– Jestem nadwornym murarzem Wielkiego Króla. – Kserkses wyciągnął dłonie. Pod krótko obciętymi paznokciami nagromadziła się zaprawa murarska. – Tak spodobał mu się pałac, który zbudowałem w Babilonie dla siebie, nie dla niego, że powierzył mi wykończenie i tego pałacu. Dał mi też wolną rękę w Persepolis. Więc wciąż buduję. I wciąż wydaję pieniądze. Większość egipskich budowniczych zastąpiłem jońskimi Grekami. W robotach kamieniarskich nikt im nie dorówna. Mam nawet paru cieśli z twoich Indii. Zgromadziłem wszystko, oprócz pieniędzy. Dariusz wydziela je skąpo, nie więcej na raz niż tyle co warta jest jedna owca. Chyba od wojen greckich nie widziałem łucznika.
Po raz pierwszy usłyszałem wtedy to gwarowe wyrażenie – Grecy nazywają łucznikiem złotą monetę, na której Dariusz w koronie trzyma w ręce łuk. Popularny żarcik perski: żaden Grek nie oprze się perskiemu łucznikowi.
Kserkses przedstawił mi własną wersję wydarzeń, które rozegrały się podczas mojego pobytu w Indiach. Nazywam to jego wersją, bo nie istnieje nic takiego jak relacja obiektywna. Każdy patrzy na świat z własnego punktu widzenia. Tron, rzecz jasna, nie jest punktem najlepszym, skoro widać z niego niewiele więcej niż plecy leżących plackiem ludzi.
– Po długim oblężeniu Milet padł. Zabiliśmy mężczyzn. Kobiety i dzieci posłaliśmy statkami do Suzy. Wielki Król zamierza osiedlić je gdzieś w pobliżu, na razie więc mamy tu w starych koszarach kilka tysięcy bardzo powabnych młodych Miletyjek. Do wyboru, do koloru. Przestały już niemal płakać i lamentować. Prawdę mówiąc, jedną młodą wdówkę umieściłem w swoim haremie. Uczy mnie greckiego, a raczej próbuje uczyć. Jest inteligentna jak wszyscy mieszkańcy Miletu.
Owa inteligentna pani była ciotką Aspazji. Musimy to zachować w tajemnicy, Demokrycie. Ateńczycy skazaliby Peryklesa na wygnanie, gdyby wiedzieli, że matka jego nieślubnego syna jest siostrzenicą konkubiny Wielkiego Króla. Demokryt wątpi, czy Zgromadzenie miałoby dość rozumu, żeby zorientować się w tym pokrewieństwie. Zgromadzenie może nie. Ale Tukidydes tak.
Zimny wiatr furkotał w płóciennej osłonie przed słońcem nie zdjętej jeszcze na zimę. Przez otwarty portyk widziałem, jak wirują pożółkłe liście. Pomyślałem o mych szkolnych latach w tym samym pałacu i przeszedł mnie dreszcz; w moim dzieciństwie w Suzie zawsze chyba panowała zima.
– Kiedy zdobyliśmy Milet, gromada Medów, któż by inny, podpaliła świątynię Apollina w Didymie, i budowla spłonęła do szczętu, wyrocznia i cała reszta. Po czym ten dureń Artafernes rozesłał komunikaty do wszystkich greckich miast, że świątynię spalono w odwet za zburzenie świątyni Kybeli w Sardes.
– A nie było tak?
– Bracie mojej młodości, kapłani Apollina w Didymie, kapłani Apollina w Delos, kapłani Apollina w Delfach są wszyscy na utrzymaniu Wielkiego Króla. Co roku posyła im całe dywizje łuczników.
Demokryt chce wiedzieć, czy nadal opłacamy grecką wyrocznię w Delfach. Nie, już nie opłacamy. Wojny się skończyły. Zresztą kapłani otrzymali nauczkę. Dzisiaj wyrocznie rzadko wypowiadają się w sprawach politycznych.
– W każdym razie Wielki Król wciąż jeszcze za to przeprasza. I będzie musiał zapłacić za odbudowę świątyni. Co oznacza mniej pieniędzy na Persepolis. – W tym okresie Kserkses mógł wypić w jeden wieczór pół tuzina dzbanów czystego wina z Helbonu bez złych skutków. Ja natomiast nawet w młodości zawsze mieszałem wino z wodą, jak Grek.
Kserkses kazał podczaszemu przynieść jeszcze wina. Po czym opisał mi stłumienie buntu w Karii.
