– Otruć go – zaproponowałem.
– Otrułaby, gdyby uznała, że ujdzie jej to płazem. Stale jej powtarzam, że Mardonios nie jest naprawdę groźny. Jakżeby mógł być? Nie jest synem Wielkiego Króla. Ona na to: „Siostrzeńcom też się zdarzało dziedziczyć.” Straciła w tym roku cztery zęby. Wypadają jej po prostu. Ale jeśli nie będziesz rozumiał, co mówi, n i e daj po sobie poznać. Udawaj, że zrozumiałeś każde słowo. Jest bardzo tym skrępowana i nie cierpi się powtarzać. Jak ci się podoba pałac Kserksesa?
Znajdowaliśmy się na dachu komnat Lais w nowym pałacu. Na północy, tuż za ziguratem wyłaniał się pałac Kserksesa w całym swoim złocistym przepychu.
– Podoba mi się to, co z niego widziałem. Byłem tylko w kancelarii.
– Wnętrze jest piękne i wygodne. Dariusz lubi go tak bardzo, że biedny Kserkses musi przenosić się z powrotem tutaj, kiedy dwór jest w Babilonie, co zdarza się coraz częściej. – Lais zniżyła głos. – Dariusz się postarzał. – Obrzuciła mnie swoim tajemniczym spojrzeniem czarownicy. W jej świecie nic nie jest naturalne. Jeśli Dariusz się postarzał, to nie na skutek zwykłego upływu czasu, ale czarów lub trucizny.
Usłyszeliśmy szelest i w drzwiach ukazał się wiekowy eunuch. Spojrzał na Lais. Spojrzał na mnie. Znowu spojrzał na nią. Wycofał się. Znali się oboje tak dobrze, że mogli porozumiewać się bez słów i znaków.
– Mam nowego przyjaciela. – Lais była zdenerwowana. – Liczę na to, że ty też go polubisz.
– Zawsze lubiłem twoich Greków. Skąd ten pochodzi? Ze Sparty? Lais nigdy nie pogodziła się z faktem, że umiem ją przejrzeć, podobnie jak ona umie jakoby przejrzeć innych ludzi. Ostatecznie jestem wnukiem najświętszego człowieka świata i synem czarownicy. Posiadam moce, jakimi zwyczajni ludzie nie są obdarzeni.
Demokryt poprosił o dowody owych mocy. Oto jeden z nich: moja pamięć.
Grek nie wydawał się o wiele starszy ode mnie. Moja matka także nie jest ode mnie dużo starsza. Był wysoki. Miał bladą twarz i doryckie błękitne oczy. Nosił sandały zamiast pantofli, ale poza tym miał na sobie perski strój i najwidoczniej czuł się w nim nieswojo. Trafnie odgadłem w nim Spartanina. Po czym to poznałem? Jego ciemnorude włosy opadające na ramiona nie były nigdy myte, chyba że przez deszcz.
– Demaratos, syn Aristona. – W głosie Lais brzmiał szacunek. – Król Sparty.
– Już ani król, ani syn Aristona. Dzięki Delfom.
– Wieszczkę usunięto. – Lais powiedziała to tak, jakby sama się do tego przyczyniła.
– Dla mnie za późno.
Nie miałem w tym momencie zielonego pojęcia, o czym oni mówią. Potem jednak dowiedziałem się aż zbyt dużo na temat tak zwanego skandalu spartańskiego – niezbyt stosowne określenie, jeśli zważy się, ile wybucha w Sparcie co roku skandali dotyczących przeważnie przekupnych urzędników. Wśród Greków Spartanie są najbardziej łasi na pieniądze.
Według tamtejszych praw panuje w Sparcie nie jeden król, lecz dwóch – bardzo głupi układ. Demaratos poróżnił się z drugim królem, Kleomenesem, który przekupił wyrocznię w Delfach, aby orzekła, że Demaratos nie jest synem Aristona. Demaratos, skoro udowodniono mu nieprawe pochodzenie, nie był już królem. Hippiasz powiedział nam tego dnia w domku myśliwskim Dariusza, że tak się stanie, ale nikt nie wierzył Hippiaszowi Wielki Król wątpił czy nawet wyrocznia delficka może orzec, kto kogo spłodził po tylu latach od aktu zapłodnienia. Lecz wyrocznia przeważyła, i jak każdy skompromitowany grecki król, tyran czy wódz, Demaratos bezzwłocznie udał się do Suzy, gdzie Dariusz udzielił mu schronienia. Obdarował go ziemią w Troadzie i uczynił wodzem.
