– Trzeba się nauczyć cierpliwości, Etsuko. Gdy znajdzie się w Ameryce, zacznie pracować i przyśle nam pieniądze. Uważam, że jest to najrozsądniejsze rozwiązanie. Przecież gdy wróci do Ameryki, znacznie łatwiej będzie mógł znaleźć pracę. Ja mogę poczekać.
– Rozumiem.
– On wszystko załatwił, Etsuko. Znalazł nam miejsce w Kobe i załatwił, że popłyniemy statkiem za połowę ceny. – Westchnęła. – Nawet nie wyobrażasz sobie, jak się cieszę, że opuszczam to miejsce.
Sachiko ani przez chwilę nie przerywała pakowania. Blade światło z zewnątrz rozjaśniało jedną stronę jej twarzy, a płomień lampy oświetlał jej rękawy i dłonie, co dawało dziwny efekt.
– Czy sądzisz, że długo będziesz musiała czekać w Kobe?
Wzruszyła ramionami.
– Zdaję sobie sprawę, że muszę być cierpliwa. Nie mam innego wyjścia.
W półmroku nie mogłam dostrzec, co też takiego zwija; najwyraźniej sprawiało jej to trudność, gdyż kilkakrotnie rozwijała to i zwijała.
– W każdym razie, Etsuko – ciągnęła – dlaczego zadawałby sobie tyle trudu, gdyby nie miał uczciwych zamiarów? Dlaczego zadawałby sobie tyle trudu z mojego powodu? Czasami dostrzegam w tobie tyle powątpiewania. Powinnaś się cieszyć razem ze mną. Wreszcie wszystko zaczyna się układać.
– Tak, oczywiście, że cieszę się razem z tobą.
– Naprawdę, Etsuko, nie godzi się go podejrzewać po tym wszystkim, co zrobił. Po prostu się nie godzi.
– Tak.
– A i Mariko będzie tam szczęśliwsza. Ameryka to znacznie lepsze miejsce dla małej dziewczynki. Tam będzie mogła robić ze swoim życiem, co zechce. Może zostać kobietą interesu albo studiować malarstwo na uczelni i zostać artystką. W Ameryce to wszystko jest znacznie łatwiejsze. Japonia to nie miejsce dla dziewczynek. Czegóż tu może oczekiwać?
Nie odezwałam się ani słowem. Sachiko obrzuciła mnie krótkim spojrzeniem, po czym roześmiała się.
– Spróbuj się uśmiechnąć, Etsuko – powiedziała. – W końcu wszystko się ułoży.
– Tak, jestem pewna.
– Oczywiście, że tak.
– Tak.
Jeszcze przez jakieś dwie minuty Sachiko nie przestawała pakować. Potem znieruchomiała i z twarzy, oświetlonej tą dziwną mieszanką światła, spojrzały na mnie jej oczy.
– Pewnie uważasz, że jestem głupia – powiedziała cicho. – Prawda, Etsuko?
W odpowiedzi rzuciłam jej lekko zaskoczone spojrzenie.
– Wiem, że być może nigdy nie ujrzę Ameryki. A nawet jeśli tam pojadę, to wiem, że wcale nie będzie nam tak łatwo. Myślisz, że nie zdaję sobie z tego sprawy? Milczałam, nie spuszczając z niej wzroku.
– Lecz cóż z tego? – ciągnęła. – A jakaż to dla mnie różnica? Dlaczego nie miałabym pojechać do Kobe? Cóż takiego mam właściwie do stracenia? Dom mojego wuja? Nic tam po mnie. Kilka pustych pokoi, to wszystko. Siedziałabym w jednym z nich, coraz starsza i starsza. Przecież zdajesz sobie z tego sprawę, Etsuko.
– A Mariko? – spytałam. – Co będzie z Mariko?
– Mariko? Da sobie radę. Nie będzie miała wyjścia. – Sachiko patrzyła na mnie z drugiej strony pokoju, a jedna połowa jej twarzy skryta była w mroku. Potem powiedziała: – Czy myślisz, że choć przez chwilę się łudzę, iż jestem dla niej dobrą matką? Milczałam. Sachiko niespodziewanie wybuchnęła śmiechem.
– Po co ta cała rozmowa? – spytała, znów zabierając się do pracy. – Wszystko dobrze się ułoży, zapewniam cię. Napiszę do ciebie, gdy już będę w Ameryce. Może nawet przyjedziesz do nas kiedyś w odwiedziny. Może zjawisz się z dzieckiem.
– Być może.
– Może wtedy będziesz już miała kilkoro dzieci.
– Tak. – Zaśmiałam się niezręcznie. – Nigdy nie wiadomo.
Sachiko westchnęła, unosząc obie ręce.
