Wszyscy wiedzieli, że nie siedzi tu jako brat czy przyjaciel rodziny. Wszyscy zdawali sobie sprawę z tego, kim był dla Rozy kiedyś, a większość rozumiała, że ciągle coś ich łączy. Wszyscy jednak zaakceptowali jego obecność.
Kiedy napięcie trochę opadło, Ole powolnym skinieniem głowy dał znak pastorowi. Czuł, że kołnierzyk koszuli go ciśnie, w głowie mu szumiało. Ufał jednak, że Mattias sobie poradzi z Rozą. Powtarzał w duchu, że teraz już chyba nic gorszego nie może się stać. Nie śmiał jednak spojrzeć na Liisę, domyślał się, że o tym, co się stało, będzie musiał wysłuchiwać latami. Przecież to jego siostra urządziła skandal na pogrzebie własnego męża!
– Tego było już dla niej za dużo – wyjaśniał Ole zarówno pastorowi, jak i wszystkim sąsiadom, którzy mieli ochotę go słuchać po tym, jak trumna ze szczątkami Pedera spoczęła w ziemi. – Liczyliśmy się z tym, że on nie żyje. Ale dowiedzieć się o tym… to był dla niej szok.
Ludzie kiwali głowami ze zrozumieniem, a jednocześnie myśleli swoje. Ci, którzy mieli najmniej oporów, zadawali sobie ściszonym głosem pytanie, jakim szokiem byłoby dla Rozy Samuelsdatter, gdyby świętej pamięci Peder Johansen, pokój jego nieszczęsnej duszy, pojawił się tak samo bez zapowiedzi, lecz żywy.
– Zapewne większym wstrząsem byłoby to dla samego Pedera – stwierdzili w końcu.
– Dla Mattiassena – dodawali, zerkając ukradkiem na Mattiasa, wciąż obejmującego kobietę, która przed chwilą patrzyła, jak do grobu składają ziemskie szczątki jej męża.
– Oni nie mają wstydu – uznała jakaś starsza para, wychodząc z małego pięknego cmentarza, położonego na zboczu schodzącym w stronę fiordu.
– Dosłownie wystawiają swój grzech na pokaz – dodawali ci najbardziej urażeni.
Mieli o czym mówić. W pierwszej chwili wydawało się, że się rozczarują, aż do momentu, gdy Roza pokazała, że nie potrafi zachować się wśród ludzi. Od tej chwili dostali więcej, niż mogli mieć na to nadzieję. Nikt nie pamiętał pogrzebu choćby w połowie tak emocjonującego jak ten.
– Teraz już wiemy, kim ona jest – mówili ci, którzy przewidzieli to z góry.
– Ona się nie zmieniła. To ta sama Roza. Rallar – Roza.
– Mattias Mattiassen jeszcze się z nią nabiedzi, ale też i ma pojęcie, co takiego bierze na swoją głowę.
Na dziedzińcu kościoła ucichło.
Pozostało tylko pięć osób i pastor z grabarzem. Pięcioro tych, którzy siedzieli na ławkach przeznaczonych dla rodziny.
– Chcę zobaczyć również grób Synneve – powiedziała Roza i Mattias ją tam zaprowadził.
Trawa pięknie porosła nieduży czworobok, który wykopali z takim uporem w zmrożonej ziemi w samym środku najczarniejszej zimy. Nawet teraz, jesienią, widać było ślady łopat przebijających się przez zmarzlinę.
Roza uklękła przy żółknących kępach trawy. Niezgrabnie złożyła ręce i schyliła głowę.
Mattias w ciszy stał za nią, oddając jej tę chwilę tylko dla siebie. Domyślał się, że Rozie wciąż ciężko jest przychodzić tu samej, a nie wiedział, czy ostatnio ktokolwiek zaproponował, że będzie jej towarzyszył. Nie wolno mu zapominać, że dla niej to ważne. Dla niego zresztą również. Przecież kochał to dziecko.
Kiedy Roza wstała, zaprowadził ją z powrotem do kościoła i zatrzymał się dopiero wówczas, gdy stanęli przed wejściem. Tam zdjął jej z głowy czarny kapelusz.
– Nie rób tego – poprosiła. Mattias łagodnie, ale zdecydowanie położył jej wskazujący palec na ustach.
Roza milczała.
Mattias wyjął szpilki przytrzymujące węzeł włosów na karku. Wyciągnął je po kolei, jedną po drugiej, i zaraz roziskrzony miedzianorudy płomień, opadł na jej czarne żałobne ubranie.
– Dlaczego to robisz? – spytała, lecz nie podniosła nawet palca, żeby go powstrzymać.