– Upadek Miletu to był koniec tych kmiotków. A jakże inaczej? Pojmano Histiajosa i ten dureń z Sardes skazał go na śmierć, co rozgniewało Wielkiego Króla, bo lubił Histiajosa i nigdy nie winił go za te wszystkie awantury w Milecie. Naturalnie starego spiskowca oskarżono o piractwo, nie o zdradę, a na pewno był piratem w ostatnich latach życia. Twoja matka bardzo się przejęła, kiedy go stracono. – Kserksesa bawiły intrygi mojej matki.
– Nie przyjaźnili się już po rebelii w Milecie. Tak przynajmniej uważałem. Nie jestem tego pewien. – Zawsze starałem się podkreślić swoją rezerwę wobec stronnictwa greckiego.
– Bo już się nigdy nie zobaczyli. Ale nadal byli do siebie przywiązani. – Kserkses się uśmiechnął. – Ja wiem. – Wiedział rzeczywiście; miał mnóstwo szpiegów w haremie, inaczej niż Dariusz, który próbował nie zwracać uwagi na haremowe intrygi, jeśli nie była w nie wmieszana Atossa. Oczywiście, Atossę Dariusz stale szpiegował, a ona szpiegowała jego. Zachowywali się wobec siebie jak władcy ościennych mocarstw.
– Po zdobyciu Miletu posłaliśmy flotę wzdłuż jońskiego wybrzeża. Miasta greckie się poddały. Potem nasza flota, teraz byli to głównie Fenicjanie, przepłynęła przez cieśninę, i miejscowy tyran tak się przestraszył, że wrócił do Aten. Nie mogę zrozumieć, dlaczego. Jako jeden z najlojalniejszych sług Wielkiego Króla był absolutnie bezpieczny. Teraz jest zdrajcą.
W ten sposób, Demokrycie, Kserkses wspomniał mimochodem o Miltiadesie, jednym z pomniejszeń wasali Persji, któremu w niespełna trzy lata później sprzymierzeni Grecy powierzyli naczelne dowództwo. Przypisuje mu się zasługę za rzekome zwycięstwo Greków pod Platejami. Demokryt poprawia mnie, że Miltiades był nie pod Platejami, ale pod Maratonem. Te drobne szczegóły niewątpliwie istotne są dla historii Grecji. Mnie obchodzi historia Persji.
– Po czym ostatniej wiosny Mardonios dostał dowództwo jednocześnie floty i wojsk. – Kserkses kochał Mardoniosa jak brata, tym bardziej więc nie do zniesienia były dla niego jego sukcesy. – W niespełna sześć miesięcy Mardonios podbił Trację i Macedonię. Odkąd Kambyzes zdobył dla nas Egipt, nikt nie przysporzył imperium tak wielkich obszarów. Na szczęście dla mnie jest to bratanek króla, nie jego syn.
– Dlaczego tobie nie dano takich samych szans?
Kserkses podniósł wysoko prawe ramię z otwartą dłonią w tradycyjnym geście hołdu składanego Wielkiemu Królowi przy uroczystych okazjach.
– Moje życie jest podobno zbyt cenne. Lecz jak mogę zostać Wielkim Królem, jeśli nigdy nie wyruszę w pole? Potrzebuję zwycięstw! Chcę być taki jak Mardonios. Tylko… – Ręka Kserksesa opadła na stół. Dłoń zacisnęła się w pięść.
– Królowa Atossa?
– Tak. Za jej sprawą jestem następcą tronu. I za jej sprawą znaczę mniej niż mój kuzyn, mniej niż moi bracia, mniej niż ty.
– Na pewno znaczysz więcej niż ja.
– Tak, naturalnie. Nie widziałem jednak Indii, a ty widziałeś. I dzięki tobie otworzyła się teraz przed nami możliwość podbicia całego świata. No cóż, módlmy się, żebym to ja tego dokonał. Módlmy się też, żeby Dariusz pozwolił Mardoniosowi iść na wojnę z Grekami, o czym Mardonios marzy. Nie pojmuję, dlaczego. Na zachodzie nie ma nic, o czym można by marzyć.
– Czy Wielki Król nie zamierza pomścić pożaru Sardes?
– Każdy z tej setki dowódców dałby sobie z tym radę. Wystarczy po prostu spalić Ateny. To jest łatwe. I bezsensowne. Ale Indie! – Wino wprawiło Kserksesa w lepszy humor. Chwycił mnie za ramię; palce miał szorstkie od ćwiczeń wojskowych. – Kiedy będziesz zdawał sprawę Wielkiemu Królowi, powiedz mu, że ja muszę… Nie, nie wolno ci mówić, że on cokolwiek musi, lecz…
– Mogę napomknąć. Mogę też porozmawiać z królową Atossą.
– Nie. Będzie chciała, żebym tkwił bezpiecznie w Babilonie.
– Gdyby uważała, że podbój królestw indyjskich okaże się łatwy, puściłaby cię. Na pewno nie jest głupia.
Читать дальше