Wypuściłem medalion z ręki.
– Co się stało? – spytał Ted.
– Przepraszam, to chyba nagły skurcz mięśnia. Czasami mam coś takiego z palcami. Zrujnowało mi to karierę w rzeźbieniu netsuke *.
Może powinienem był powiedzieć, że wydało mi się, iż mężczyzna na medalionie Teda otworzył oczy, ale mogła to być gra światła albo medalion został tak zrobiony, aby powodować złudzenia optyczne. Ted był już tak przestraszony, że uznałem, iż lepiej będzie nic mu nie mówić. Zarabiam na przepowiadaniu przyszłości, ale wiedza o tym, co przyniesie nam przyszłość, nikomu nie wychodzi na dobre. Zwłaszcza jeżeli nie jesteśmy jej w stanie zmienić – nawet za pomocą krwawiącego korzenia.
– Odwróćmy ostatnią kartę, dobrze? – zaproponowałem. – Nazywamy ją Kartą Decydującą, która ostatecznie powie, co się z panem stanie.
– A jeżeli Kartą Decydującą znów będzie Natychmiastowa Śmierć?
– Żaden problem. Zawsze możemy jeszcze raz przepowiedzieć pana przyszłość, inną talią. Tarotem, kartami cygańskimi, możemy nawet spróbować kryształowej kuli. Musi pan zrozumieć, Ted, że przyszłość… że przyszłość to jedynie sprawa poglądu.
Kiedy odwracałem ostatnią kartę, Ted mocno zaciskał powieki. Miałem nadzieję, że nie będzie to Wąż, bo oznacza on pewną śmierć przed następnym wschodem księżyca. Rzeczywistość okazała się niewiele lepsza. Była to Wodna Kobieta, wizerunek kobiety unoszącej się tuż pod powierzchnią rzeki, z falującymi zielonymi wodorostami zamiast włosów. Jeszcze nigdy nie odwracałem tej karty, ale wiedziałem, co oznacza. Śmierć przez utopienie albo jakieś inne niemiłe odejście w zaświaty przy udziale wody. Ted otworzył oczy i zmarszczył czoło.
– Wodna Kobieta? To coś złego?
– Nic złego, ale muszę być szczery, że także nic szczególnie dobrego. Nie powinien się pan martwić, karty jedynie ostrzegają, o niczym nie decydują. Mówią: „Ted, uważaj!”.
– Na co?
– Po prostu uważaj. Nie idź na pływalnię, nie bierz prezentów od zmokniętych kobiet, rozglądaj się dobrze, zanim staniesz przed kutrem rybackim. To wszystko, co mówią karty na temat pańskiej natychmiastowej śmierci. Jeżeli będzie pan uważał, nie umrze pan jutro.
Zacząłem zbierać karty.
– To wszystko? – spytał Ted. – A co z moim koszmarem nocnym?
– O… pański koszmar…
– Przecież tylko dlatego do pana przyszedłem. Sprawdzić, czy będzie pan go mógł jakoś zlikwidować.
– Oczywiście, ale prawdę mówiąc, nie sądzę, aby należało się nim przejmować. Jest pan zestresowany, to wszystko.
– Zestresowany?
– Jak najbardziej. Wydaje się panu, że wszystko w życiu jest w porządku, ale przecież wziął pan na siebie mnóstwo nowych obowiązków, prawda? Pańska podświadomość zaczyna dochodzić do wniosku, że sprawy pana przerastają. Stąd to poczucie, że jest pan zamknięty w skrzyni, na której leżą inne skrzynie. Mógłbym panu dać na to trochę sproszkowanego wężowego ziela… wystarczy, że włoży pan go trochę pod poduszkę, i nigdy więcej nie będzie pan śnił tego snu. Gwarantuję.
– Amelia zasugerowała, że aby powiedzieć mi, co się ze mną dzieje, może mógłby pan wezwać swojego przewodnika duchowego.
Przestałem zbierać karty.
.- Mojego przewodnika duchowego?
– Powiedziała, że ma pan indiańskiego przewodnika duchowego. Jakiegoś szamana, którego pan kiedyś znał i który zginął.
– Amelia panu o tym opowiedziała?
– Oczywiście. Powiedziała też, że ma pan talent przepowiadania ludziom przyszłości, ale rzadko go pan używa.
– Naprawdę? Przecież wróżyłem panu właśnie z kart…
– Wróżył pan, ale Amelia powiedziała, że jeśli nawiąże pan kontakt ze swoim przewodnikiem duchowym, może będzie mi pan mógł pokazać, co się ze mną stanie.
