– Wyznam, iż bardzo mi jej brakuje od czasu, gdy się wyprowadziła – ciągnęła kobieta. – Brakuje nam także Mariko-san. Było mi dobrze w ich towarzystwie i żałuję, że straciłam cierpliwość i powiedziałam to, co powiedziałam. – Znowu przerwała, obróciła twarz w kierunku Mariko, po czym spojrzała znów na mnie. – Mój ojciec na swój sposób również za nimi tęskni. Widzi pani, on ma dobry słuch. Teraz słyszy, że w domu jest znacznie ciszej niż przedtem. Gdy przyszłam do niego pewnego ranka, już nie spał i powiedział, że dom przypomina teraz grobowiec. Po prostu grobowiec. Ich powrót dobrze by ojcu zrobił. Może zechce wrócić, choćby ze względu na niego.
– Nie omieszkam przekazać Sachiko-san tego, co pani czuje – obiecałam.
– Również ze względu na nią samą – dodała kobieta. – Gdyż nie jest dobrze, kiedy kobieta nie ma mężczyzny, który by nią kierował. Nic dobrego nie może z tego wyniknąć. Mój ojciec jest chory, lecz jego życie nie jest w niebezpieczeństwie. Powinna teraz wrócić, chociażby ze względu na swoje własne dobro. – Zaczęła rozwiązywać chustę leżącą obok niej. – Prawdę mówiąc, przyniosłam to ze sobą – powiedziała. – Kilka swetrów, które zrobiłam na drutach, nic wielkiego. Ale to dobra wełna. Miała je dostać po powrocie, lecz wzięłam je dzisiaj z sobą. Najpierw zrobiłam jeden dla Mariko, a potem pomyślałam sobie, że zrobię jeszcze jeden dla jej matki. – Podniosła jeden ze swetrów, po czym spojrzała w kierunku dziewczynki. Uśmiechnęła się, a jej usta znowu wygięły się w dół.
– Są wspaniałe – powiedziałam. – Na pewno zajęło to pani dużo czasu.
– To dobra wełna – powtórzyła kobieta. Na powrót owinęła swetry chustą i zawiązała ją starannie. – A teraz muszę wracać. Mój ojciec będzie się niepokoił. -Wstała i skierowała się w stronę drzwi. Pomogłam jej nałożyć drewniane sandały. Mariko podeszła do brzegu maty, a stara kobieta dotknęła lekko czubka jej głowy.
– A więc pamiętaj, Mariko-san. Powtórz matce to, co ci mówiłam. I nie martw się o swoje kocięta. W domu znajdzie się miejsce dla nich wszystkich.
– Przyjedziemy niedługo – powiedziała Mariko. – Powiem mamie.
Kobieta uśmiechnęła się znowu. Potem odwróciła się do mnie z ukłonem.
– Cieszę się, że panią poznałam. Nie mogę zostać dłużej. Widzi pani, mój ojciec nie czuje się najlepiej.
- Och, to ty, Etsuko – powiedziała Sachiko, gdy przyszłam tego wieczora. Potem zaśmiała się i rzekła: – Nie patrz z takim zdziwieniem. Chyba nie przypuszczałaś, że zostanę tutaj na zawsze?
Na tatami leżały porozrzucane ubrania, koce i różne inne rzeczy. Odpowiedziałam stosownie do sytuacji i usiadłam tak, aby jak najmniej przeszkadzać. Obok mnie, na podłodze, leżały dwa wspaniałe kimona, których nigdy nie widziałam u Sachiko. Na środku pokoju dostrzegłam jej delikatny serwis do herbaty z białej porcelany zapakowany w tekturowe pudełko.
Sachiko rozsunęła szeroko środkowe drzwi, by wpuścić do środka resztkę światła; mimo to zmrok zapadał szybko i blask zachodzącego słońca ledwie musnął daleki kąt, skąd Mariko obserwowała w milczeniu swoją matkę. Obok niej dokazywały dwa kociaki. Trzeciego dziewczynka trzymała w ramionach.
– Mariko pewnie ci mówiła, że miałaś wcześniej gościa. Była tu twoja kuzynka – odezwałam się.
– Tak, Mariko mi powiedziała. – Sachiko nie przerwała pakowania kufra.
– Wyjeżdżacie rano?
– Tak – odparła z lekkim zniecierpliwieniem. Westchnęła i spojrzała na mnie. – Tak, Etsuko, wyjeżdżamy rano. – Po tych słowach wepchnęła coś w kąt kufra.
– Macie tyle bagażu. Jak się zabierzecie z tym wszystkim?
Sachiko nie odpowiadała. Po chwili, nadal zajęta pakowaniem, odpowiedziała:
– Przecież doskonale wiesz jak, Etsuko. Włożymy to do samochodu.
Milczałam. Wzięła głęboki oddech, po czym spojrzała w moją stronę.
