Ta Roza, którą znał, posiadała większy zmysł sprawiedliwości. Sądził, że podniesie dumnie głowę, popatrzy wszystkim w oczy i oświadczy, że to nie może być jej mąż.
– To znaczy, że tylko zerknęła na te kości i z całą pewnością oświadczyła, że to Peder?
Ole zachichotał.
– Do kroćset! Lubiłem Pedera. Peder Johansen nie miał w sobie nic złego, oprócz tego, że moja siostra zawróciła mu w głowie i zakochał się, sądząc przy tym, że ona jest lepsza niż w rzeczywistości.
– Zgadzam się z tobą – przyznał Mattias i wypił kolejny łyk dla uczczenia tej prawdy.
Był to jednocześnie toast za Pedera. Za jego śmierć.
– A mimo wszystko mnie to śmieszy – jęknął Ole, zdumiony własną postawą. – Roza nie widziała tych kości. To zasługa Tomasa. Upierała się, że chce je zobaczyć, ale on do tego nie dopuścił. Zgadzam się z nim, nie ma co oglądać. Nie wiem, do diabła, czy naprawdę do mnie dotrze, że to Peder. To są kości. A ja cały czas mam wrażenie, że on pojawi się w jakimś innym miejscu. Jakbym miał go kiedyś spotkać, w przyszłym miesiącu, w przyszłym roku, a może za dziesięć lat. Podamy sobie ręce, a potem go stłukę za to, że porzucił moją siostrę. Jakby nie mieści mi się w głowie, że te kości, ten szkielet, który widziałem, to on. Wydaje mi się, że Roza też nie może tego pojąć. Jakby mogła?
Mattias tym razem nie przyznał mu racji. Nie miał pojęcia, jak Roza może dalej odgrywać tę grę, w którą najwyraźniej się wplątała, gdy nadarzyła się okazja. Musiała być ogromnie zaskoczona, że ludzie powiązali znalezienie tych szczątków właśnie z Pederem.
– No to jak się przekonaliście, że to on? Przecież chyba nie podskoczył, nie zagrzechotał kośćmi i nie wypowiedział swojego imienia ot, tak sobie?
– Oszalałeś, człowieku! – oburzył się Ole. – Ten szkielet miał wokół ciała omotaną torbę z narzędziami Pedera.
Krótko opowiedział, jak znaleźli przy białych kościach skórzany worek z dłutami snycerskimi.
– Wydaje mi się, że przywiązał je sobie w pasie i skoczył z kei jeszcze tego samego wieczoru, kiedy opuścił dom, ogarnięty złością i zazdrością – stwierdził Ole. – Zastanawiałem się nad tym i innego wyjaśnienia nie znajduję. Był zły i przybity. Zobaczył ją z Jensem, a oni nie zajmowali się wyszywaniem krzyżykami. Wściekłbym się, gdybym przyłapał w takiej sytuacji Liisę, chociaż wiesz, jak jest między nami.
Mattias kiwnął głową. To było zbyt nierzeczywiste. To było aż nadto dogodne.
– Rozmawiałeś o tym z Rozą?
– A jak myślisz? – rzucił z gniewem Ole. – Oszalałeś? Nie mogę przecież powiedzieć jej czegoś takiego. Jeszcze będzie miała wyrzuty sumienia i te odarte z ciała kości Pedera spoczną za płotem cmentarza. Nie, nie, takie rzeczy muszą pozostać w rodzinie, jak mówi moja siostra. Dopóki jej samej nie przyjdzie to do głowy, tak będzie najlepiej dla wszystkich.
Mattias zastanawiał się, czy Roza myśli podobnie. Czy też uważa, że najlepiej dla wszystkich będzie, jeśli zachowa milczenie i pozwoli, żeby wszystko działo się tak, jak się samo ułożyło.
– Gdzie ona się podziewa z tym Tomasem?
– Diabła tam, żebym wiedział! – odpowiedział Ole. – Ja już nie pytam. Nie mam żadnej władzy nad kobietami, które mieszkają pod moim dachem. Moja baba robi to, co sama chce, a siostra zachowuje się jeszcze bardziej nieodpowiedzialnie. Diabli wiedzą, na co wyrośnie ta jej córka! Moją jedyną nadzieją jest to, że albo ty, albo Tomas zdejmiecie trochę ciężaru z moich barków i zatroszczycie się o to, żeby znów wyszła za mąż. I to jak najszybciej. A wydaje mi się, że lepiej jej będzie w chacie niż w jurcie… Mattias wolno się podniósł.
– Wciąż trzymasz łódź przy kei dyrektora? – spytał. Ole kiwnął głową.
