- Zabieeeeaaaam. – powiedziałam niewyraźnie i wsiadłam do taksówki na prawe miejsce obok kierowcy. Kierowca chciał mnie przesadzić, ale po chwili zrozumiał, że konwersacja ze mną nie ma większego sensu i ruszył.
- To gdzie sobie pani życzy? – zapytał niepewnie.
- No jak tak można! Naprawdę! W biały dzień! – mamrotałam co jakiś czas czkając głośno. – Człowiek się stara, wyciska ostatnie poty, a ten po prostu tą bez żadnych ceregieli… No przecież to wstydu nie ma i tyle! A co on myśli? Że ona mu da czegoś czego ja mu nie dam?! No niby co?! – czkałam patrząc na taksówkarza.
- Hmm zapewne nie ma takiej rzeczy… - odpowiedział zmieszany taksówkarz próbując nadążyć za moją opowieścią i kontrolować co jakiś czas obsuwającą się butelkę wina. – To gdzie jedziemy droga pani? – podjął kolejną próbę kierowca.
- Prosto! – czknęłam zdecydowanie i stuknęłam głośno palcem w przednią szybę wyznaczając kierunek.
- Tylko nie palcami po szybie proszę…. – powiedział szeptem zrezygnowany kierowca.
- I to w naszym mieszkaniu! Rozumie pan?! W naszym mieszkaniu! Kto robi takie rzeczy!? Przecież to nie film! To życie! A w sumie to nie życie! To koszmar! – krzyknęłam i mój pijacki bełkot przekształcił się w płacz.
- Pani nie płacze…Ja proszę panią…Na pewnie nie był tego warty…. – próbował opanować sytuację taksówkarz.
- A co to to tak! Nie był grosza wart!
- To gdzie jedziemy droga pani? – kierowca podjął kolejną próbę sensownej komunikacji.
- Do hotelu! – zachlipałam i czknęłam głośno.
- Jakiego?
Zapłakałam głośno. - Wszyscy myślą, że ja wszystko wiem! A skąd ja mam wiedzieć?! No skąd! – płakałam popijając wino.
- To hotel Marriott byłby najbliższy…. – podpowiedział szeptem kierowca, jakby z poczuciem winy, że zadaje ciągle nieodpowiednie pytania pogłębiające tylko moją rozpacz.
- I co ja teraz zrobię z salą ślubną, suknią ślubną?! O Boże! Co za koszmar! – płakałam zawodząc przy tym niemiłosiernie.
Kierowca zrezygnowany dodał gazu i zamknął się w sobie. To nie mógł być dobry dzień w jego pracy. Po chwili podjechaliśmy pod wejście do hotelu Marriott. Taksówkarz wyskoczył z taksówki jak oparzony, szybko wystawił moje bagaże, wyciągnął mnie szybko prawie unosząc z samochodu i nie pytając o nic odjechał. Myślę, że myśl o tym, że mój powrót do taksówki po nie przyjęciu mnie przez personel hotelu jako pijanego gościa była straszniejsza niż brak zapłaty za przejazd. Odjechał z piskiem opon nawet raz się nie odwróciwszy.
Skupiona powolnym jednakże chwiejnym krokiem ruszyłam do recepcji, gdzie pytana odpowiadałam krótko jedynie na zadane mi pytania. Jakimś cudem strategia zadziałała i dostałam pokój w hotelu, do którego zaprowadzono mnie wraz z moimi bagażami i zanim się zorientowałam, siedziałam już sama w ciemnym pokoju hotelowym. Spojrzałam na meble i uśmiechnęłam się do siebie złowieszczo widząc przed sobą barek. Włączyłam światło, puściłam muzykę, jednak nie znalazłszy odpowiedniej, włożyłam słuchawki do uszu i puściłam taneczne przeboje. Po pięciu minutach pokój zamienił się w dyskotekę, w której panowałam nad muzyką i parkietem. Przez chwilę miałam wrażenie, że pomiędzy moimi wyśpiewanymi zwrotkami słyszę dudnienie, jakby ktoś uderzał o ścianę, jednak dźwięki ustały, jak tylko pogłośniłam muzykę. W barku była cała kolekcja mocnych alkoholi, niestety różnych. Wiedziałam, że niedobrze jest mieszać różne alkohole, jednak w ten dzień nie zamierzałam trzymać się żadnych ogólnie przyjętych zasad. Chwyciłam za pierwszą, małą buteleczkę rumu, zamknęłam oczy i jednych mocnym ruchem zmusiłam się do wypicia całej jej zawartości. Chciałam tak bardzo, żeby ten ból i złość zelżały i ten okropny dzień wreszcie się skończył.
