– Ale Gheorghe Vlad nie wybił Siuksów. Zrobiła to armia amerykańska.
– Hm… masz rację. Statek z trumnami dopłynął bezpiecznie do portu w Nowym Jorku, ojciec znalazł zapis o tym, niestety, Gheorghe Vlad zmarł na udar godzinę przed zacumowaniem statku. W ładowniach leżały więc trumny, ale nikt nie wiedział, co w nich jest ani po co przywieziono je z Rumunii. Wiedzieli o tym tylko klerycy w Borsie i dwóch albo trzech wysokich rangą oficerów amerykańskich. Kiedy Vlad zmarł, żaden z nich nie zamierzał przejmować trumien. Nie wiedzieli, jak ożywiać strigoi … poza tym ktoś z dowództwa na pewno by zapytał, po co im to, i musieliby się przyznać, że zamierzali dokonać aktu ludobójstwa.
– Co się stało z trumnami?
– Charles Redding kazał je złożyć w piwnicy Redding’s Department Store, do chwili aż się wyjaśni, dlaczego jego wspólnik kazał je przywieźć zza Atlantyku. Myślał może, że są w nich szczątki jego rodziny, że Vlad chciał wszystkich swoich bliskich pochować w Ameryce, gdzie mógłby opiekować się ich grobami. Wysłał listy do Bukaresztu, ale nie dostał odpowiedzi, a pięć miesięcy później, w zimie tysiąc osiemset siedemdziesiątego pierwszego roku, sam zmarł na zapalenie płuc. Po jego śmierci Redding’s Department Store o mało nie zbankrutował, najpierw kupił go Green, potem Bloomberg i nikt nie wie, co się stało z trumnami. Prawdopodobnie zamurowano je pod fundamentami, kiedy w tysiąc dziewięćset siódmym roku zburzono Redding’s Department Store.
– Wygląda jednak na to, że teraz znowu wypłynęły.
– Właśnie. Ojciec i ja uważamy, że strigoi wyszły z gniazda, ale kto je ożywił? Musiał je odkryć ktoś, kto wiedział, jak ożywić Zbieracza Wampirów.
– Wiele ludzi może to wiedzieć.
– Oczywiście, ale nie wiemy, kto to był. Może ktoś, kto zna stare rumuńskie legendy.
– Więc jaki jest plan?
– Nie wiem. Jeżeli chcemy zatrzymać tę epidemię, musimy odnaleźć gniazdo, Zbieracza Wampirów i tego, który go ożywił.
– No i chyba powinniśmy się dowiedzieć, dlaczego go ożywił? No wiesz, ten, kto potrafił to zrobić, musiał wiedzieć, jakie będą tego konsekwencje.
– Oczywiście. Może szukamy terrorysty, może czegoś jeszcze gorszego.
– To zachęcające.
Spróbowałem ponownie zadzwonić z komórki, nie reagowała jednak. Wsłuchałem się w odgłosy za oknami, ale miasto wydawało się dziwnie spokojne. Nie było syren, helikopterów, odgłosów samochodów.
– Chcesz iść do łóżka?
– Słucham…?
– Jeśli chcesz, możesz spać w łóżku ojca. Dziś wieczorem nic już nie zrobimy.
– No tak… byłoby świetnie. Przydałaby mi się też szczoteczka do zębów, jeśli masz zapasową. Mam wrażenie, jakbym się całował z pancernikiem.
Jenica uśmiechnęła się.
– To przez to rumuńskie wino. Mawiamy, że daje mężczyźnie oddech, którym może przewracać mury.
Obudziłem się, bo jakaś ręka dotknęła mojego ramienia. Z początku pomyślałem, że to Karen. – Chcę spać… – zaprotestowałem.
– Mister Harry, przyniosłam herbatę.
Otworzyłem jedno oko i próbowałem wyostrzyć obraz. Stała nade mną Jenica – w bardzo luźno zawiązanym różowym jedwabnym szlafroku. Rozejrzałem się wokół i przypomniałem sobie, że leżę na twardym jak cement, ozdobionym czterema kolumnami łóżku jej ojca, stojącym w mrocznym ludowym muzeum, i nie licząc butów, jestem całkowicie ubrany.
Usiadłem i zobaczyłem swoje odbicie w pokrytym plamami lustrze. Moje włosy stały, jakbym nazywał się Erskine Szalony, a lewy policzek był wyrzeźbiony w orientalne zawijasy, które odcisnęły się od poduszki. Z dziury w skarpetce na mojej prawej nodze wystawał duży palec.
– Która godzina?
– Szósta.
– Szósta? Wspaniale. Prawie trzy i pół godziny snu.
