Roza nic nie powiedziała.
– Wszyscy zakładaliśmy, że on nie żyje – odparł Ole za siostrę.
– Po tylu latach nieobecności takie myślenie jest chyba naturalną rzeczą – stwierdził funkcjonariusz.
Roza żałowała, że nie może powtórzyć mu tego, co powiedział pastor, a także jego zwierzchnik, lensman. Żałowała, że nie może się z nich wszystkich śmiać i zagrać im na nosie. Zabrakło jej jednak do tego odwagi.
Wciąż jeszcze to, co się stało, mogło się obrócić przeciwko niej. W każdej chwili spodziewała się, że ktoś może odetchnąć głębiej i powiedzieć, że wie, jak było naprawdę.
Ale nikt nic nie powiedział.
Człowiek lensmana odszedł.
Tomas został razem z chłopcem, który miał jego rysy. Chłopak mało się odzywał, wyraźnie jednak było widać, że się przysłuchuje. Oczy rozglądały się bystro, z zainteresowaniem. Jej również przyglądał się badawczo, lecz nie odwracał oczu z obrzydzeniem. Rozie się to spodobało. Zadawała sobie pytanie, czy Tomas opowiedział coś o niej temu młodzieniaszkowi.
– Co to ma znaczyć? – wykrzyknęła Liisa moment po tym, jak człowiek lensmana opuścił podwórze. Otworzyła drzwi jak szerokie, ani trochę się nie przejmując przeciągiem, który mógł dotrzeć do Mattiego i Lily.
– Co to, na miłość boską, ma znaczyć, Ole? Dlaczego ludzie lensmana do nas przychodzą? To ty ich tu ściągasz? Czy to ona? To ona, prawda? To Roza! Nie chcę, żeby tak było, Ole! Nie życzę sobie tego!
– Nie podsłuchiwałaś pod drzwiami, Liiso? – spytała Roza cierpko, odwracając się od niej.
– Znaleźli Pedera – oznajmił Ole.
– Na Jumalę! Liisa przycisnęła ręce do piersi, musiała oprzeć się o futrynę.
– Wyciągnęli go z fiordu – ciągnął Ole z miną wyrażającą coś w rodzaju pełnego satysfakcji okrucieństwa. Oczy mu rozbłysły, gdy opowiadał żonie o niecodziennym wydarzeniu. Nie szczędził szczegółów, które mogły podrażnić fantazję. – Mało co z niego zostało.
– Ale macie pewność? – spytała»Liisa.
– Worek z narzędziami okręcił się wokół jego kości – ciągnął bezlitośnie Ole. – Tomas musiał go odciąć. W skórze były odciśnięte jego inicjały. Noże wciąż były w worku, porządnie go zasznurował. Po sześciu latach zostały jedynie narzędzia. Ryby nie zdołały strawić noży, Liiso…
– Przestań! – poprosiła Liisa. – Nie widzisz, że to straszne dla twojej siostry?
– Ona już dawno przestała nosić żałobę po Pederze – odparł Ole krótko, zerkając na Rozę.
– Nie ma powodu, żeby być niedelikatnym – oświadczyła jego żona.
– To nic nie szkodzi – powiedziała Roza. – Ole i ja rozumiemy się nawzajem. Jesteśmy tej samej krwi. On ma rację – podjęła cicho, przenosząc wzrok od jednego do drugiego. – Ja już pogrzebałam Pedera.
– Musisz więc zżyć się z myślą, że trzeba to będzie zrobić jeszcze raz, siostrzyczko – oznajmił cierpko Ole. – Będzie pogrzeb. Wielki pogrzeb. Cały kościół wypełni się ciekawskimi. Będą ci się przyglądać z taką samą ciekawością jak trumnie. Jestem gotów założyć się o całe Samuelsborg!
– Ja się nie mam o co zakładać – odparła Roza.
– A poza wszystkim zgadzasz się ze mną – stwierdził jej brat. – Mamy posłać po Mattiasa, czy będziemy czekać, aż dotrą do niego plotki i sam przyjedzie?
– A dlaczego miałby przyjeżdżać?
– Na miłość boską, Rozo! – westchnął brat. – Może nie zdajesz sobie z tego sprawy, ale jesteś teraz wdową. To, co zostało ze zwłok Pedera, wpadło w sieci Ilkki Salmiego. Do tej chwili byłaś kobietą zamężną. Ludzie nie wiedzieli, gdzie jest twój mąż, lecz tak czy owak pozostawałaś jego żoną. Teraz wszyscy wiedzą, gdzie go szukać. Wiedzą, że nie żyje. Zostałaś wdową. I Mattias miałby tu nie przybiec?