***
Obudził mnie dźwięk męskich głosów. Otworzyłam oczy i spojrzałam wokół siebie. Powoli kształty zaczęły nabierać wyrazistości. Byłam w jakimś pokoju, leżałam na łóżku przykryta kołdrą, a przede mną stali jacyś dwaj mężczyźni i przyglądali mi się uważnie coś do siebie przy tym szepcząc i lekko chichocząc. Oburzona nadal nie wiedząc gdzie jestem podniosłam się i powiedziałam podenerwowana:
- A panowie skąd się wzięli w moim pokoju? – niestety niewyraźna mowa i dźwięk mojego pijanego głosu od razu przypomniał mi o pijackiej zabawie, która była moim jak dotąd ostatnim wspomnieniem.
- Pani pokoju? – odpowiedział jeden mężczyzna po czym oboje panowie parsknęli gromkim śmiechem.
- Ale, ale…. – próbowałam zrozumieć skąd na litość boską znalazłam się w tych okolicznościach. – Tak, moim pokoju. – próbowałam okazać pewność siebie. Podniosłam się i usiadłam, po czym zauważyłam, że wzrok obu panów natychmiast powędrował w okolicę mojej klatki piersiowej. Spojrzałam w dół i pomyślałam "O rany! Jestem naga! ". Szybko chwyciłam za kołdrę i naciągnęłam ją na biust. Panowie spojrzeli na siebie ubawieni po pachy.
- No takiej delegacji i prezentu od firmy się nie spodziewałem. – powiedział jeden z nich do drugiego.
Zerwałam się na równe nogi, jednak pod wpływem alkoholu we krwi zatoczyłam się uderzając i zrzucając lampkę na stoliczku nocnym. Zażenowana nie wiedziałam co zrobić. Chciałam uciec z tego miejsca jak najdalej.
- Co się tu dzieje! Proszę mi natychmiast wytłumaczyć co się tutaj dzieje! – krzyknęłam niewyraźnie nadal zdecydowanie nietrzeźwa.
- Droga pani… – zaczął spokojnie i z uśmiechem drugi pan w wieku około sześćdziesiątki podnosząc uspokajająco dłoń. – Przyjechaliśmy tutaj dzisiaj z kolegą na imprezę firmową, na której byliśmy z całą grupą aż do teraz. Po powrocie do naszego pokoju hotelowego okazało się jednak, że na naszym łóżeczku śpi już Śnieżka. Zastanawialiśmy się właśnie, czy nasz pocałunek wybudziłby panią ze snu, kiedy obudziła się pani sama i odkrywszy swoją piękną pierś próbowała nam wmówić, że jesteśmy w nieswoim pokoju.
- Ale jak to możliwe? Jak udało mi się tutaj wejść? Przecież niedawno byłam w innym pokoju… - mamrotałam kompletnie nie ogarniając sytuacji. – Pójdę to wyjaśnić do recepcji.
- W tym stroju? – zapytał rozbawiony pierwszy pan zapewne grubo po sześćdziesiątce.
Nie zwracając uwagi na obojga panów, chwiejnym krokiem co jakiś czas potykając się o długą kołdrę, w którą byłam owinięta wyszłam na korytarz. Pod wpływem alkoholu wzrok nie złapał dokładnie ostrości w związku z czym korytarz prowadzący zarówno w lewą, jak i prawą stronę wydawał się nieskończony. Jęknęłam na samą myśl o tym spacerze i ruszyłam w prawo. Po kilku krokach jednak wróciłam i ruszyłam w lewo. Po kilku minutach błądzenia napotkałam na kolejnego rozbawionego po imprezie firmowej pana, który spojrzał na mnie zdziwiony.
- Czy mam przyjemność z aniołem? – zapytał świdrując mnie wzrokiem z góry na dół.
Już chciałam mu odpowiedzieć coś złośliwego, kiedy nagle otworzywszy usta zaczknęłam głośno.
- A, a jednak aniołem. Przecież nie mówi pani w ludzkim języku. – zachichotał pan numer trzy. – Zgubiła się pani?
- Tak. – odpowiedziałam cicho co jakiś czas czkając. "Czy ta cholerna czkawka mi da wreszcie spokój?", ogarnęła mnie pierwsza trzeźwa myśl od dłuższego czasu. – Gdzie jest recepcja?
- Tutaj w prawo. – odpowiedział pan szarmancko wskazując kierunek i nisko się przy tym kłaniając. – Czy pójdę teraz do nieba? – zapytał uśmiechając się do mnie.
- Pójdzie pan. – odpowiedziałam odchodząc jak mi się zdawało w eleganckim stylu, jednak po trzech krokach nagle poczułam jak kołdra opada na ziemię. Krzyknęłam przeciągle i zakryłam ciało rękami po czym odwróciłam się, aby sprawdzić, czy pan za mną wszystko widział. Jak się okazało, pan doskonale wszystko widział.
Читать дальше