- To ich sprawy. Może ataman Bajda potrzebuje doświadczonych żeglarzy na Morzu Czarnym. Może flotę wojenną chce zbudować i na Turków rzucić? Może wręcz przeciwnie: Kozaków z Siczy planuje na Bałtyk posłać. Nie moja to rzecz i nie waszmości nawet.
- Ataman Bajda ma tu własne oczy i uszy w postaci cwanego Kozaka Samuela, dwu kobiet i dwu chłopaczków, którzy ledwo od ziemi odrośli, a już lepiej łukiem ich omijać, bo w robieniu szablą... A, nieważne. Gdyby ataman zechciał doświadczonych żeglarzy ugadać, wystarczyłoby kieską zabrzęczeć.
Milczałem.
- Teraz waszmość... Przybywacie na nasz brzeg niczym anioł śmierci. Tam, gdzie noga wasza lądu dotknęła, czternastu grabieżców padło i na zawsze zostało na plaży. Raport z oględzin ich zwłok otrzymałem. Legli od kul z samopału jakowegoś... Takich jak ta. - Ze skórzanego woreczka wytrząsnął na dłoń naboje. - Legli bardzo szybko, zabici nieomal w jednej chwili. Strzelasz waść o wiele lepiej niż moi ludzie. Szybciej, celniej, w ciemności... I cudaczny wielopał dziwnej roboty do tego posiadasz. Wracając zaś do trupów, nieliczni piraci, widać tylko ranieni, zostali dobici kordem. A kto ich tak zaszlachtował? Dwóch towarzyszących wam synów kupieckich z Nowogrodu. Przypadkiem ludzie ci to najwierniejsze psy łańcuchowe kapitana Hansavritsona. Musiałeś waść wielkie przysługi mu oddać, że takich przybocznych wam przydzielił.
Wciąż milczałem. Czarno odziany rajca też nadal nie odzywał się ani słowem.
- Następnie przybyłeś waść do Gdańska - Grot podjął monolog. - I przypadkiem oczywiście nająłeś mieszkanie u kobiety, która krewną była pewnego bardzo ciekawego karczmarza. I wreszcie ktoś do tego stopnia was nie lubi, że wymordował osiem osób, byle tylko was dopaść...
Poczułem dreszcze. Obecność kata i jego narzędzi dodatkowo utrudniała mi skupienie się na rozmowie.
- I co z tego wynika?
- Nie wiem - odparł Grot z udawaną bezradnością. - Mam swoje teorie, a bardzo chcę dociec, na ile odpowiadają prawdzie, więc dobrze by było, abyś waszmość mi o tym opowiedział.
- Nie mam w zasadzie nic do powiedzenia - warknąłem. - Kapitana Petera poznałem... Diabła tam, przecież mówiłem waści, gdzie go spotkałem!
- Mówiliście. - Machnął dłonią, jakby się odganiał od natrętnej muchy. - A skoro już przy tym jesteśmy... Zastanawia mnie kwestia taka, czego też szukał kupiec z Visby w dalekim Trondheim.
Spojrzał pytająco.
- Nie wiem. Może tłuszczu z ryb, sezon właśnie się kończył. Wyprzedawano resztę zapasu. Był jedynym kupcem wyruszającym na południe, więc...
- Jedynym - przerwał mi. - Czyli co? Tylko on po olej rybny przypłynął - zakpił.
- Nie wiem, jakie miał tam interesy - powiedziałem zmęczonym głosem. - Nie zaglądam bliźnim pod kołdrę ani do ksiąg handlowych. Skorzystałem z okazji, by zabrać się na południe.
- I nie tylko waszmość... Wszak na pokładzie był także poddany duński Islandczyk, zwany Bjart.
- No, chyba był ktoś taki...
Przypomniałem sobie tego milczącego, bladego, jasnowłosego mężczyznę. Czarno odziany urzędnik, czy kim tam on był, przeszedł kilka kroków i znowu znieruchomiał.
- O kapitana Bjarta pismo z zapytaniem z Kopenhagi przyszło. Coś go korona szuka i znaleźć nie może, zastanawiali się, czy w naszych stronach się nie objawił. Gryzie mnie jednakowoż problem, czy Hansavritson popłynął tak daleko na północ, by wydobyć go z lochu, czy może was obu chciał na południe dostarczyć...
- Jak już mówiłem...
- Pamiętam. - Uciszył mnie gestem ręki. - Fakty zaś są takie. Przybywacie, waszmość, obecnie do Gdańska z Bergen, gdzie spędziliście sporo czasu, lecząc się z rany na głowie. Przybyliście w towarzystwie Sadki, Borysa i panny Heleny. Obaj rękodajni wyjechali, gdy tylko znaleźliście się bezpiecznie pod opieką naszych, mam na myśli gdańskich, zauszników Hanzy. A waszmość z dziewczyną czekali, aż do miasta dotrą ci dwaj, Staszek i Maksym.