– Tak, opuszczamy Nagasaki, Etsuko. Zapewniam cię, że powzięłam najszczersze postanowienie, iż pożegnam się z tobą, gdy tylko skończę pakowanie. Nigdy nie wyjechałabym, nie wyraziwszy ci najpierw mojej wdzięczności, okazałaś mi przecież tyle dobroci. Jeżeli zaś chodzi o pożyczkę, zostanie ci zwrócona pocztą. Więc nie masz potrzeby się tym martwić. – I znów zabrała się do pakowania.
– A dokąd się wybieracie? – spytałam.
– Do Kobe. Postanowienie jest nieodwołalne. – Kobe?
– Tak, Etsuko, Kobe. A potem do Ameryki. Frank wszystko załatwił. Czyżbyś się nie cieszyła? – Uśmiechnęła się krótko, po czym odwróciła się w inną stronę. Bacznie ją obserwowałam. To samo czyniła również Mariko. Kociak w jej ramionach szarpał się, próbując przyłączyć się do bawiącego się na tatami rodzeństwa, lecz dziewczynka go nie puszczała. Obok niej, w kącie pokoju, dostrzegłam skrzynkę na warzywa, którą Mariko wygrała na loterii kujibiki. Najwyraźniej Mariko przekształciła skrzynkę w domek dla swoich kociąt.
– Nawiasem mówiąc, Etsuko, ten cały stos – Sachiko wskazała palcem – to rzeczy, które muszę zostawić. Nie zdawałam sobie sprawy, że jest tego tak wiele. Niektóre rzeczy są zupełnie niezłej jakości. Proszę, zrób z nimi to, co uznasz za stosowne. Oczywiście nie chcę cię obrazić. Po prostu część tych rzeczy jest dobrej jakości.
– Ale co będzie z twoim wujem? I z twoją kuzynką? - spytałam.
- Z moim wujem? – Sachiko wzruszyła ramionami. -To bardzo miło z jego strony, że zaprosił mnie do swego domu, lecz mam niestety inne plany. Nawet nie wyobrażasz sobie, Etsuko, z jaką ulgą opuszczę to miejsce. Wierzę, że już więcej nie będę musiała żyć w takim brudzie. – Spojrzała na mnie i roześmiała się. – Doskonale wiem, o czym myślisz. Zapewniam cię, Etsuko, iż jesteś w błędzie. On tym razem mnie nie zawiedzie. Jutro z rana przyjedzie po mnie samochodem. Czyżbyś się nie cieszyła? – Sachiko obrzuciła spojrzeniem cały bagaż rozrzucony po podłodze i westchnęła. Potem, przeszedłszy nad stertą ubrań, przyklęknęła obok pudełka z porcelanowym serwisem i zaczęła wpychać do środka kłębki wełny.
– Zdecydowałaś już? – spytała nagle Mariko.
– Teraz nie możemy o tym rozmawiać – odparła jej matka. – Jestem zajęta.
– Ale powiedziałaś, że będziemy mogły je zatrzymać. Nie pamiętasz?
Sachiko delikatnie potrząsnęła pudełkiem. Porcelana w dalszym ciągu grzechotała. Sachiko rozejrzała się dokoła, znalazła kawałek materiału i zaczęła drzeć go na paski.
– Powiedziałaś, że będę mogła je zatrzymać – powtórzyła dziewczynka.
– Mariko, proszę cię, rozważ przez chwilę całą sytuację. Jak wyobrażasz sobie zabranie tych wszystkich zwierząt?
– Ale mówiłaś, że będę je mogła zatrzymać.
Sachiko westchnęła i przez chwilę odnosiłam wrażenie, że nad czymś się zastanawia. Spojrzała na serwis i trzymane w rękach paski materiału.
– Mówiłaś, mamo. Nie pamiętasz? Powiedziałaś, że będę mogła – powtórzyła Mariko.
Sachiko popatrzyła najpierw na córkę, a potem na kociaki.
– Wszystko się zmieniło – powiedziała ze zmęczeniem w głosie. Potem na jej twarzy pojawił się wyraz irytacji i cisnęła trzymane w rękach kawałki materiału. – Mariko, czemu tak się przejmujesz tymi stworzeniami? Czy wyobrażasz sobie, że mogłybyśmy je zabrać? Nie, po prostu będziemy je musiały tu zostawić.
– Ale obiecałaś, że będę mogła je zatrzymać. W oczach Sachiko na moment zapłonął gniew.
- Czy nie potrafisz myśleć o niczym innym? – rzekła tak cicho, że jej głos przerodził się niemal w szept. – Jesteś dostatecznie duża, by zrozumieć, że istnieją inne rzeczy poza tymi śmierdzącymi zwierzakami. Nie można wiecznie pozwalać sobie na takie sentymentalne przywiązania. To są tylko… tylko zwierzęta, czyż nie rozumiesz? Nie możesz tego pojąć, dziecko? Nie możesz? Mariko patrzyła uparcie na matkę.
Читать дальше