Obok niej siedział brat. Ole w garniturze prezentował się dość osobliwie, chociaż było mu w nim do twarzy. Jakby jeszcze wyprzystojniał. Wyglądem przypominał przedstawiciela prawa. Może był nieco zbyt mocno zbudowany, ale przypominał niemal osobę uczoną. Miał świeżo ostrzyżone włosy, odgarnięte z twarzy, wyglądał pociągająco. I chociaż u jego boku siedziała żona, niejedna z młodych dziewcząt tęsknie zerkała na pięknego jasnowłosego mężczyznę, który z takim trudem trzymał ręce złożone na kolanach.
Liisa patrzyła wprost przed siebie. Po prawej stronie miała całą parafię. Wiedziała, że żakiet zrobił się za ciasny, lecz usiłowała sobie wmawiać, że i tak tego nikt nie zauważy. Ludzie i tak nie na nią patrzą, uwaga obecnych w kościele skupiała się na Rozie, a z jej strony wszystko było w porządku.
Liisa chciała, żeby to wszystko jak najprędzej się skończyło. Żeby Peder jak najprędzej spoczął w ziemi, tak aby mogła stąd odejść. Liisa chciała wrócić na Samuelsborg, zdjąć czarne ubranie. Ona nie była w żałobie. Właściwie nie znała Pedera. Był tylko jedną z wielu twarzy. W czasie gdy zniknął, ledwie zaczynała słać tęskne spojrzenia za Olem. Nie należała do rodziny. Uważała, że w jej wypadku noszenie żałoby po mężu Rozy to obłuda.
Chciała wracać do domu, słuchać wesołego śmiechu Mattiego. Teraz obojgiem dzieci zajęła się jedna z jej sióstr. Przyszła do Samuelsborg w roli niańki. Liisa miała do niej zaufanie, była pewna, że jej ukochane dziecko miewa się dobrze, ale zawsze tęskniła za chłopczykiem, gdy tylko na chwilę się oddaliła. Wiedziała, że to niewłaściwe, lecz tak naprawdę czuła się jego matką.
Nie zdążyła jeszcze spytać Mattiasa, jak długo chłopcu będzie wolno u niej zostać. Wielokrotnie już zamierzała go o to zagadnąć, zrezygnowała jednak. Lepiej odłożyć to na później, lepiej myśleć, w jaki sposób zatrzymać chłopca jak najdłużej.
Na ławce za tymi trojgiem z Samuelsborg siedzieli Mattias i Tomas. Mattias w czarnym ubraniu, długie brązowoczarne włosy miał zaczesane do tyłu i związane na karku wstążką. Niejedna z kobiet zbladła na jego widok, szepcząc, że to skandaliczne. Zarówno te zbyt długie włosy, jak i to, że w ogóle się tu zjawił i zajął miejsce tuż za plecami Rozy, która przecież jest wdową w żałobie.
Jakby wdową i jakby w żałobie.
Tomas nie rzucał się w oczy tak jak Mattias. Ubrany w lapońską kurtkę, nie budził w nikim sprzeciwu, zajmując miejsce na przeznaczonej dla rodziny ławce. Ludzie uważali, że ma do tego większe prawo niż Mattias. Przecież właśnie on wyciągnął z wody to, co zostało z Pedera. Wielu wprawdzie poszeptywało, że Ilkka również zasłużył na zajęcie miejsca obok Tomasa, o ile jednak ludzie wiedzieli, nikt z Samuelsborg mu tego nie zaproponował.
Mieszkańcy Samuelsborg nie po raz pierwszy pokazali, że kierują się własnym rozumem i traktują ludzi wedle uważania. Zdarzało się, że ten i ów z chichotem powiadał, że twierdza Samuela jest równie niedostępna jak wszystkie inne twierdze.
Roza trzymała ręce złożone na kolanach. Czuła panujące w kościele napięcie. Było jak ściana wznosząca się przed nią. Sądziła, że zdoła się przed nim ukryć. To dlatego Ole i Liisa siedzieli z boku. Chronili ją przed spojrzeniami i ciekawością obcych łudzi. Ale w tej tarczy znajdowały się pęknięcia.
Tomas powiedział jej, że ludzie spodziewają się łez. Gdy tak siedziała wpatrzona w trumnę, jego słowa wyraźnie rozbrzmiewały jej w głowie.
Ona już płakała nad Pederem.
Odprowadziła go do grobu tak, jak przystało wdowie odprowadzać zmarłego męża. Ale wówczas była przyjaciółką, nie wdową.
Roza zastanawiała się, kim był ten, którego szczątki miały spocząć w grobie jako szczątki Pedera Johansena. Gdzieś być może siedzi jakaś matka, wciąż zadająca sobie pytanie, gdzie może być jej syn. Może czeka młoda żona albo inna kobieta, która kochała go, choć nie łączyły ich żadne formalne związki.