– Tak powiedziała? – Zastanawiałem się przez chwilę, po czym sięgnąłem do kieszeni i wyjąłem otrzymany od niego studolarowy banknot. – Wie pan, co zrobimy? Oddam panu pieniądze i nie będę o nic pytał.
– Ale ja nie chcę pieniędzy! Chcę się dowiedzieć, o co chodzi w moich koszmarnych snach! Amelia powiedziała, że może mi pan pomóc! Człowieku, ja nie mogę spać! Nie śpię od ponad tygodnia! Dostaję od tego wariacji!
– Dlaczego Amelia sama panu nie pomogła? Ta sprawa jest nieprzewidywalna i niebezpieczna. Oczywiście, że mogę się skontaktować z moim przewodnikiem duchowym, oczywiście, że mogę panu pokazać, o co chodzi w pańskich koszmarnych snach. Mogę też wsadzić sobie do ust pistolet i wystrzelić. Ale to nie znaczy, że to dobry pomysł.
Ted zwiesił głowę i wbił wzrok w stół. Tak długo się nie ruszał, że pomyślałem, iż zasnął.
– Proszę posłuchać – odezwałem się w końcu. – Nie robiłem tych rzeczy od bardzo dawna. Powinien pan spróbować wężowego ziela. Sprzedam panu łyżeczkę do herbaty za czterdzieści pięć dolarów… To naprawdę okazja. Nadal nie podnosił głowy.
– Kontaktowanie się ze zmarłymi to bardzo ryzykowna sprawa. Amelia na pewno to potwierdzi, a zajmowała się tym przez lata. Jak pan sądzi, dlaczego przestała?
Wstałem i podszedłem do okna. Blondynka z odrostami stała tam, gdzie przedtem.
„Nie potrafiłem przestać na panią patrzeć… sposób, w jaki dym z papierosa wylatuje z pani ust i znika w pani uroczo zadartym nosie…”. Nie, to też by nie zadziałało.
– Nie wiem, co robić, człowieku – wymamrotał w końcu Ted. – Byłem u lekarza, ale powiedział mi to samo, co pan. Że to stres… i dał mi ativan. Brałem te prochy, ale tylko pogarszały sprawę. Cholera jasna, tak się boję, że nawet nie gaszę światła.
– Więcej nie mogę dla pana zrobić, Ted. Przykro mi.
Podniósł głowę i z przerażeniem zobaczyłem, że ma twarz zalaną łzami.
– Musi pan. Nie mam już nikogo. Proszę…
Blondynka na ulicy też podniosła głowę i zauważyła, że ją obserwuję. Uśmiechnąłem się i pomachałem do niej, ale odwróciła się i weszła do sklepu. Cóż, pewnie i tak to transwestyta. Nie wiedziałem, co robić. Nienawidzę zakłócać spokoju zmarłym i gdyby to nic Amelia przysłała tego młodego człowieka, już dawno bym się go pozbył.
– Ted, naprawdę nie jestem przekonany… Ale chyba mogę zapytać mojego przewodnika duchowego, czy zechce panu pomóc. Niczego jednak nie gwarantuję i jeżeli sprawa wyda się nazbyt ryzykowna…
– Proszę… nie ma pan pojęcia, co przeżywam. Wahałem się. Wcale mi się to nie podobało. Dotychczas trzy albo cztery razy kontaktowałem się z tak zwanym światem duchów, lecz za każdym razem kończyło się to katastrofą i miałem szczęście, że udawało mi się ujść z życiem. Myślicie, martwi są grzeczni? Wydaje wam się, że trwają w nieustannym zachwycie i spędzają czas na tańcach na łąkach i grze na ukulele jak jacyś hipisi? Nic! Są zgorzkniali, pokręceni, marzą o zemście i nienawidzą żywych. Ujmijmy to tak: gdybyś sam był martwy, co byś czuł do zadowolonych z siebie żywych drani, zwłaszcza gdyby ciągle starali się z tobą skontaktować, wołając: „Halo? Halo! Jest tam kto? Jak to jest być martwym? Gdzie schowałeś akcje amerykańskich stalowni?”.
– Zróbmy jeszcze jedno – powiedziałem do Teda, po czym wysunąłem górną szufladę komody i wyjąłem notes z telefonami. Znalazłem numer Amelii i wystukałem go w komórce. Dzwonek dzwonił i dzwonił, ale odezwała się tylko automatyczna sekretarka.
„Nie ma mnie akurat w domu, ale bardzo jestem ciekawa, jaką masz do mnie sprawę”.
Amelia. Ten sam lekko chropowaty głos. Odchrząknąłem i powiedziałem:
Читать дальше