– Po prostu powiedz – zachęcił.
– Wspominałeś, że jesteś po to, by dostarczyć mi absolutnie wszystko, czego potrzebuję – zagadnąłem.
Przełknął to, co miał w ustach.
– Owszem. Czego zatem potrzeba? – odparł przyjaźnie.
– Przydałaby mi się kominiarka i pistolet z tłumikiem.
Głupio to zabrzmiało. Życzenie też było chyba głupie. Ale człowiek Hipopotama nie okazał żadnego zdziwienia.
– Łom też?
– Łomu nie.
– Da się załatwić. Powiedzmy, na jutro rano – powiedział całkowicie spokojnie. – Ale jako człowiek reprezentujący interesy naszego pracodawcy wolałbym wiedzieć, po co ci to?
– Muszę przestrzelić kolana jednemu łajdakowi – wyjaśniłem zupełnie szczerze.
– Rozumiem. – Szczurogęby nadal nie okazywał zdziwienia, jakby przestrzeliwanie kolan było dla niego czymś zupełnie naturalnym. – Pro forma muszę jednak zapytać: czy to w jakiś sposób wiąże się z naszymi poszukiwaniami?
– Dzięki temu odzyskam spokój ducha niezbędny do dalszej pracy.
Zamyślił się na chwilę.
– Co cię tak wkurzyło? Tamten antykwariat? – zapytał wreszcie, wskazując witrynę. – Stałeś tak i stałeś, i gapiłeś się na tamten kawałek płyty.
O, to jednak łydki Japoneczek nie przesłoniły mu świata.
– Jakaś hiena cmentarna wystawiła na sprzedaż kawałek nagrobka dziewczyny, którą znałem – warknąłem. – Dziewczyny, która dla mnie pracowała.
– Znałeś ją, będąc w szesnastym wieku? – upewnił się.
– Taaa...
W głowie pojawiały się kolejne wspomnienia. Palce zręcznie plotące nitkę na kołowrotku. Tresowana wiewióreczka siedząca na ramieniu dziewczyny. Nie brałem udziału w pogrzebie Grety. Nie było okazji iść na jej grób. Najpierw siedziałem w lochu, potem uciekłem z Gdańska.
– Skoro ma ci to zapewnić spokój ducha – westchnął ciężko – i ułatwić robotę dla pana Ferdynanda, to skombinuję ten pistolet i kominiarkę. – Wytarł ręce w papierową serwetkę. – W jaki sposób chcesz się zemścić?
– Eee... Hmm... Wejdę, powiem sprzedawcy, że jest hieną cmentarną, a przy tym ostatnią świnią, i strzelę – wydukałem.
Mój towarzysz zachichotał bezgłośnie, krzywiąc wargi w złośliwym uśmiechu.
– Nie najgorszy plan. Zoologicznie go weźmiesz? Świnia i hiena w jednym... Czemu nie małpa i osioł? No dobrze, rozumiem, że masz do tego kawałka kamienia stosunek osobisty, ale pozwolisz, że zrobimy to po mojemu.
– To znaczy?
– Masz nadal prowadzić nasze poszukiwania, więc dobrze by było, żeby policja nie złapała cię na gorącym uczynku – rzekł twardo. – Ani nawet drugiego dnia – uzupełnił. – Wyciągnięcie cię z aresztu, jeśli będziesz siedział pod zarzutem strzelania do ludzi, byłoby kłopotliwe, kosztowne i długotrwałe. Pan Ferdynand nie lubi takich komplikacji.
A już myślałem, że naprawdę chce mi pomóc. No jasne... Dobro śledztwa przede wszystkim.
– Zatem? – warknąłem.
– Może po prostu odkupisz ten fant i postawisz u siebie w ogródku?
Zastanowiłem się. Odzyskanie nagrobka miało jakiś sens, ale potrzeba zemsty pozostanie niezaspokojona. A poza tym jest jeszcze jedna kwestia. W zasadzie kluczowa.
– Chcą ponad pięć tysięcy – powiedziałem spokojnie. – Nie stać mnie. To znaczy stać – przypomniałem sobie o złocie. – Ale paść takie bydło własną kapustą...
– Żadna kwota dla naszej firmy. Wrzucimy w koszta, w wydatki na cele reprezentacyjne czy coś. Księgowość z pewnością znajdzie coś odpowiedniego. Może nawet od podatku to odpiszemy. A szef to potem przekaże jakiemuś muzeum jako darowiznę.
– Mamy finansować jakąś parszywą hienę cmentarną?! – wybuchnąłem.– Nawet biorąc pod uwagę, że zrobiłbym to waszą kasą. No nigdy w życiu! No i za coś takiego musi być element kary!