Nigdy się nie dowiedzą, co się z nim stało. Zawsze pozostanie im niepewność.
Czy to źle z jej strony?
Jej ciało nagle się spięło. Ogarnęło ją przekonanie, że tego nie przetrzyma. To jest złe, Bóg przecież wie, że ona kłamie. A siedząc tutaj, przebrana za wdowę w żałobie, tylko powtarza kłamstwo.
Roza odetchnęła głębiej. Nie słuchała, co mówi pastor. Duchowny miał głos mocny niczym góry znad fiordu. Pełen treści i mocy, lecz ona i tak nie słyszała słów. Nie dotyczyły jej, chociaż mówiły o Pederze.
Zastanawiała się, kto mu opowiedział o Pederze. Ona z nim nie rozmawiała, a to ona wiedziała, kim był. Nikt nie znał go tak, jak ona go znała, a nawet ona nie poznała jego prawdziwego nazwiska.
Przedstawiał się jako Peder Johansen, ale w nazwisku miał jeszcze coś więcej. Nazwisku jego ojca towarzyszyła zawsze nazwa zagrody, rozległych pól. Właśnie to nazwisko Peder zatarł, kiedy opuścił dom rodzinny, kiedy zrezygnował z dziedzictwa. Być może żyje gdzieś jeszcze para starych rodziców, którzy nigdy nie dowiedzą się, jaki los spotkał syna, któremu dali na imię Peder. Nie dowiedzą się, że jego ród nie zginął wraz z nim.
Że miał dzieci.
Że był szczęśliwy.
Ona nie może pozwolić, aby to kłamstwo trwało.
Roza położyła dłonie na twardej ławce, chciała się podeprzeć tak, by mogła wstać. Musi wstać, oznajmić pastorowi i całej parafii, że są w błędzie. Kiedy wstała, zachwiała się. W kościele od tylu ciał zrobiło się gorąco i chociaż jej strój uszyto z przeznaczeniem na noszenie w cieplejszym klimacie, i tak pod cieniutką wełenką zaczęła się pocić. Woalka też nie przepuszczała powietrza.
Zachwiała się, lecz dalej stała.
W kościele zapadła cisza.
Pastor zdziwiony umilkł.
– Rozo – poprosił Ole cicho, lecz dostatecznie głośno, aby usłyszeli go wszyscy aż do ostatniej ławki.
Ludzie z przejęcia wstrzymali oddechy.
– Rozo, usiądź! – poprosił znowu brat.
– To nie Peder tu leży – oświadczyła Roza, nie słysząc westchnienia, które przeszło przez wszystkich zebranych parafian. – To nie Peder leży w tej trumnie!
– Rozo – powtórzył Ole zdumiony. Teraz on również wstał. Objął ją za ramiona i poczuł, jaka jest sztywna. – Dosyć tego, Rozo, siadaj! Nie rób wstydu ani sobie, ani Pederowi!
Nie odpowiedziała, popatrzyła mu tylko zmieszana w oczy przez woalkę. Ole odwrócił się do tyłu, szukając pomocy u Mattiasa, który kiwnął lekko głową i z godnością ominął Tomasa i parafian. Na nikogo nawet nie spojrzał. Obszedł tylko trumnę dookoła i stanął po stronie Rozy. Ole puścił siostrę natychmiast, gdy tylko Mattias się do niej zbliżył. A Mattias objął Rozę obydwoma ramionami i przytulił do swojej piersi. Wysoki, ciemny, obejmował jej drobne, szczupłe ciało. Całą swoją postawą świadczył o tym, że będzie jej bronił przed tym, co nastąpi.
– To nie jest Peder – powiedziała Roza cicho. Jej słowa dotarły jedynie do ławek najbardziej z przodu, ale natychmiast zostały powtórzone, tak aby ci, którzy mieli mniej szczęścia, również je usłyszeli.
– Cicho, kochana – poprosił Mattias, delikatnie unosząc jej woalkę.
Ci, którzy siedzieli najbliżej, wychylili się, żeby lepiej widzieć.
Mattias dotknął palcami gruzłowatego policzka Rozy. Otarł jej ślady łez. Poważnie spojrzał jej w oczy, nic nie mówiąc.
Ludzie wyczuwali drżenie między nimi. To napięcie stawało się wręcz nieznośne, niemal bolało.
– Dasz radę, Rozo – powiedział Mattias, opuszczając jej woalkę, i zrobił sobie miejsce na ławce. Usiadł obok niej, ale przez cały czas obejmował ją ramieniem przez plecy.
Читать дальше