać ci do zrozumienia, że nie jestem całkowicie nieczuły. No wiesz, na twój wygląd. To łaskotanie, które mi robiłaś na dłoni, no i kiedy weszłaś do łazienki, gdy brałem prysznic…
Jenica sprawiała wrażenie kompletnie zaskoczonej. Nawet sobie nie wyobrażacie, jaką poczułem ulgę, kiedy zadzwonił dzwonek u drzwi.
Zimna krew
Zaciągnęliśmy jak najdokładniej aksamitne zasłony. Pomijając kilka trójkątnych plamek światła, było tak ciemno, że ledwie się widzieliśmy, ale doktor Winter nie mógł przestać drżeć. Gil podstawił mu złocone krzesło o prostym oparciu, biedak jednak stał zgięty wpół z bólu. Twarz posmarował grubo żółtawym kremem przeciwsłonecznym, a wokół ust miał zaschniętą krew, co wyglądało jak dziwaczna broda. Jego czarne spodnie były brudne, jeden z rękawów został oderwany.
– Może nie powinienem był go tu przyprowadzać – mruknął Gil.
– Nie, sądzę, że dobrze zrobiłeś – odparłem.
Jenica chodziła po pokoju.
– A jeżeli Wilk go przysłał, żeby rozszarpał nas na kawałki? Skąd mamy wiedzieć, że nie zaatakuje nas, nie podetnie nam gardeł i nie wypije naszej krwi?
Odpowiedź na te pytania brzmiała, że… hm… oczywiście, nie możemy tego wiedzieć, ale z jakiegoś powodu czułem, że możemy temu człowiekowi ufać – przynajmniej trochę. Nie miał tak tępego spojrzenia jak ludzie, z którymi walczyliśmy z Gilem na ulicy. Był bez wątpienia bardzo chory, ale można było też zauważyć, że bardzo stara się nie pozwolić, aby choroba go pokonała. Poza tym był lekarzem. Kiedyś przysiągł, że będzie ratował ludziom życie – niezależnie od wszystkiego. Usiadłem obok niego na kanapie.
– Frank, tak, doktorze?
Uniósł nieco głowę i spróbował się uśmiechnąć.
– Dziękuję, że zabraliście mnie z ulicy. Gdybyście tego nie zrobili, chybabym już nie żył.
– Gil mówi, że jest pan zarażony.
– Zgadza się. Zrobiła to moja pacjentka, Susan Fireman. Umarła, a przynajmniej tak mi się wydawało. Dzień po tym, jak zabrano ją do kostnicy, weszła po ścianie do mojej sypialni. Mieliśmy stosunek.
– Martwa dziewczyna weszła do pańskiej sypialni i udało wam się odbyć stosunek? Rany… na pańskim miejscu byłbym już w drodze do kanadyjskiej granicy, rozmazując za sobą brązową smugę…
Frank zakaszlał i kiwnął głową.
– To było jak sen. No, może raczej jak senny koszmar. Nie umiem wyjaśnić, jak do tego doszło, ale jestem pewien, że wampiry przekazują zakażenie poprzez wymianę płynów ustrojowych. Doskonały sposób… najszybszy sposób na rozprzestrzenienie epidemii. Wystarczy sobie przypomnieć, jak szybko w Indiach rozpowszechnił się wirus HIV… przez kierowców tirów, korzystających z usług przydrożnych prostytutek. Zostało zakażonych milion ludzi. W ciągu kilku miesięcy było już pięć milionów zakażeń na całym kontynencie. To samo będzie tutaj, z tą chorobą.
– Uważa pan, że to wirus?
– Coś w rodzaju zakażenia wirusowego. Nasi patologowie w Sisters of Jerusalem próbowali go wyizolować, ale z tego, co mówił mi pana przyjaciel…
– Ostatnie, co słyszałem, to że w Sisters of Jerusalem wybuchł pożar – powiedział Gil. – Także w Saint Vincent i Bellevue.
Odwróciłem się ponownie do Franka.
– Jak się pan czuje? Sądzi pan, że uda się panu pokonać tę istotę?
– Nie wiem. Moja skóra płonie. Prawdę mówiąc, czuję się jak pieczona na rożnie świnia. Tak bardzo chce mi się pić, że ledwie przełykam, ale sama myśl o wodzie przyprawia mnie o mdłości. Jestem w stanie myśleć jedynie o ludzkiej krwi. To gorsze niż pragnienie u alkoholika na głodzie.
– Co z jedzeniem? Kiedy jadł pan po raz ostatni?
– Nie pamiętam. Chyba wczoraj wieczorem.
– Sądzi pan, że udałoby się panu coś zjeść?
– Nie wiem. Może trochę surowego mięsa.
– Jenica? – spytałem.
– Mam w lodówce trochę siekanej wątróbki – odparła, choć nawet nie próbowała ukryć niesmaku.
– Zmieszamy więc trochę surowej wątróbki z rumuńskim winem i zobaczymy, czy pan na tym pociągnie. Może jeśli nie napije się pan ludzkiej krwi, uda się panu pokonać zakażenie…
– Spróbuję – jęknął Frank.
Wyskrobałem kurzą wątróbkę z zakrwawionego papieru i wrzuciłem ją do miksera. Dolałem pół butelki fetasca neagra i zrobiłem z tego gładką ciemnobrązową maź. Pachniało to przerażająco – jak królik, który zdechł po weekendowym pijaństwie, ale Frank musiał coś zjeść i nie byłem w stanie wymyślić nic innego, co mógłby zatrzymać w żołądku.
Kiedy szykowałem tę miksturę, do kuchni przyszedł Gil, więc opowiedziałem mu wszystko, czego dowiedzieliśmy się z Jenicą o strigoi i svarcolaci .
– Najważniejsze w tym wszystkim jest to, że udało nam się odkryć imię Zbieracza Wampirów, który jest w Nowym Jorku. W Rumunii nazywali go Wilkiem.
– Jak się nazywa?
Wylałem maź na miseczkę i zacząłem grzebać w szufladzie w poszukiwaniu łyżeczki.
– Nie wolno nam wymawiać głośno jego imienia, bo może usłyszeć i przyjść po nas, a z tego, co mówi Jenica, on nie bierze jeńców.
– Cholera, musimy coś zrobić! – powiedział Gil. – I to szybko. Na ulicach trwa wojna. Wszędzie leżą ciała… mężczyzn, kobiet i dzieci. Jest gorzej niż w Kosowie.
Podczas pobytu w domu Gilowi udało się wziąć prysznic i ogolić, przebrał się też w świeży T-shirt i spodnie, miał jednak pod oczami ciemne kręgi i widać było, jak bardzo jest zmęczony.
– Z rodziną wszystko gra? – spytałem. Skinął głową.
Читать дальше