- Tak było. - Wydąłem wargi. - I co z tego? To wolny kraj. Jeśli zechcę spotkać się z przyjaciółmi...
- Opowiesz teraz, o co w tym chodzi.
- Że co?! - nie zrozumiałem.
Justycjariusz skinął dłonią. Kat wyjął z paleniska rozżarzone szczypce i chwilę machał nimi w powietrzu. Zaskowyczałem, jeszcze zanim cokolwiek zrobił. Organizm zareagował absolutnie zwierzęcą paniką. Oprawca podszedł i złapał kleszczami płat skóry na moim lewym boku. Ryknąłem dziko. Wycie rodziło się gdzieś poza świadomością. Szarpnąłem się potężnie, ale rzemienie trzymały. Oprawca puścił, obszedł mnie i powtórzył operację na drugim boku. Znów zawyłem. Kleszcze wystygły, powinno boleć mniej, ale gdzie tam...
- Wystarczy. - Śledczy odesłał mistrza małodobrego gestem. - A zatem wracam do pytania.
- Nie rozumiem go. Przybyłem do Gdańska może w dziwnym towarzystwie i...
- Wieźliście coś ważnego? - odezwał się ten ubrany na czarno. - Coś tak szalenie ważnego, że syndyk Hanzy, czcigodny Heinrich Sudermann, oddal wam swój statek, a kapitan Peter Hansavritson delegował najlepszych ludzi. Wieźliście rzecz tak niezwykłą, iż jej przewiezienie powierzono najlepszemu strzelcowi na świecie i wyposażono go w jakąś niezwykłą broń o iście piekielnej sile. Wreszcie, by rzecz tę odebrać lub ochronę wzmocnić, do Gdańska przybył Kozak Maksym, o którym wiemy tyle, że na dworze atamana Bajdy przebywał. Ma i on swych rękodajnych, Kozaka Samuela, szermierza niezrównanego, gotowego własnoręcznie pół miasta wysiec... Idąc dalej tym tropem, jest jeszcze Marius Kowalik.
- Ale ja...
- Słyszałem opowieści, stare, powtarzane w karczmach i te przekazywane mi przez dziadków - odezwał się Grot. - Torturując ludzi różnorakiego stanu, także zasłyszałem niejedno. Władza, którą widzimy, to piana na falach. Prawdziwe decyzje zapadają na dworach potajemnie. Tajne traktaty przewożą zaufani kurierzy. Czasem zaś możni gną karku przed ludźmi, którzy uchodzić chcą za żebraków. By zaś wysłannika takiego rozpoznać, niezbędne są znaki potwierdzające jego tożsamość i wagę misji. Co waść na to powiesz?
- Może i tak jest. Nie interesuję się polityką.
- Zatem pamięć waszmości odświeżymy.
Milczałem. Skinął na kata. Palce u stóp potraktowane cęgami zareagowały potwornym bólem. Krzyczałem, aż poczułem w ustach słony posmak krwi. I naraz ból odpłynął. Straciłem przytomność? Chyba tak, bo gdy otworzyłem oczy, byłem cały mokry. Chlusnęli cebrzyk wody?
- Oczywiście wieści o kurierach i niezwykłych przedmiotach potwierdzających ich posłannictwo krążą nie tylko po naszym mieście. Widać dotarły gdzieś daleko, gdzie żyją ludzie ponurzy, okrutni i żądni władzy. To, co waszmość przewoził, musiało poruszyć ich plugawe dusze, bo aby waści dopaść, mordowali jak w amoku - bydlak podjął wątek jakby nigdy nic.
Poczułem, że mam mokre spodnie. Od wody czy zwieracze nie wytrzymały? Rany nieznośnie ćmiły. Oprawca znowu krzątał się przy piecyku. Szykował narzędzia, by kontynuować zabawę.
I naraz błysnął mi pomysł. Szatański, podły i okrutny. Przecież... Ten człowiek wie wiele, ale szuka po omacku i wnioski wyciąga błędne. Wystarczy, że powiem, iż w całej tej sprawie chodzi o Helę... Że to ją mieliśmy bezpiecznie dostarczyć do Gdańska. Że to ona jest ważna. Dla katowej, dla Hansavritsona, dla atamana Bajdy...
Zagryzłem wargi z całej siły. Przeraziła mnie sama świadomość, że tak ohydna myśl mogła mi przyjść do głowy. Justycjariusz uśmiechnął się promiennie. Czułem, że zaraz padnie naprawdę zjadliwe pytanie. I doczekałem się... Jednak to nie on się odezwał, a jego szpakowaty kompan.
Читать дальше