Daniel Pennac - Wszystko Dla Potworów

Здесь есть возможность читать онлайн «Daniel Pennac - Wszystko Dla Potworów» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Современная проза, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Wszystko Dla Potworów: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Wszystko Dla Potworów»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Beniamin Malaussene jest bratem doskonałym – by utrzymać liczne rodzeństwo porzucone przez frywolną mamę, pracuje w domu towarowym na stanowisku… kozła ofiarnego. Z pokorą i głębokim żalem przyjmuje na siebie wszelkie winy producentów. Ale oto na kolejnych stanowiskach wybuchają bomby, zawsze tuż po przejściu lub na oczach Beniamina, który nie przypuszcza, w jak makabrycznej grze został kozłem ofiarnym.

Wszystko Dla Potworów — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Wszystko Dla Potworów», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Mój drogi Ben, to będzie 28,3,11 albo 7, z bardzo dużym prawdopodobieństwem na 28. Całuję Cię, Teresa, Twoja kochająca siostra.

OK, Teresa. Zaraz jutro postawię na te trzy numery. Jeżeli Klara sprzeda w końcu swoje zdjęcia, a Teresa raz na rok podrzuci nam wynik zakładów, będę mógł prowadzić cudowne życie rencisty… (W gruncie rzeczy mam tylko jedno pragnienie: Uczynić rodzinę dochodową. Ja się nie poświęcam. Ja inwestuję.)

Ot co. Zasypiam. Po to, żeby się natychmiast obudzić. Podstępny łańcuch pytań, początkowo pozornie niegroźnych, potem coraz bardziej precyzyjnych, zapala w moim umyśle alarmowe światełka. Całkowicie jasna świadomość. Myślę o fotografii spoczywającej w szufladzie mojego nocnego stolika. Nie w aspekcie zgrozy tym razem. Nie, myślę o niej jak o poszlace. Jedynej poszlace. Którą Teo chce ukryć przed policją. Nie chciałbym zawieść Tea, ale trzeba mu będzie wytłumaczyć, że gramy to niebezpieczną grę. Ile to się dostaje za ukrywanie poszlak? Utrudnianie śledztwa, może współudział? Teo, Teo, trzeba dać glinom to zdjęcie, jeżeli nie chcesz nas pogrążyć. Dwutlenek węgla i pełzające opary ołowiu tego poczciwego miasta są mi drogie, nie chcę zostać ich pozbawiony. W takim jednak razie czemu ja sam schowałem to zdjęcie? Żeby on nie miał kłopotów, kiedy wróci do domu? Nie tylko. Wziąłem je, żeby się bliżej przypatrzyć. Coś wyczułem. Z właściwą mi intuicją. Moją słynną intuicją: tą, która podyktowała mi rozpoznanie namiętności w miss Hamilton. (Mamma mia…) Wyciągam tedy zdjęcie z szuflady i przyglądam mu się z bardzo bliska. Nie zauważyłem, że prawa nóżka dziecka jest obcięta i tkwi w lewym ręku Leonarda! A poza tym, co też to naprawdę może być, ten stosik u podnóża stołu? Stos ubrań? Nie zgadzam się, Teo, to jest coś innego. Ale co? Nie mam pojęcia. Teraz cień w głębi. Widoczny tu i ówdzie, przetykany głębszymi cieniami! Boże mój, cała ta ciemność… i ten przebłysk okaleczonego ciała!

26

Zdłońmi zaciśniętymi na karabinach funkcjonariusze Lotnej Brygady wskoczyli do swych pancernych ciężarówek. Dało się słyszeć trzaskanie drzwiami, potem przeciągły, ostry gwizd i wyjące sygnalizatory wypadły z czeluści garaży. Motocykliści już byli na czele, wyprostowani w strzemionach, wypięci do tyłu jak huzarzy w szarży. Paryż uciekał im spod nóg. Oszalałe samochody wspinały się na chodniki, przechodnie wskakiwali na ławki. Trzy remizy spuściły z uwięzi swoje czerwone straszydła, których chromowania były bardziej krzykliwe niż dźwięk syren.

Odezwało się też przeciągłe białe wycie karetek i szum śmigieł helikopterów tnących gęste powietrze stolicy. Z kolei okrągły gmach Telewizji wypuścił swoje sfory – radiowozy i samochody zbrojne w anteny – wkrótce zdublowane przez kolegów z prasy w służbowych samochodach i frajerów ze stacji niezależnych na prywatnych motorynkach. Wszystko to zmierzało koncentrycznie na południe, pod wpływem jak najbardziej zawodowego podniecenia. Na placu Włoskim furgonetka wyskakująca z bulwaru Szpitalnego palnęła w wóz strażacki pędzący od bulwaru Gobelinów. Ani błękitni, ani czerwoni nie byli górą, za to mieli po tyle samo kasków rozsypanych po asfalcie. Karetka zrobiła porządki i wróciła, skąd przyjechała.