– Tyle tego pakowania – mruknęła. – Po prostu część rzeczy będę musiała zostawić.
Siedziałam jeszcze przez chwilę, przyglądając się jej krzątaninie.
– Jeśli chcesz, to pójdę poszukać Mariko. Robi się dość późno – zaproponowałam wreszcie.
– Tylko się zmęczysz, Etsuko. Skończę pakowanie i jeśli do tej pory nie wróci, pójdziemy poszukać jej razem.
– Nie, nic mi się nie stanie. Może uda mi się ją znaleźć. Już prawie ciemno.
Sachiko spojrzała na mnie, po czym wzruszyła ramionami.
– Tylko weź z sobą lampę. Przy brzegu jest dość ślisko.
Podniosłam się z miejsca i zdjęłam lampę z belki. Cienie przesuwały się po ścianach, gdy szłam w kierunku drzwi. Wychodząc, obejrzałam się na Sachiko. Widziałam tylko zarys jej sylwetki przed rozsuniętymi drzwiami. Niebo za jej plecami przeszło już niemal w czerń.
Gdy szłam wzdłuż brzegu, otoczył mnie rój owadów zwabionych światłem lampy. Od czasu do czasu jeden z nich wpadał do środka i zatrzymywałam się, czekając, aż uda mu się wydostać.
Po chwili ujrzałam przed sobą mały drewniany mostek. Przechodząc na drugą stronę, stanęłam na środku i spojrzałam na wieczorne niebo. Pamiętam to dziwne uczucie spokoju, które przepełniło mnie w owej chwili. Stałam tam przez kilka minut i oparta o barierkę wsłuchiwałam się w szum płynącej dołem rzeki. Gdy się odwróciłam, ujrzałam swój cień, rzucony przez światło lampy na drewniane belki mostku.
– Co ty tu robisz? – spytałam, gdyż dziewczynka siedziała w kucki przy przeciwległej barierce. Podeszłam bliżej, by przyjrzeć się jej w świetle lampy. Oglądała w milczeniu swoje dłonie. – Co się z tobą dzieje? Dlaczego tak siedzisz? Wokół lampy zebrała się chmara owadów. Postawiłam ją przed sobą, oświetlając wyraźniej twarz dziewczynki. Po długim milczeniu powiedziała: – Ja nie chcę wyjeżdżać. Nie chcę jutro wyjeżdżać. Westchnęłam.
– Spodoba ci się. Każdy trochę się boi nowych rzeczy. Spodoba ci się tam.
– Ja nie chcę wyjeżdżać. I nie lubię go. On jest jak świnia.
– Nie wolno ci tak mówić – odezwałam się z gniewem.
Patrzyła mi przez chwilę w oczy, po czym spuściła wzrok.
– Nie wolno ci tak mówić – powtórzyłam nieco spokojniej. – On cię bardzo lubi i będzie dla ciebie jak ojciec. Wszystko się ułoży, obiecuję ci. – Dziecko nic nie odpowiedziało. Znów westchnęłam. – W każdym razie – ciągnęłam – jeśli ci się tam nie spodoba, to zawsze możemy tu wrócić.
Tym razem spojrzała na mnie pytająco.
– Tak, obiecuję – powiedziałam. – Jeżeli ci się tam nie spodoba, od razu wrócimy. Lecz musimy sprawdzić, jak tam będzie. A na pewno będzie dobrze.
Dziewczynka obserwowała mnie uważnie.
– Co masz w ręce? – spytała.
– To? Przyczepiło mi się do sandała, to wszystko.
– Co masz w ręce?
– Już ci powiedziałam. Okręciło mi się wokół nogi. Co się z tobą dzieje? – Zaśmiałam się. – Dlaczego tak na mnie patrzysz? Nie zrobię ci nic złego.
Powoli wstała, nie spuszczając ze mnie wzroku.
– Co się z tobą dzieje? – powtórzyłam.
Dziecko rzuciło się do ucieczki, bębniąc stopami po drewnianych belkach. Zatrzymało się na końcu mostku i przyjrzało mi się podejrzliwie. Uśmiechnęłam się i podniosłam lampę. Dziewczynka ponownie zerwała się do ucieczki.
Nad wodą pojawiła się połówka księżyca i przez kilka chwil stałam w ciszy na mostku, podziwiając ten widok. Zdawało mi się, że wśród ciemności dostrzegłam Mariko, biegnącą wzdłuż brzegu w kierunku domku.
W pierwszej chwili zdawało mi się, że ktoś przeszedł obok mojego łóżka i wyszedł z pokoju, cicho zamykając za sobą drzwi. Kiedy nieco bardziej oprzytomniałam, zdałam sobie sprawę, jak niedorzeczne było to przypuszczenie.
Читать дальше