No cóz, wiekowy parkiet skrzypial tak glosno, ze wszelkie próby dyskretnego podkradniecia sie byly z góry skazane na niepowodzenie. Kuzynka kichnela donosnie, nacisnela klamke i stanela w progu zaskoczona.
Wnetrze kuchni zamienilo sie w prawdziwe laboratorium. Na kilku oliwnych palnikach podgrzewaly sie tygle z jakimis mieszankami. Z pudla, które na co dzien stalo na pawlaczu, Stanislawa wygrzebala mase dziwnie wygladajacych szklanych naczyn. Pootwierala sloje i rozsuplala rzemyki woreczków z róznymi substancjami. Wygladalo to troche jak kuchnia czarownicy, troche jak ekspozycja w piwnicy Muzeum Farmacji przy Florianskiej.
Na stole spoczywalo kilka opaslych woluminów i stos kartek ksero oraz dwa notesy ze zbiorów po alchemiku Sedziwoju. Nie wygladalo to ani na tworzenie zlota, ani na przygotowania do wielkiego dziela - uzyskania kamienia filozoficznego. Trudno bylo odgadnac, co tu sie dzieje, ale z ilosci trwajacych wlasnie procesów Katarzyna wydedukowala, ze alchemiczka pracuje nad uzyskaniem kilku róznych substancji. Czy jednak mialy stanowic elementy skladowe jeszcze bardziej skomplikowanego preparatu?
- Co robisz? - zagadnela Katarzyna.
- Tak sobie troche dlubie, zeby nie wyjsc z wprawy. Mozna powiedziec, ze próbuje uzyskac cos w rodzaju kosmetyków - odpowiedz byla niby wyczerpujaca, ale kompletnie nieszczera.
- Tak przy swiecach?
- Dziwi cie? No cóz… Po prostu tak przywyklam - mruknela alchemiczka. - Z Sedziwojem przeszlo sto dwadziescia lat pracowalismy nocami przy ich blasku. Dlatego nie potrafie w swietle zarówki prawidlowo ocenic koloru plomienia ani barwy gotowej substancji. To subtelne, acz znaczace róznice.
- Zaniepokoilam sie, widzac, ze wstalas. Myslalam, ze zle sie czujesz albo cos. Moze zostane i w czyms pomoge? - zaproponowala Kasia. - Potrzebujesz, ze sie tak wyraze, laborantki?
- Ech, tluczenie perel i korali w mozdzierzu nie jest zajeciem szczególnie trudnym.
- Perly i korale?
- Stara receptura. Wedle nauk mistrza Paracelsusa. Kiedys uzywano naprawde kuriozalnych substancji.
Idz juz spac, ja sie jeszcze pobawie godzine lub dwie.
Eks-agentka pomaszerowala poslusznie do lózka. Nie zdazylo wystygnac.
Przepisy Paracelsusa… - zadumala sie, przykladajac glowe do poduszki. On sie zajmowal kosmetykami? No cóz, tak calkowicie wykluczone to nie jest. Dawniej farmacja, kosmetologia i alchemia splataly sie podobnie jak astronomia i astrologia… Ale ona cos ukrywa. Wpadla na jakis pomysl. Wolala nie robic tego przy mnie. A sprawa jest na tyle palaca, ze dlubie po nocy, zamiast poczekac kilka dni, az pojade na wies…
I nagle Katarzyna poczula, ze wszystko sklada sie w niepokojaca calosc. Nagle przemeblowanie.
Dziwna dziewczyna na aukcji. Roztargnienie i wysilona beztroska kuzynki. Wreszcie nocne eksperymenty w kuchni.
- Ida jakies zmiany - mruknela. - Nagle lokalne zawirowania powietrza zwiastuja szeroki front burzowy…
*
Anna obudzila sie jak zwykle o szóstej. W pokoju bylo zimno jak w psiarni. Najtrudniej przyszlo wygrzebac sie spod grubej koldry. Szczekajac zebami, przebiegla do lazienki. Wskoczyla pod prysznic, pozwolila, by ciepla woda zmyla resztki snu. Ubrala sie i zagotowala wody na poranna kawe. Odpalila wysluzony laptop, kupiony za grosze w lombardzie, sciagnela poczte.
Jak zwykle skrzynke zasypywal spam. Lichwiarze oferowali „kredyty”. Córka Kadafiego proponowala odzyskanie milionów dolarów zdeponowanych przez tate w Szwajcarii. Serwis od sex randek kusil darmowa rejestracja. Dowiedziala sie, ile kosztuje tytul doktora nieistniejacego amerykanskiego uniwersytetu oraz równie niewiele wart dyplom istniejacej bialoruskiej wyzszej-szkoly-czegos-tam.
Zaproponowano jej viagre, anaboliki i trzy rózne metody odchudzania.
- Dzieki starozytnym granulkom schudnij pietnascie kilo w miesiac - odczytala na pól rozbawiona, na pól zirytowana. - Z czego niby mam schudnac?