– I żagiel jest założony?
– Zgadza się – odparł Ole.
– Masz ochotę popłynąć do Alta?
– Czego, u diabła, chcesz szukać w Alta?
– Muszę złożyć wizytę na plebanii – oznajmił Mattias, wznosząc się prawie do nieba. – Sądziłem, że chętnie skorzystasz z okazji, żeby wyrwać się choć na trochę od swoich kobiet.
– Szykujemy się do pogrzebu – rzekł Ole z powagą i spuścił głowę. – Ta odpowiedzialność również spada na mnie. Jestem mężczyzną w tej rodzinie. Nie można posłać po babkę i dziadka. To za daleko. Zresztą wszystko jedno, to bez znaczenia, czy przyjadą, czy nie. Obawiam się, że i tak będzie dość ludzi. Największe wydarzenie tego roku w Kafjord.
Mattias uśmiechnął się, tym razem szeroko.
– Może zrobimy z tego jeszcze huczniejsze wydarzenie – stwierdził. – Mogę popłynąć do Alta sam, ale myślałem, że wyświadczę ci przysługę, prosząc, byś mi towarzyszył.
– Oczywiście, że popłynę z tobą! Brat Rozy już się nie wahał. Zerwał się na nogi, gotów do podróży. Butelkę z brandy zatknął za koszulę na piersi, na wszelki wypadek, gdyby mieli co czcić, zanim wrócą do domu. Tak przynajmniej powiedział Mattiasowi.
– Pamiętasz, jak się spotkaliśmy? – spytał Tomas, wyciągając rękę, by Roza mogła się jej uchwycić.
Dzięki temu łatwiej jej było pokonywać ostatni odcinek. Oddychała teraz szybciej, nie przywykła do wspinania się po skałach. W ostatnich latach częściej jeździła konno, niż chodziła. Dosiadanie konia również wymagało wysiłku, lecz innego niż zabawa w kozicę wśród wystających kamieni.
– Było piękne lato, wieczór – przypominała sobie.
– Prawie noc – poprawił ją. – Słońce grzało w pięty podczas wspinaczki. Nie zdyszałaś się tak jak teraz.
– A ty opowiadałeś ciekawsze historie – odcięła się i usiadła na wrzosie, który zaczynał już marznąć.
Pora roku była naprawdę późna. Mieli za sobą już kilka mroźnych nocy.
– Opowiadałeś o Maret, która znalazła wielką kopalnię. To, co się później w nią zmieniło. Maret zadowoliła się kilkoma workami rosyjskiej żytniej mąki w zamian za te bogactwa. Opowiadałeś historie najlepiej ze wszystkich, których znałam.
Tomas uśmiechnął się ku niebu i do niej. Kiedy się uśmiechał, zawsze udawało mu się wyglądać tajemniczo. Roza lubiła ten wyraz jego twarzy. Wygładziła spódnicę, radując się widokiem Kopalni, Strommen i Kafjorden. Mogła sięgnąć wzrokiem aż do zabudowań Samuelsborg.
– Biedacy powinni zachowywać swoje odkrycia dla siebie – powiedział ze śmiechem.
– Ty byś tak postąpił, gdybyś coś odkrył?
Tomas z powagą skinął głową.
– Nie pobiegłbyś do tego czy innego bogacza i nie sprzedałbyś swojego odkrycia, żeby móc przez długi czas zapewnić byt sobie i swojej rodzinie?
Znów potwierdził.
– A ja ją rozumiem – powiedziała Roza, potrząsając głową. – Rozumiem Maret. Ta mąka bardzo się przydała rodzinie. Sam mi opowiadałeś, jak liczne potraficie mieć rodziny. Jeśli zima owego roku była ciężka, to wyobrażam sobie, jak wszyscy się cieszyli, że Maret kopnęła ten brunatny kamień wśród skał.
– W górach wokół Kafjord kryją się wielkie bogactwa – rzekł Tomas z powagą, niemal uroczyście, jak gdyby również teraz zdradzał jej tajemnicę. – Wstyd i hańba, że płaci się za nie kilkoma garściami rosyjskiej mąki. Tych skarbów wystarczy na kilkaset lat, Rozo. Pewnego dnia miedź się skończy, ale obiecuję ci, że to nie oznacza końca skarbów w Kafjord. Miedź, Rozo, to dopiero początek.
– Ach, tak? – spytała. – A co takiego odkryłeś? Czego to nie sprzedajesz za mąkę?
Tomas pokręcił głową.
– Będę o tym milczał – powiedział – bo tylko w ten sposób można zachować tajemnicę.
Читать дальше