Autostrada południowa: wyjący konwój tworzył coś w rodzaju leja, wsysając za sobą całą armię ciekawskich, ogromny tłum świetnie się mających amatorów krwi, którzy też zaczęli wygrywać na klaksonach, jakby jechali na wesele. Pozostało do przebycia siedemnaście kilometrów, pokonanych na jednym wdechu, w mgnieniu oka. Zanim się człowiek zastanowił, już był na miejscu, takie wisiało napięcie w powietrzu. SAYIGNY-SUR-ORGE. Tam się to działo. Dokładniej mówiąc, w ślicznym domku całym w różach nad brzegiem Yvette. Zamknięte okiennice, dookoła zupełna pustka, zapach śmierci. Cisza oczekiwania. Cisza, w którą wkradają się cienie strzelców wyborowych, ukrytych za samochodami albo na starym dachu, albo za plandeką ciężarówki. Każdy połączony z dowódcą nitką walkie-talkie, palce na spuście strzelby z lunetą, nie całkiem człowiek, raczej tylko spojrzenie i kula. Komentator telewizyjny, który do tej pory nadawał w rytmie sprawozdania z meczu piłki nożnej, mówi teraz szeptem, na jednym oddechu, że właśnie tutaj, wewnątrz tego ślicznego domu z ukwieconymi balkonikami, zabarykadował się zabójca z Domu Towarowego najprawdopodobniej ze swym starym ojcem jako zakładnikiem – dom nafaszerowany środkami wybuchowymi w ilości wystarczającej, żeby wysadzić całą miejscowość, toteż opróżniono teren w promieniu trzystu metrów.

W Domu Towarowym obraz ślicznego domku był podłączony pod kolorową wibrację ponad stu ekranów. Cisza. Wszyscy pracownicy i klienci, stojący bez słowa, z nieruchomym wzrokiem, zgromadzili się w sali odbiorników telewizyjnych. Cztery ściany, wytapetowane przez ten sam obraz, obiecywały epilog godny ich oczekiwań. Dwudziesta dwanaście. Wszystko zaczęło się o dwudziestej zero zero. Policja postanowiła pokazać operację bezpośrednio, w godzinie dziennika, na wszystkich programach, poinformowano je o tym jeszcze przed rozpoczęciem działań. Albowiem podejrzany był od dawna podejrzewany. Czemu wcześniej go nie zatrzymano, zapytywał szept komentatora. Odpowiadał sam-sobie: trzeba gromadzić poszlaki aż do chwili, gdy ich wiązka wystarczy, by sformułować domniemanie winy, co pozwoli na atak. Teraz opór podejrzanego był najbardziej jednoznacznym świadectwem przyznania się do winy. Winy, którą zresztą przed zabarykadowaniem się wykrzyczał całemu światu w twarz. Groził, że wysadzi dom przy najmniejszej próbie zajęcia go. Czekano zatem. Oczekiwanie. Oczekiwał zwłaszcza jeden człowiek, człowiek, na którym spoczywała odpowiedzialność za całą operację. Kamera odwróciła się na moment od ukwieconej fasady domku i prześlizgnęła po pasie ziemi niczyjej, by spocząć na nim, Człowieku, Który Czekał. Był to niski mężczyzna odziany w ciemną zieleń. W marynarkę, cokolwiek może za dużą, tak że wyglądała raczej jak surdut. Nosił Legię Honorową, a okrągły brzuszek wypychał jedwabną kamizelkę w złote pszczoły. Jedna z dłoni, wsunięta między dwa guziki kamizelki, spoczywała na wysokości żołądka, podrażnionego zapewne owrzodzeniem odpowiedzialności. Drugą chował za plecami, chcąc być może ukryć skurcz palców.

Jego współpracownicy stali w pełnej uszanowania odległości. Nie był to przełożony, którego medytację można było bezkarnie przerywać. Z głową pochyloną jakby pod ciężarem rozważań słał spod brwi mroczne spojrzenia, koncentrujące się, jak łatwo było zgadnąć, na domku w kwiatach. Ciężki czarny kosmyk w formie przecinka dzielił jego szerokie białe czoło.

Na co też czekał z rozkazem ostatecznego uderzenia komisarz okręgowy Coudrier? Po prostu czekał. Wiedząc z doświadczenia, że bitwy przegrywa się przez pośpiech. Wiedząc także, że dotychczas swoje sukcesy, swoją karierę, by nie wspomnieć o sławie, zawdzięczał wrodzonemu wyczuciu sprzyjających okoliczności. Uchwycić właściwy moment. Dokładnie ten moment. To jego jedyny sekret. Czekał więc. Pod okiem kamer, wśród uważnego milczenia współpracowników, twarzą do ukwieconego domku, czekał. Podano mu megafon, odmówił gestem. Nie był człowiekiem negocjacji. Lecz Oczekiwania. I Błyskawicznego Ruchu. Nagle za plecami Samotnego Człowieka poruszenie. Nie odwrócił się. Peugeot 504, kabriolet, 6 cylindrów w V, różowy i pokryty wybrzuszeniami, groźny jak żbik, rozcinał tłum dziennikarzy i policjantów. Na wysokości Samotnego Człowieka znieruchomiał. Dwu mężczyzn wyskoczyło, nawet nie tykając drzwi, które pozostały zamknięte. Podwójny koci skok. Kiedy szli w kierunku dowódcy, kamera objęła ich twarze. Mniejszy był paskudny jak hiena. Większy był olbrzymem bez włosów, z wyjątkiem pary baków, które jak dwa wykrzykniki znaczyły jego potężne szczęki. Pierwszy był ubrany jak włóczęga, drugi jak gracz w golfa.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Wszystko Dla Potworów»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Wszystko Dla Potworów» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Wszystko Dla Potworów»

Обсуждение, отзывы о книге «Wszystko Dla Potworów» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x