- Owczarek? Bez zębów - parsknął.
Muszę dobrze wykorzystać czas, który został mi dany, dumał. Samiłło to doskonały szermierz. Mistrz nad mistrzami. Muszę nauczyć się od niego tyle, ile zdołam. Może wtedy mam szansę. Muszę wyciągnąć Marka z więzienia. Nie wiem jeszcze, jak to zrobię, ale muszę. No i najważniejsze. Tak jak w górach, znowu mam pod opieką dziewczynę. Tylko że wtedy, jak mi tłumaczyła, mieliśmy przeciw sobie tylko przyrodę. Mróz, zimę, wichry, wilki. Silne, potężne, ale bezrozumne. Teraz mamy przeciw sobie ludzi. Boję się. Wolę być owcą... Jednak nie mogę. Tak mnie wychowali, że muszę walczyć. Muszę, bo odczuwam imperatyw moralny, czy jak to zwą... Zginę przez to.
Zagryzł wargi. I naraz przypomniał sobie szkołę, tych wszystkich kolesiów w dresikach szpanujących nowymi komórkami. Tych wszystkich, których nienawidził w skrytości ducha, i tych, którym jawnie okazywał swą pogardę, nie bacząc na późniejsze szykany.
Będę walczył, pomyślał. Będę walczył, bo ci tak zwani koledzy z klasy umknęliby z podkulonymi ogonami. A jeśli będzie trzeba umrzeć, trudno. Ale umrę jak mężczyzna, z podniesionym czołem.
Zatrzymał się i wysunął szablę z pochwy. Długo patrzył na ciemne linie stali tworzące rysunek przywodzący na myśl słoje drewna. Gdy dostał ją od Maksyma, nie rozumiał jeszcze znaczenia tego gestu. Ucieszył się z prezentu. Teraz...
Narzędzie. Kły owczarka. W zaułku zachichotał wiatr. Okna rozjarzył poblask świec i łojówek. Miasto kładło się spać.
Jak w tanim horrorze, westchnął chłopak. Stary dom, ciemność.
Maszerował pogrążony w zadumie. Było mu zimno, szczelniej zakutał się w kurtkę.
Do dupy to wszystko, pomyślał. Trzeba było czytać porządne kryminały i książki sensacyjne, a ja o prowadzeniu śledztw wiem tyle, co zobaczyłem w serialu „Z archiwum X". Czyli nic. Nie mam pojęcia, jak można namierzyć Chińczyków czy ich agenturę. Nie wiem, jak odnaleźć morderców tej biednej małej Grety. Nie wiem, jak sprawdzić, czy to jedni i ci sami. Nie mam pojęcia, jak wyciągnąć Marka z pudła. Nie miałem nigdy w życiu do czynienia z policją i nie wiem, czy Grot coś knuje. W górach, gdy przedzierałem się z dziewczyną przez zaspy, wszystko było jasne. Jest cel i trzeba do niego dojść. W Dalarnie też wszystko było oczywiste. Wcześniej czy później miałem umrzeć, więc zrobiłem wszystko, by przetrwać. Ale tu...? Jakbym wpadł w pajęczynę. Odwykłem od myślenia. Nie wiem, jak można to ugryźć... A przecież muszę. Bo... Bo tamci, kimkolwiek są, prawdopodobnie przeczesują już miasto...
Wreszcie stanął przed domem Kozaków. Zapukał w umówiony sposób. Otworzył mu gospodarz.
- W samą porę. - Uśmiechnął się. - Kolacja zaraz będzie na stole.
Przyjemnie było wejść do ciepłej kuchni, rozjaśnionej blaskiem ośmiu świeczek. Hela z Marfą i Łesią krzątały się przy piecu. Pachniało mięsem i kompotem z suszonych owoców...
Jakoś tak świątecznie, pomyślał chłopak. A to stypę raczej trzeba by wyprawić...
- Jest jakaś szczególna okazja? - zagadnął.
- Pismo przyszło dziś właśnie od atamana, iż nasza misja końca dobiega. Śniegi stopniały. Nie minie miesiąc, łąki trawą się pokryją i do domu na Ukrainę ruszymy - powiedział Samiłło. - Na razie dalszych rozkazów oczekiwać mamy. Ale wieść ta nas ucieszyła.
- Wszędzie dobrze, lecz w domu najlepiej... - powiedziała Hela w zadumie.
- Rzekłaś waćpanna.
Dania wylądowały na stole. Zasmażona kapusta z zapeklowaną golonką, doprawiona czosnkiem i octem winnym. Sam zapach wycisnął Staszkowi łzy z oczu. Z trudem opanował ślinotok. Do popicia było domowe piwo i kompot z suszonych owoców. Dokładali sobie i dokładali, aż misa została pusta. Kozacy doprawili się jeszcze horyłką, Staszka intensywna woń śliwkowego bimbru zniechęciła do kosztowania specjału. Hela za to golnęła sobie trzy kubki miodu. Jednak widać było, że próbuje w ten sposób zagłuszyć melancholię. Gdy chciała dolać sobie po raz czwarty, stanowczo odebrał jej naczynie.