Roza westchnęła. Nie odpowiedziała.
– Nie chcę o tym myśleć – rzekła w końcu. – Nie mam siły o tym myśleć.
– Liisa zrobi coś do jedzenia – oświadczył Ole. On o tym zdecydował, a Liisa natychmiast umknęła do kuchni i zaczęła trzaskać garnkami.
– Ja i ten młodzieniec tutaj – oznajmił Ole, kładąc dłoń na ramieniu chłopca – wybierzemy się do wsi. Jeszcze raz obejdziemy chaty i zobaczymy, co się dzieje. Dowiemy się, dokąd zabierają Pedera. Co się z nim stanie. Interesuje nas to, prawda, chłopcze?
Bratanek Tomasa kiwnął głową.
– Mam na imię Ande – przedstawił się i chętnie ruszył w ślad za Olem.
Tomas wreszcie usiadł przy Rozie. Przyglądał jej się z boku tak samo jak wtedy, gdy spotkali się po raz pierwszy. Siedział po jej ładnej stronie, ale nawet teraz nie przeszkadzało mu, że widział też jej gorszą stronę.
– Czy to dla ciebie szok? – spytał.
– Tak – przyznała Roza.
– Tam na brzegu nikt o nim nie pamiętał – powiedział Tomas. – To było tak dawno, że go zapomnieli. Wszyscy uważali, że to musiał być jakiś marynarz z któregoś ze statków, które wpływały na ten fiord. Pijany marynarz, który potknął się i przeleciał przez burtę. I za którym nikt nie tęsknił na tyle, by wszczynać poszukiwania.
Tak właśnie musiało być, pomyślała Roza. Pijany młody chłopak w ciemnym fiordzie, daleko od domu. Plusk i nic więcej. To było wyjaśnienie.
– Nigdy nie myślałam, że zostanie znaleziony – wyznała i to również nie było kłamstwo. – On odszedł, Tomasie. Odszedł. Nigdy się nie spodziewałam, że jeszcze kiedykolwiek go zobaczę. Nigdy nie sądziłam, że go kiedyś znajdę. Nie myślałam o nim. Ole ma co do tego rację. Wcale nie myślałam o Pederze. Ty o tym wiesz. Wszyscy o tym wiedzą. Rzuciłam się wprost w ramiona Jensa. Nie nosiłam żałoby po Pederze nawet przez jeden dzień!
– Sądziłaś, że cię opuścił – powiedział Tomas spokojnie, nie patrząc na nią.
Nie miał ochoty bronić tego, że wprost od Pedera poszła do Jensa. Lepiej niż większość ludzi pamiętał, do czego to doprowadziło. W głębi duszy wciąż był zły na Pedera za to, że ją opuścił. Tak łatwo było po prostu odejść. Tak łatwo obrócić się plecami od odpowiedzialności. Tomas wciąż uważał, że tak właśnie postąpił Peder. Nie traktował tego łagodniej, nawet mając świadomość, że mąż Rozy prawdopodobnie z kei skoczył do fiordu.
Że zrobił to celowo.
Tomas nie mówił o tym głośno, lecz przypuszczał, że nie jemu jednemu przyszło to do głowy. W dodatku dziwił go sposób, w jaki ta torba oplatała się wokół kości. W pasie. Jak gdyby została przeznaczona na obciążnik.
Cieszył się, że musieli ją odciąć. Cieszył się, że nie widziała tego cała wioska, tylko gromada mężczyzn. Gdyby nawet któryś z nich miał jakieś wątpliwości, wszyscy uznają, że coś mu się przywidziało. Niewiele kobiet było przy łodzi i z tego też Tomas się cieszył. Kobiety mają oczy na właściwym miejscu. Zauważyłyby coś takiego jak ten worek. Zastanawiałyby się nad tym i gadały.
A teraz Peder Johansen wreszcie spocznie w poświęconej ziemi. Od czasu jego zniknięcia minęło już tyle lat, że ludzie z pewnością nie zechcą zadawać pytań, chociaż chodziło o męża Rozy Samuelsdatter.
– Zamierzałem przyjść cię powitać – powiedział Tomas cicho, nakrywając jej rękę dłonią.
Nie przyciągnęła jej do siebie. Nie cofnęła ręki. Dłoń Tomasa tak przyjemnie grzała. Niosła pociechę. Tomas był jak brat.
– Nie sądziłem jednak, że to się w ten sposób skończy.
– Ja też nie – przyznała Roza.
Peder miał grób w Georgii. Napisano na nim „Peter Johnson”. Teraz miał mieć drugi grób w Kafjord. Tym razem Roza ubierze się na czarno i będzie wdową po nim.
Читать дальше