Wymieniliśmy zwykłe uprzejmości. Potem przejęty uczuciem, że wszystko to już kiedyś przeżywałem przy Histiajosie, zadałem pytanie:
– Próbujesz teraz przekonać Wielkiego Króla, żeby wiosną ruszył na Ateny. A kiedy Ateny padną, czy będziesz chciał, żeby Wielki Król zdobył także Spartę?
– Tylko Ateny – rzekł Demaratos. Zauważyłem, że jego zimne niebieskie oczy są tej samej barwy co glazura na płytkach Bramy Isztar akurat naprzeciwko nas. – Armia spartańska jest silniejsza niż armia perska.
– Nie ma armii silniejszej niż armia Wielkiego Króla! – zdenerwowała się Lais.
– Oprócz spartańskiej. To fakt.
Podziwiałem zimną krew eks-króla. Nie podziwiałem natomiast jego stóp. Otwarte sandały odsłaniały palce czarne jak u babilońskiego chłopa. Nie chcąc patrzeć ani na stopy, ani na włosy, utkwiłem w końcu wzrok w brodzie Demaratosa. Była tak pozlepiana zastarzałym pyłem, że wyglądała jak z wypalonej gliny.
– Bez sprzymierzeńców Sparta jest podatna na ciosy. Polega na flocie ateńskiej. Lecz jeśli Ateny padną… – Unikałem stawiania kropek nad i.
Demaratos obrzucił mnie krwiożerczym spojrzeniem. Po czym z irytacją podciągnął długie perskie rękawy.
– Eretria, Eubeja i Ateny. Tam uderzy Wielki Król w przyszłym roku. Sprawa Sparty to co innego i załatwią ją Spartanie. Tymczasem Mardonios znowu stanie na czele armii.
Lais patrzyła na mnie, jakby szukała oznak zadowolenia. Ja z kolei patrzyłem na nią, by jej przypomnieć, że my jesteśmy n i e po stronie Mardoniosa i Greków, lecz Kserksesa i Atossy.
– Jesteś tego pewien?
Na pytanie zadane Demaratosowi odpowiedziała Lais:
– Nie. Lekarze mówią, że nigdy już nie będzie chodził.
– Mardonios jest najlepszym dowódcą Wielkiego Króla. – Głos Demaratosa był stanowczy. – W razie potrzeby mógłby poprowadzić wyprawę w lektyce. Ale nie będzie trzeba. Widziałem jego nogę. Zagoi się.
– A jeśli nie – Lais nagle przybrała ton proroczy i pełen powagi – to nie widzę żadnego powodu, dla którego król Sparty nie miałby dowodzić wojskiem.
Czarne palce stóp Demaratosa zacisnęły się niczym pięści. Odwróciłem wzrok.
– Ja widzę bardzo ważny powód, dla którego nie mógłbym dowodzić armią. – Mówił zaskakująco łagodnie. – Nie jestem Persem… jeszcze nie.
Później tegoż dnia pokłóciłem się gwałtownie z Lais. Powiedziałem jej, że ostatnią rzeczą na świecie „jakiej ty i ja powinniśmy pragnąć, jest następna wyprawa na Grecję”.
– Nasza przyszłość jest na zachodzie – oświadczyła Lais. – Niech Mardonios przyćmiewa Kserksesa jeszcze przez rok czy dwa. Cóż to za różnica? Kserkses i tak zostanie pewnego dnia Wielkim Królem, a wtedy dzięki Mardoniosowi i Demaratosowi będzie władcą wszystkich Greków od Sigejonu do Sycylii i panem morza.
Lais i ja znaleźliśmy się teraz po przeciwnych stronach. Prawdę mówiąc, od tego dnia nie rozmawialiśmy ze sobą przez wiele lat. Ponieważ popierałem Kserksesa, robiłem, co mogłem, żeby skierować zainteresowanie polityczne Persji na wschód. Lais natomiast nadal podejmowała wszystkich Greków przebywających na dworze, patronując ich rozlicznym interesom. Lecz ciągle jeszcze podtrzymywała przyjaźń z Atossą. Po latach, kiedy byłem z Lais w lepszych stosunkach, opowiedziała mi, jak zdołała pozostać w zgodzie z oboma stronnictwami.
– Przekonałam Atossę, że truję Mardoniosa. Bardzo powoli oczywiście, tak, aby przyczynę śmierci wszyscy upatrywali w nodze, która nie chciała się zagoić.
– Ale co Atossą pomyślała, skoro Mardonios nie umarł?
– Kiedy przestał być wodzem, zapytałam, czy ma sens zabicie go, i przyznała, że to bezsensowne. Więc niby przestałam go truć.
Wkrótce po moim spotkaniu z Demaratosem zostałem przyjęty przez Atossę, która wyraziła żal, że poróżniłem się z Lais.
– Ostatecznie, matka ocaliła ci życie.
Читать дальше