Wszystko dawno zarosło chwastem. Błona zaciągająca okno była pęknięta.
Kozak wszedł do środka domu. Najpierw poczuł charakterystyczny trupi zapach, co skłoniło go, aby w pierwszej kolejności zlokalizować jego źródło. Na całkiem jeszcze porządnym łożu pod zetlałą derką spoczywał szkielet.
- Tfu! - splunął z dezaprobatą. - Co za kraj pogański, że nawet szczątków zmarłego ziemi nie oddali...
Rozejrzał się po wnętrzu. Nikt od lat tu nie zaglądał. Piec był pęknięty, wiszący na haku miedziany kociołek pokrył się wykwitami śniedzi. Maksym przejrzał
wszystkie kąty, znajdując zardzewiały kozik, dziurawy worek, kilka drewnianych misek stoczonych przez robactwo.
Pozbierał kości, zawinął w derkę, a następnie wyciągnął na zewnątrz. Odszukał
drewnianą łopatę, której koniec okuto żelazem i nie spiesząc się, wykopał w kamienistej ziemi grób.
Złożył w nim szczątki, przykrył siennikiem z łoża. Następnie zdjął papachę i przeżegnał się nabożnie.
- Przyjacielu drogi a nieznajomy, dziękuję ci z całego serca mego prawosławnego za twój dom, łoże, kociołek i inne sprzęty, którymi mnie ubogiego wędrowca poratować raczyłeś. Spoczywaj w pokoju, a Bóg niech twą duszę przygarnie.
Z metalowej buteleczki zaczerpnął święconej wody i chlapnął na szczątki, a następnie zasypał mogiłę.
- Chrystus zmartwychwstał, tak i my z martwych powstaniem... - Wbił u wezgłowia krzyż.
Rozkulbaczył klaczkę i puścił ją wolno, aby poskubała zeschniętej jesiennej trawy, a sam zaczął przepatrywać ruinę, planując jednocześnie kolejność prac.
Za domem jest zbiornik na wodę ściekającą po skalach, należy go oczyścić.
Dach zniszczony, wymieni się bieżmo, a potem pokryje go korą. W jaskini ulokuje konika. Trzeba tam nową ścianę wznieść i to nie z drewna, a z gliny i kamieni, bo wichry od morza tu z pewnością dokuczliwe... Ścieżkę w dół doliny należy zbadać, bo niepodobna drogą naokoło chodzić za każdym razem, gdy zechce szynk odwiedzić...
Niektóre sprzęty już do niczego, trzeba znaleźć odpowiednie drewno i porobić sobie
nowe. Na skalnych półkach sporo trawy rośnie, pójdzie z sierpem i pościna, wiatr przesuszy, a dużo musi na strychu zgromadzić, bo to i jedzenie dla konika na zimę, a i cieplej będzie. W głąb doliny pojedzie, tam lasy, bo krzaków na skale niewiele, a tu potrzeba na mrozy sąg drewna naszykować...
Wreszcie zadowolony z życia siadł przy rozklekotanym stole. Przygotował
papier i inkaust. Jednym zręcznym ruchem kozika przyciął gęsie pióro.
Drogi batko atamanie!
Jeśli list mój dotarł do rąk twych, wiesz już, iż rozkazy twe wypełniając, z pludrackiego miasta Stockholmu drogę na zachód obrałem, aby na miejscu zbadać legendy o skarbach i fortunie kupców Bergenu. Po przygodach licznych i część gotówki strwoniwszy, przybyłem oto na miejsce, o czym spieszę donieść.
Droga ma przez wysokie góry wiodła, gdzie mimo iż Oktobrus kalendarium moje pokazało, mrozy i srogie śnieżyce pokonać mi przyszło. Okolica ta dla Kozaków wielce przykra, jako iż wzrok nasz przywykły, by swobodnie hulać po stepie, tu co i rusz na górę skalistą natrafia, przez co oko się męczy, a i rozum tęsknota za ziemią ojców paląca ogarnia. Osobliwością tej krainy są wąwozy, które tubylcy fiordami zwą, a które na dnie swym głębokim wodę mają, ponoć morza odnogi, co dla onej wody słoności prawdopodobnym mi się wydaje. Drogi brzegami ichnimi się wiją, jako że przebyć ich mostem dla szerokości niepodobna.
