– To tylko cząstka tego, co tu się dzieje – wyznał Mattias. Kiedy się martwił, blizna na ogorzałej twarzy odcinała się bielą, a zmarszczki na czole występowały o wiele wyraźniej. – Wciąż chciałbym, żeby Roza tu została, Ole. Wciąż ją chcę. Wciąż chciałbym się z nią ożenić. Wydaje mi się, że ona też tego pragnie. Ale z Rozą nic nigdy nie było proste i to się nie zmieniło.
To akurat Ole potrafił sobie bez trudu wyobrazić.
– Tomas wrócił do Kopalni – obwieścił, jak gdyby ta wiadomość posiadała moc zdolną nakłonić Mattiasa do zmiany zdania.
– Może łatwiej jej będzie stąd odejść, gdy się o tym dowie – odparł Mattias, podnosząc zamyśloną, mroczną twarz na Olego. – Ja mówię poważnie. Chcę, żeby wróciła do Kopalni. Aż to się skończy. Mam nadzieję, że to nie potrwa długo. Na Boga, naprawdę mam nadzieję, że to nie potrwa długo!
Protesty Rozy na nic się nie zdały, chociaż raz po raz powtarzała, że nie może tego zrobić Liisie. Że nie może tak postąpić. Że to z ich strony wstrętne i nieludzkie. Ani Ole, ani Mattias jej nie słuchali.
– Ona się wczepi w Mattiego! – wróżyła Roza z ponurą miną, ale żaden z nich się nie ugiął. Wiedzieli, że ma rację, ale to i tak niczego nie zmieniało.
– Tym razem będzie wierzyć, że zostaniemy na stałe. Ona zadusi to dziecko, Mattias! Czy ty nie widzisz, że nasz powrót będzie zły pod każdym względem?
– Źle będzie też, jeśli tu zostaniecie, Rozo. Dlatego wróciła do Kafjord. Razem z dziećmi przyjechała wozem Olego. Ludzie gapili się na nich ze zdumieniem. Mattias został w Altadalen. Na sam koniec Roza zawołała jeszcze do niego, że ma się dobrze opiekować jej owcami i koniem. Jak gdyby kiedykolwiek zaniedbywał bydło!
Mattias zebrał pościel z łóżka w alkierzu i wywiesił ją do wietrzenia. Nie było to to samo co gotowanie, ale te niezdarne poczynania miały świadczyć, że nie czepiał się Rozy.
Na wypadek, gdyby ktoś go obserwował.
Ktoś.
Raissa.
Po wyjeździe Rozy i dzieci z jej bratem nie wyczuwał niczyjej obecności. Nie czuł żadnego spojrzenia na skórze. Czuł się tylko samotny.
I nie wiedział, co o tym wszystkim myśleć.
– Lepiej by było, gdybyście od razu pomyśleli, co jest dobre dla małego Mattiego! – mówiła Liisa. Twarz jej błyszczała w poczuciu połowicznie odniesionego zwycięstwa. – Jak tak można ciągać dzieciaka po całym dystrykcie! Jego matka obracałaby się w grobie, gdyby wiedziała, co spotyka jej dziecko!
– Mattias potrzebował czasu i przestrzeni do namysłu – oświadczył Ole krótko i wniósł rzeczy Rozy do domu. – Zbyt wiele osób zaczęło się mieszać do jego życia i jego spraw. I jest w tym też twoja wina, wiesz o tym, Liiso.
– Nie rozumiem, o czym mówisz – odparła ostro jego żona i już podniosła Mattiego.
Chłopiec uradowany, że ktoś go wziął na ręce, oplatał rączkami szyję Liisy i nie przestawał nazywać jej a/n.
Roza miała ręce zajęte Lily. Bardzo chciała powiedzieć Liisie, że nie jest wrogiem. Że nie chce odebrać jej Mattiego. Ale milczała. Wyczuwała, że słowa, które mogą paść po takim oświadczeniu, mogą nieść ze sobą zło. A przecież nie chciała wrogości.
– Mimo wszystko chyba tak będzie najlepiej – stwierdził Ole i zatrzymał się tuz za Rozą. Położył jej rękę na karku, po bratersku uścisnął. – Nie wiem, jak to wytrzymam – powiedział cicho do siostry.
Obserwował Liisę, która uszczęśliwiona chodziła w kółko z synem Mattiasa w ramionach. Chłopczyk miał półtora roku, powinien mieć nogi na podłodze, a nie w powietrzu, ale był zadowolony, gdy się go tak rozpieszczało. A Liisa uradowana z tej możliwości.