Dostala równiez zachete do nabywania baz danych z oprogramowaniem do samodzielnego rozsylania podobnych reklam. Na koncu straszyly jeszcze dwie propozycje powiekszenia penisa.
- Zwlaszcza to mi do szczescia potrzebne… - Usmiechnela sie kwasno. - Choc z drugiej strony powiadaja, ze chlopakom latwiej sie sika. A nie, to powiekszenie, czyli na poczatek cos juz trzeba miec. Reklama nie trafia zatem w moje potrzeby. - Wcisnela „delete”.
Ale wsród tych smieci i tworów chciwosci ludzkiej wypatrzyla jeden e-mail, którego tytul zastanowil ja na tyle, ze nie skasowala go od razu:
marynarz@north.atlantic.university.com
Re: mapa z aukcji
Szanowna Pani,
nabyla Pani na wczorajszej aukcji mape, która wystawilem. Pomyslalem, ze moze zainteresuje Pania stara ksiazka pochodzaca z tego samego zródla i chyba spisana w tym samym jezyku. Cena bedzie bardzo przystepna. W razie zainteresowania bede dzis o dwudziestej w kawiarni Krystynka na Kazimierzu. Pozdrawiam. Olgierd.
Dluzsza chwile patrzyla na kilka linijek tekstu. Wreszcie wziela telefon i zadzwonila do Marcela.
Odebral niemal natychmiast. Zreferowala mu tresc wiadomosci.
- Zignoruj - polecil. - To moze byc pulapka.
- Jakby chcieli nas dopasc, to mieli okazje na aukcji - zauwazyla.
- Teoretycznie tak, ale cholera wie - westchnal. - Bardzo mi sie to nie podoba. Zbyt wielu naszych zginelo przez ostatnie dwadziescia lat. Martwie sie o ciebie. Powinnas przeniesc sie do Warszawy.
Zalatwimy ci tu jakas stancje…
- Pomysle. Co z dzisiejszym wieczorem?
- Olej to.
- A jesli to okazja do uzyskania jakichs uzytecznych informacji?
- Za duze ryzyko. Mam dosc pogrzebów.
- Czy móglbys przyjechac i wybrac sie tam ze mna?
- Nie dam rady przed osiemnasta wyjsc ze szpitala. Bede asystowal przy operacji na otwartym sercu.
Chyba ze Wiktor… Jesli zdola sie urwac z roboty. Zadzwonie do niego… Siedz w domu i nie rób glupstw!
Rozlaczyla sie.
- Gruba przesada chyba - prychnela. - Kawiarnia to przeciez miejsce publiczne, nikt mi tam flaków nie wypruje.
*
Ze Stanislawa dzieje sie cos niedobrego, rozmyslala Katarzyna, przeciagajac sie rankiem w lózku.
Lekcewazy ewidentne zagrozenie. Jest dziwnie ospala. Gdzies zniknela jej wrodzona ciekawosc.
Niedobrze to wyglada. Moze to poczatki starczej demencji, przeciez zyje juz czterysta lat, nie da sie wykluczyc, ze w któryms momencie nawet czerwona tynktura przestaje dzialac… Albo ze cialo pozostaje mlode, ale mózg zmeczony tak dlugim zyciem zaczyna fiksowac. Moze zatem ja powinnam, jako najblizsza krewna, zadbac o jej sprawy?
Ujela w dlon tablet i raz jeszcze wyswietlila sobie wszystkie zdobyte informacje. Anna Czwartek.
Dziewczyna jak setki innych. Szara myszka. Niezbyt ladna, choc zgrabna. Oceny na maturze niezle, ale tez nie nadzwyczajne. Nie na tyle, by dostac panstwowe stypendium.
Studentka konczaca pierwszy rok. Autorka artykulu o petrologii ofiolitów, cokolwiek by to moglo znaczyc. W przyszlosci, jesli utrzyma sie na studiach, bedzie z niej pani geolog od poszukiwania zlóz polimetalicznych. Nieciekawa profesja.
Trzy elementy nie pasuja do obrazka. Po co chciala kupic te stara mape? Skad ma tatuaz i jaka symbolike on skrywa? I najwazniejsze: jak rozpoznala alchemiczke? Po czym? A moze to pozór? Moze nie ma dwudziestu lat, tylko znacznie wiecej? Czy znala Stanislawe wczesniej? Diabli nadali. Trzeba poweszyc… Katarzyna nawinela pasmo wlosów na palec. Jak najskuteczniej zmienic wyglad? Stanela przed lustrem. Musi przefarbowac wlosy. Zmienic sylwetke. Zalozyc stanik push-up. Wbic sie w gorset kuzynki i mocno zesznurowac. Garsonka, teczka, okulary - szklo okienne w topornej rogowej oprawce… W godzinke zmienila sie niemal nie do poznania.
- Biore twój rower - zawolala w strone sypialni.
Odpowiedzialo jej zaspane mrukniecie, ale wylapala nute przyzwolenia. No to w droge.
Читать дальше