– Rozumiem. Jeśli będzie trzeba, przyjdzie tam dziś jeden z naszych ludzi, obejrzy sklepik od środka. Zobaczymy, jakie mają zabezpieczenia. Ustalimy też dane firmy.
– Po cholerę? – zirytowałem się.
– Bo może zamiast robić zadymę tutaj, trzeba będzie wyhaczyć właściciela tego interesu. No wiesz, żebyś chcąc upolować złoczyńcę, nie strzelał do Bogu ducha winnego sprzedawcy.
O tym nie pomyślałem!
Było późne popołudnie, gdy do naszego pokoju ktoś zapukał. Szczurogęby poszedł otworzyć. Przez chwilę mignęła mi postać jakiegoś wypłoszowatego typka w grubych okularach. Przekazał plik kartek, aluminiową walizeczkę i już go nie było. Mój cerber przejrzał papiery w ciągu może pięciu minut.
– No dobra – mruknął. – Sądząc po specyfikacjach technicznych, monitoring wewnątrz sklepu da się chyba odłączyć. Ale jest drugi problem, grubszy – westchnął.
– To znaczy?
– Monitoring uliczny. Jeśli wejdziemy do sklepu i narozrabiamy, policjanci w pierwszej kolejności sięgną do rejestratora wewnątrz. Potem sięgną po obraz z kamer ulicznych. Nie są szczególnie dobre, ale w kilkanaście minut służby ustalą nasze buzie, spróbują prześledzić, dokąd poszliśmy, zadzwonią do gliniarzy patrolujących miasto, żeby wyłuskali nas z tłumu.
– Nasza gliniarnia jest w stanie tak szybko zareagować?!
– Nie lekceważ ich. Nawet milicja za komuny bywała pierońsko skuteczna. Wiem, że potoczne mniemanie o policjantach kształtują głupie dowcipy, ale czy nie zastanawiałeś się kiedyś, kto je wymyśla? Czy nie jest to część szerokiej kampanii mającej uśpić czujność takich jak my?
– Eeeee? – wyraziłem swoje wątpliwości.
– Trzeba będzie odłączyć na kwadrans monitoring uliczny. A konkretnie – znów westchnął – najlepiej byłoby wkleić w to miejsce inne nagranie, żeby się ktoś w centrum nie zorientował, że mu wysiadły wszystkie kamery przy ulicy. Tylko to trochę skomplikowane... Naprawdę musisz strzelać mu po tych kolanach?
– Odczuwam taki nieprzezwyciężony imperatyw moralny.
– Aha. A nie wystarczyłoby pogadać o tym szczerze z księdzem albo psychoterapeutą? Jestem w stanie zamówić ci wizytę nawet dziś wieczorem.
– Nie.
Długą chwilę przeglądał papiery. Coś liczył.
– Jest tam co najmniej szesnaście kamer zwykłego monitoringu, nadających bezprzewodowo, do tego kilka przewodowych w sklepach i ogródkach restauracyjnych. Bezprzewodowe zakłócimy bez problemu. Część przewodowych da się ogłupić, ale trzeba nadajnika dużej mocy, i to z bliska. Tak tego nie ugryziemy. Proponuję lateksowe maski na twarze.
– OK.
– Sklep może mieć alarm przeciwnapadowy – ostrzegł.
– Hmmm...
– Zapewne zainstalowany będzie gdzieś koło lady... A tak, tam nie ma lady. Więc pod biurkiem. Dodatkowo pewnie ma drugi rezerwowy w innym miejscu. Trzeba będzie bardzo uważać na każdy jego ruch. Nie wiemy, czy ktoś nie siedzi na zapleczu. I tam też może być alarm. Ktoś wciśnie guzik i w najbliższej agencji ochrony zapali się lampka. W ciągu trzech minut będziemy mieli na karku ekipę tępych troglodytów z pałami i spluwami w łapach. Albo równie niemiłych smutnych panów w czarnych mundurach, też z pałami i spluwami w łapach.
– To znaczy...
– To, oczywiście, że nadal da się zrobić, ale takie są obiektywne trudności. Czy naprawdę uważasz, że warto?
– Tak – uciąłem.
– Jeszcze jeden problem. To wejście jest z głównej ulicy, no, jednej z głównych. W każdej chwili ktoś z zewnątrz może zauważyć, co robimy w środku. Do tego bez ostrzeżenia może wejść do środka wycieczka japońskich turystów.
– Mimo to gotów jestem podjąć ryzyko.
– Zawziąłeś się... Może bardziej, niż trzeba?
Читать дальше