– Ale słońce jest tak jasne, że możemy zacząć szukać strigoi .
Strigoi . Dopiero świtało, a ona już chciała zaczynać szukać strigoi . Postawiła szklankę na stoliku obok łóżka.
– Chcesz śniadanie? Mam jogurt, miód i farinę z suszonymi morelami.
– O nie, dziękuję bardzo. Mam zasadę, aby nie wkładać do ust nic stałego, dopóki się na dobre nie obudzę, a zwykle ma to miejsce dopiero koło południa.
Wziąłem szklankę i upiłem łyk herbaty. Nie jestem miłośnikiem herbaty, ponieważ uważam, że napój powinien obudzić albo przyprawić o utratę przytomności, i dlatego trzymam się mocnej czarnej kawy, guinnessa i jacka danielsa. Herbata to jedynie woda o smaku liści, a czegoś takiego można się napić w lesie z kałuży.
Jenica wyglądała na bardzo zadowoloną z siebie.
– Przejrzałam książki w bibliotece ojca i znalazłam książkę o wszystkich svarcolaci . Została napisana pod koniec osiemnastego wieku przez Czarnych Czyścicieli, bractwo zakonników. W tamtych czasach wampiry rozprzestrzeniały się w Transylwanii i na Wołoszczyźnie szybciej niż dżuma, więc biskupi rumuńskiego Kościoła prawosławnego zażądali oczyszczenia okolicy z każdego svarcolaci , strigoi i moroi . Czarni Czyściciele przeszukiwali wszystkie piwnice i wieże i nabijali na pal każdego wampira, którego znaleźli, obcinali im głowy, palili je żywcem albo zamykali w trumnach i sarkofagach. W książce są rysunki i imiona wszystkich znanych svarcolaci których udało im się dopaść.
– To wspaniale. Daj mi kilka minut na wyostrzenie wzroku, żebym mógł obejrzeć te rysunki.
– Chcesz jeszcze herbaty? To bizonowa trawa. Podobno dodaje mężczyznom wigoru.
– Nie chciałbym być niewdzięczny, ale czy mam szansę na coś innego do picia?
– Oczywiście. Umyj się, a ja zaparzę kawę. Pokuśtykałem do mauretańskiej łazienki i wlazłem pod prysznic. Był tu cały szereg staromodnych kranów i zanim udało mi się nastawić ciężki ciepły deszcz, trzy razy oblałem się lodowatą wodą.
Kiedy się wycierałem, Jenica weszła do łazienki w tak naturalny sposób, jakbyśmy byli małżeństwem.
– Chcesz ciasta?
– Nie, poproszę samą kawę.
– Zawsze myślałam, że gniazdo strigoi w Nowym Jorku to nieprawda, choć ojciec był tego pewien. Kto by uwierzył? Kto uwierzyłby, że będziemy we dwoje polować na strigoi ?
– Nie musimy na nie polować. Możemy się zabarykadować i zaczekać, aż sobie pójdą.
– Tracisz chyba nerwy…
– Oczywiście, że nie. Mówię tylko, że nie jesteśmy zobowiązani do ich szukania. Nikt źle o nas nie pomyśli, jeżeli tego nie zrobimy.
Jenica pokręciła głową.
– My sami źle o sobie pomyślimy. Poza tym strigoi nie odejdą, dopóki nie wypiją ostatniej kropli krwi w Nowym Jorku. Wtedy zrobi się tu miasto ciemności i w dzień nie będzie nikogo. Kiedyś tak było w Rumunii, w Tirgu Mures, i może powtórzyć się tutaj.
Problem polegał na rym, że miała rację. Wydawało się niemożliwe, aby najważniejsze miasto Stanów Zjednoczonych zostało opanowane przez krwiopijców z Epoki Ciemności. Wydawało się to wręcz chore, ale przecież jedenastego września dwa tysiące pierwszego roku dwa najwyższe budynki w Nowym Jorku zostały zniszczone przez wariatów, którzy zabili kilka tysięcy ludzi – a kto wyobrażałby sobie dzień wcześniej, że to możliwe?
Zawsze trudno jest uwierzyć, że ktoś może aż tak bardzo nienawidzić, do tego bez powodu. Kiedy się ubrałem, poszedłem do salonu, gdzie Jenica przeglądała kolejną książkę z biblioteki ojca. Była to cienka książeczka, oprawiona w jasną spękaną skórę, która wyglądała jak ludzka, z dziwnym symbolem z przodu – owalem i okiem pośrodku. Na każdej stronie znajdowała się rycina przedstawiająca twarz mężczyzny i kilka akapitów gęstego tekstu.
Читать дальше