– Ona już napomyka, że znów zacznie pracować w The House – powiedział Ole ściszonym głosem. – Nie wiem, czy mi się to podoba. Jestem przecież w stanie ją utrzymać. Moja żona nie musi zmywać cudzych brudów ani nakładać bogaczom jedzenia na talerze.
– A teraz może chętniej zostanie w domu? – spytała Roza.
Ole wzruszył ramionami.
– Wcale nie dlatego do was przyjechałem – oświadczył, spodziewając się, że mu uwierzy. – Wcale o tym nie myślałem. Nie planowałem upiec swojej pieczeni przy waszym ogniu. Przecież nie miałem pojęcia, że Mattias od razu zechce cię odesłać do Kafjord! Nie sądziłem, że już ma ciebie dość, siostrzyczko. Z tego, co ludzie gadają, to potrafisz złapać mężczyznę w sidła, a Mattias pragnął, żebyś go złapała. Liczyłem więc, że będzie przed tobą klęczał przynajmniej do Bożego Narodzenia.
– Potrafisz wyczuć, co ludzie myślą, prawda? – spytała Roza, patrząc na brata.
– Tak, nieźle sobie radzę z ludźmi – przyznał Ole.
– Potrafisz to odgadnąć, nawet nie przebywając z tymi, o których chodzi.
– Może czytam w ich głowach? – zachichotał Ole. Podniósł ręce do góry w geście obrony, zrobił z nich tarczę chroniącą go przed jej niewypowiedzianymi oskarżeniami. – Nigdy w życiu, Rozo, nigdy w życiu!
Roza nie wiedziała. W jednej chwili zaczęła wątpić we wszystko i to ją przeraziło.
Mattias usiłował przywołać mężczyznę ze snu, tego, który obejmował tę niezwykłą kobietę. Mężczyznę, który miał śmiałość zbliżyć się do niej zarówno jako młody chłopak, jak i człowiek dojrzały. Tego, który nie bał się duchów, istniejących zarówno w ich wspomnieniach, jak i w przeżywanych wspólnie powszednich dniach.
Tego, który kochał kobietę podobną do Rozy i bez zastrzeżeń przyjął ją do siebie, gdy wróciła, chociaż los ich rozdzielił.
Tego, który był podobny do niego.
Mattias nie wierzył już, że Raissa wstała ze swego mokrego grobu i ostrzegała Rozę przed zabraniem tego, co należało do niej. Im dłużej o tym myślał, tym głupsze mu się to wydawało.
Zresztą nie po raz pierwszy usłyszał jej głos we śnie. Teraz ze snami zaczynały mieszać się wyrzuty sumienia, przez co sny stały się jeszcze bardziej żywe. Coś w nim szeptało, że Raissa nie chciałaby, żeby to Roza wychowywała jej syna. Ten sam głos mówił, że nie chciałaby, by dzielił z Rozą łoże.
Sama Roza również znała Raissę. A przynajmniej wiedziała, kto to taki. Te same uczucia mogły pojawić się w jej myślach. Tyle różnych kwiatów mogło wyrosnąć z nieczystego sumienia.
Wciąż z pełną powagą pragnął poślubić Rozę.
Chciał, by została matką dla jego syna. Chciał być ojcem jej córki. Pod tym względem jego zamiary się nie zmieniły.
Łatwiej by im było w jakimś obcym miejscu, gdzie nie docierałyby do nich żadne plotki.
Siedział na schodach i przyglądał się swojemu królestwu. Brzozy rosły tu gęsto, za nimi rozciągał się ciemniejszą zielenią iglasty las. Miał ów zielony spłachetek ziemi, którego pragnął, a kiedy kładł się w trawie, widział kawałeczek nieba i chociaż zmieniało się ono z godziny na godzinę, z dnia na dzień, to miał pewność, że ten kawałek ziemi wciąż jest tym samym. Należał do niego i z każdą minutą, jaką na nim spędzał, czynił go jeszcze bardziej swoją własnością. Rozumiał, że człowiek może kochać ziemię.
Wydawało mu się, że nie potrafi zrezygnować z tego miejsca. Nawet z miłości. Żadna kobieta nie rozdzieli go z tą ziemią. Z Rozą nie łączyła go taka miłość. Ich związek był czymś innym, czymś, co nie miało znajomej nazwy. Mattias w głębi ducha wiedział, co to jest, ale nie potrafił tego nazwać.
Zastanawiał się, na czym wspierał się tamten mężczyzna. W co wierzył? Jak mógł otoczyć swoją kobietę takim zaufaniem, że wybrał ją zarówno jako młody chłopak, jak i dojrzały mężczyzna?
Читать дальше