Mattias wrzucił szpilki do odwróconego do góry dnem kapelusza. Uśmiechnął się do niej lekko, z czułością. Jego mocne długie palce roztrzepały jej włosy, tak aby rozwiewały się jeszcze swobodniej.
– Chcę, żebyś była piękna – rzekł po prostu.
Uśmiechnęła się z rezygnacją tym swoim uśmiechem, w którym kryła się obrona i błaganie. Mattias wiedział, że prosi, by z niej nie drwił.
– Ja nie żartuję – powiedział cicho.
– Chcę wracać do domu – szepnęła żałośnie. – Nie możemy wrócić do domu, Mattiasie?
– Już niedługo – odparł. – Chcę, żebyś zaczekała na mnie jeszcze przez chwilkę.
– Dlaczego?
– Nie pytaj. Roza przysiadła na schodach, zastanawiając się w duchu, czy ktoś może ją teraz zobaczyć. Jeśli tak, dopiero ludzie będą mieli o czym gadać. Pewnie zachodzą w głowę, dlaczego siedzi na stopniach kościoła po tym, jak jej męża złożono do grobu.
Jej męża.
Czy kłamstwa zawsze będą stanowić fundament jej życia?
Czy nigdy się z nich nie wyswobodzi? Czy nigdy nie będzie żyła bez żalu? Bez strachu, co może się ujawnić, jeśli tylko ktoś zechciałby dostatecznie głęboko pogrzebać?
To kłamstwo nigdy nie wyjdzie na jaw.
Zabierze je do swojego grobu.
Mattias też będzie milczał.
A następne pokolenia uwierzą w to, co będą mogły przeczytać w kościelnej księdze. I na krzyżu, na którym widnieje nazwisko, nie będące niczym innym niż tylko kilkoma następującymi po sobie literami, pozbawionymi jakiegokolwiek sensu.
Mattias zrywał kwiaty!
Biegał za płotem cmentarza jak młody chłopak i zrywał resztki kwiatów. Gdyby Roza nie czuła się tak słabo, z pewnością by się śmiała.
O tej porze roku nie bardzo miał w czym wybierać. Były srebrzystobiałe piórka lubczyku, blaknąca wierzbówka, od czasu do czasu trafił się złocień. Roza nie mogła pojąć, na co mu taki bukiet. W dodatku kwiatki wyglądały najlepiej tam, gdzie rosły. Lubiła kwiaty, lecz niekoniecznie musiała je zrywać. Powinny jaśnieć pod niebem tam, gdzie Bóg w swej szczodrości je zasiał.
Mattias wrócił do niej. Roza odniosła wrażenie, że kroczy jak dumny kogut, a przecież nędzny bukiecik nie dawał mu ku temu żadnych powodów.
Słyszała uderzenia łopaty. Grabarz wypełniał grób obcego. Łopata wzdychała za każdym razem, gdy musiała zagłębić się w piaszczystą ziemię.
– Na co ci te półzwiędłe kwiaty? – spytała z rezygnacją, gdy Mattias położył je pomiędzy nimi na schodach kościoła.
Nie odpowiedział. Uśmiech czaił mu się w kącikach ust, gdy z uporem na twarzy wziął garstkę kwiatków i zaczął je splatać.
Roza popatrzyła na niego. Poczuła, że jesienny wiatr nabrał ostrości. Czekała ich pora mroku, a ona tęskniła za ciepłem. Wspomniała jesień w Favourite. Gorąco, cieple, czarne, aksamitne noce, rozświetlone gwiazdozbiorami niepodobnymi do tych, które można zobaczyć tutaj.
Mattias związał dwa końce paska z kwiatów w taki sposób, że zrobił się z tego wianek.
To nędzny wianek, pomyślała Roza, ale nie powiedziała mu o tym. Zrobił to najlepiej jak umiał, a letnia pora najpiękniejszych kwiatów minęła. Zostały tylko te najbardziej uparte, najbardziej wytrzymałe. Mattias podsunął jej wianek. Jego piwne oczy spoglądały z powagą, lecz wyraźnie kryła się w nich również nadzieja.
– Pokazałeś mi już, że potrafisz upleść wianek – przyznała Roza. – Czy możemy teraz wrócić do domu? Włożył go jej na głowę.
– Dziękuję – powiedziała, czując się niemądrze. To będzie pożywka dla kolejnych plotek. Wdowa po Pederze siedziała z innym mężczyzną, w dodatku z rozpuszczonymi włosami i wiankiem na głowie. Na kościelnych schodach, i to zanim grób jej męża porządnie zasypano!
Читать дальше