- Za dużo - powiedział zdecydowanie. - Damie to nie uchodzi.
O dziwo, posłuchała od razu, potulnie położyła uszy po sobie. Wreszcie powędrowali na poddasze. Maksym padł na łóżko i zasnął niemal natychmiast.
Staszek nie mógł spać. Siedział przy zapalonej świecy. Ponure myśli powróciły. Od okna ciągnęło chłodem. Gdzieś w poszyciu dachu piszczały myszy, korniki uparcie drążyły swe korytarze.
Miesiąc, pomyślał. Przez miesiąc muszę się uwinąć z moim śledztwem, bo potem zostanę tu sam. I Marka trzeba wydostać z lochu. Zadania, zadania, zadania... I do żadnego nie jestem przygotowany!
Skrzypnęły cicho deski podłogi. Staszek odruchowo wyciągnął dłoń. Namacał rękojeść... To Hela stanęła w drzwiach. Miała na sobie cienkie giezło, na ramiona zarzuciła szal. Była boso. Widok jej drobnych stópek jakoś dziwnie chłopaka rozczulił.
- Zobaczyłam, że nie śpisz. Posiedzisz ze mną? - zapytała. - Nie bardzo wypada, ale jakoś mi smutno samej. I boję się.
- Chętnie.
Zdmuchnął świecę i poszedł za Helą.
Nie wypada, dumał. A co wypada?
Wsunęła się pod kołdrę i zawinęła ciasno. Staszek przycupnął na kulawym zydlu.
- Śpij, proszę - powiedział. - Posiedzę tu, póki nie zaśniesz...
- Opowiedz, proszę, o swoich czasach. O swoim świecie - zaproponowała. - Nie umiem sobie tego wszystkiego wyobrazić...
- Mój świat - westchnął. - Przede wszystkim o tej porze nie udawałbym się jeszcze na spoczynek. My... żyliśmy w innym - chwilę szukał dobrego sformułowania - przedziale godzin. Później kładliśmy się spać i później wstawaliśmy. Oświetlenie elektryczne było tanie, siedzieliśmy długo w noc...
- Rozumiem. - Skinęła głową. - Latem na wsi wstawałam około piątej rano. Co robiłbyś teraz, gdybyś wrócił do swoich czasów?
Spojrzał na zegarek. Dwadzieścia po dziewiątej?
- Popatrzyłbym w telewizor... - zawiesił głos, ale Hela kiwnęła, że pojmuje. - Może uruchomiłbym komputer i poczytał artykuły lub pochodził po forach.
Wzruszyła bezradnie ramionami.
- Mogliśmy pisać listy i umieszczać je w Internecie. W sieci. Kurczę, jak to wyjaśnić... Wyobraź sobie coś w rodzaju biblioteki, gdzie każdy może zajrzeć, siedząc u siebie w mieszkaniu. Gdzie... - zamilkł, nie mogąc znaleźć analogii, które dziewczyna mogłaby pojąć.
- Coś jak gazeta, która się co jakiś czas uaktualnia i gdzie można zamieścić ogłoszenie lub inny tekst?
- Mniej więcej. Może obejrzałbym oferty różnych towarów, katalogi produktów... Albo wyłączyłbym to pudło i poczytał książkę...
- Dużo miałeś książek? - zaciekawiła się.
- Około sześciuset.
Na jej twarzy odmalowało się głębokie zdziwienie, ale nic nie powiedziała.
Dziecko ze wsi, pomyślał. Inna epoka. Co mogła mieć w swoim dworku? Kilkanaście, kilkadziesiąt woluminów? A na pensji? Czy posiadali księgozbiór? Nie wiedział i jakoś głupio mu było pytać.
- Przede wszystkim byłoby dużo jaśniej niż tu - powiedział. - Elektryczność, żarówki... Jedna dawała tyle światła, co kilkadziesiąt, może kilkaset świec. I byłoby o wiele cieplej. Często chodziłem po mieszkaniu w spodenkach i koszulce z krótkim rękawem.
- Dobrze paliliście w piecach?
- Mieliśmy kaloryfery. Wielki piec w elektrociepłowni ogrzewał wodę dla całego miasta, z niego rurami do domów biegła gorąca para. Te rury rozdzielały się i docierały do mieszkań.
- Zdumiewające. Mówiłeś o wodzie?
Usiadła na łóżku.
- Nie musieliśmy grzać wody na kąpiel, podgrzana gdzieś daleko, wypływała z kranu już ciepła. W kuchni mieliśmy kuchenki gazowe. Z rurek szedł gaz, który się zapalało, i na takim płomieniu stawiało garnek z zupą czy patelnię. Pod spodem były jeszcze piekarniki, w których można było upiec ciasto czy mięso. Ubrania wrzucaliśmy do pralki, to była taka szafka podłączona do wody, dosypywało się tylko proszku i po dwu godzinkach wyjmowało czyściutkie. Używałem tego wszystkiego na co dzień. Nie zdawałem sobie nawet sprawy, jaka to wygoda, zanim nie trafiłem tutaj... - Zamyślił się, patrząc w ścianę.
Читать дальше