Przebywszy jednakowoż te trudy i znoje, zjechałem w doliny, gdzie nad zatoką wlaną między dwie góry, jako bełt wbity pomiędzy pośladki, miasto owo się rozłożyło. Bergen to gród dziwaczny, ni do pludrackich, ni do lachskich, ani nawet do turczyńskich zgoła niepodobny. Niepodobieństwa te spisać spróbowałem. Tedy pierwsze jest takie, iż lud tu durny wielce, w jednym miejscu miasta wznieść nie potrafił, tedy w kawałkach je rozrzucił. Na zachodzie zamek wzniesiono, by nad wejściem do zatoki czuwał. Obok, na gruncie podmokłym, choć kamienistym, stocznię ulokowano. Dalej na wschód idąc, Niemce siedzą, co do Hanzy należą.
Domy ich z drewna pobudowane, do naszych kureni siczowych podobne, jeno ze trzy razy wyższe, a i w długości także inne. Ognia w nich palić zakazano, nawet zimą dla ogrzania. Dachy ich gontem drewnianym miast słomą kryte. Rzędem stoją wzdłuż brzegu zatoki, co ją Vågen zowią, a frontem do niej zwrócone, gdzie na parterach kantory kupieckie umieszczono. Pomiędzy nie wąskie uliczki biegną dla towarów cyrkulacji, jako iż domy te od boków i tylu magazyny na wszelakie dobro
posiadają - o czym niżej dokładnie napiszę. Od strony zamku kościół wspaniały z kamienia wzniesiony, jako żywo łacińskie chramy w Kijowie przypominający, tamże ku żałości wielkiej luterańskie heretyki bałwochwalnię sobie uczyniły, łacinnikom tylko kościółek mały, starożytny wielce i przez czas zniszczony, pomiędzy domy wciśnięty zostawiwszy, któren pod wezwaniem św. Mikołaja. Za domami uliczka biegnie, drewnianym płotem od kantoru odgrodzona, a po jej drugiej stronie w domkach niewielkich małp wszetecznych siedzi całe zatrzęsienie.
Luboć wiele widno zarazę polską w sobie nosi, bo na ryjach krostami zsypane.
Mniemam, iż takie ich nagromadzenie tym spowodowane, że wśród kupców ni kobietom, ni dziewkom żyć nie dozwolono. Dzieci takoż z tej przyczyny tam nie uświadczysz, nie wiem tedy, jak się te Niemce mnożą. Może wodą przybywają z krain odległych?
Dalej ku wschodowi miasto kolejne leży, które jednakowoż częścią kantoru nie jest, ani władza jego nad Niemców nie sięga. W nim Duńczyki i Norweżcy siedzą, a jeszcze dalej na wschód i ku górom postępując, leprozorium niewielkie, gdzie trędowatych trzymają, wymienić należy. Przy szlaku w góry klasztor pobożnych sióstr franciszkanek zacny się znajdował, ale lutry już przed paru laty monaszki do ożenku zmusili, część wymordowali, a budynki rozwalili, bojąc się widno, aby bogobojne życie nikogo nie kusiło. Kaplica jeno dla grubości murów się ostała.
Tamże piwniczkę półzwaloną sobie upatrzyłem, coby kozackim zwyczajem osiąść i zimę jako kret w ciepłej ziemi przeczekać, lecz mnie starzec jeden ostrzegł, że pomysł to zły nad wyraz, a raz z powodu tego, że lensmann miejscowy włóczęgów nie lubi i łapie wszystkich, których za takowych uzna, dwa z powodu tego, iż ruiny klasztoru władze na oku mają i mogliby pomyśleć, iżem mnich katolicki, a takowych tu topią, kamienują, na stosach palą i innejeszcze męki zadawać im lubią, trzeci zaś powód, że ponoć duchy pomordowanych monaszek mocno tam nocami dokazują.
Tedym rad nierad mieszkanie sobie na stoku góry wyszukał, gdzie wiatry ostre wieją, by za kąt do spania i dach nad głową srebrem nie płacić...
Obyczaje mieszkańców plugawe wielce. Po domach ni obrazów świętych, ni ikon zlotem na drewnie pisanych nie uświadczysz. Spać chodzą nago, dla chłodu uprzednio gorzałkę pijąc, którą ja żem też skosztował. Mocna jest ona diabelnie, w łeb wali niczym młot, z niezrozumiałej jednakowoż przyczyny zielsko jakoweś obrzydliwe w niej moczą, które sprawia, że smak psuje się kompletnie i jedynie
Читать дальше