"Uspokój się Nina", nagle pomyślałam trzeźwo. "Przecież nie miała pojęcia o Twoim istnieniu. Oszukał Was obie". Muszę jej pomóc, bo się tu wykrwawi", pomyślałam. " Co za tchórz! Jak mógł nas obie tu tak zostawić! Teraz ja muszę zajmować się do tego jeszcze jego kochanką! Nie mogę w to uwierzyć!!!Chyba tylko mi mogła zdarzyć się tego typu historia!", pomyślałam rozwścieczona i zrozpaczona. Zadzwoniłam po karetkę i jak tylko przyjechała, zabrała winowajczynie ze sobą. Jako, że kobieta była w ciężkim szoku i nie mogła odpowiedzieć na najprostsze pytania typu imię, nazwisko, co się wydarzyło itd. zostałam poinformowana, że muszę udać się również z nią do szpitala. Wsiadłam z nią do karetki i pojechałyśmy razem. Podczas podróży panowała cisza przerywana jękami dziewczyny. Ja się okazało miała złamany nos i najprawdopodobniej wstrząśnienie mózgu, co tłumaczyło kompletny brak koncentracji z jej strony. W szpitalu sytuacja się niestety nie poprawiła i kobieta nadal była na tyle oszołomiona i obolała, że nie była w stanie odpowiedzieć na najprostsze pytania lekarzy.
-"Pani naprawdę musi nam pomóc!" – powiedział całkowicie zrezygnowany lekarz. - "Musimy ustalić, kim jest ta pani, co się stało i kiedy". Lekarz wskazał ręką w kierunku swojego gabinetu. Weszliśmy do jego pokoju. W gabinecie znajdowała się pielęgniarka w wieku około pięćdziesiątki. Sprzątała właśnie filiżanki po kawie ze stołu.
- "Proszę usiąść Pani...?" - powiedział lekarz i spojrzał na mnie pytającym wzrokiem.
- Lorence, Nina Lorence - odpowiedziałam.
- Jako, że pacjentka w obecnym stanie nie potrafi dostarczyć nam żadnych przydatnych informacji proszę o wyjaśnienie z Pani strony. Jak nazywa się pacjentka?
- Nie wiem, spotkałyśmy się dziś po raz pierwszy. – odpowiedziałam krótko.
- Rozumiem. – odpowiedział ze zrozumieniem lekarz. - Czy była pani obecna podczas skaleczenia pacjentki?
- Tak. – odpowiedziałam krótko i szybko, jakby mając przy tym nadzieję, że uniknę kolejnych szczegółów żenującej historii.
- Czy pacjentka skaleczyła się sama? - ciągnął dalej lekarz.
- Nie. - odpowiedziałam.
- Kto zatem ją skaleczył? – odpowiedział coraz bardziej zainteresowany lekarz.
- Ja. – odpowiedziałam krótko, a kątem oka zauważyłam, że stojąca koło nas pielęgniarka znieruchomiała. Lekarz lekko odchrząknął zdziwiony.
- Czy doszło między Paniami do bójki? - dociekał lekarz.
- Nie. - odpowiedziałam. Pielęgniarka nadal stała nieruchomo wpatrzona we mnie z lekko rozchylonymi ustami i podniesionymi brwiami.
- Pani Krysiu - przerwał lekarz, - Czy jest już Pani gotowa z tymi filiżankami? - Pielęgniarka drgnęła.
- Tak, panie doktorze, ja właśnie wychodziłam. - odpowiedziała.
- Doskonale, dziękuję. - odrzekł lekarz. Pani Krysia w zwolnionym jakby tempie krzątała się nadal ciekawa dalszej części historii.
- Pani Lorence - zwrócił się do mnie lekarz. - Jak to się stało, ze pacjentka ma złamany nos? W jaki zatem sposób go pani uszkodziła pacjentce?
- Uderzyłam ja drzwiami od łazienki - odrzekłam. Pani Krysia uśmiechnęła się zadowolona, że w końcu uzyskała kolejne szczegóły.
- Rozumiem. Czy darzy pani pacjentkę negatywnymi uczuciami? - spytał lekarz.
Milczałam. Myślałam nad tym, co mam odpowiedzieć, aby zakończyć, a nie rozpocząć cały temat zdrady. Pani Krysia ponownie stała nieruchomo wpatrzona we mnie z szeroko otwartymi z zaciekawienia oczami.
- Pani Krysiu... - ponaglił lekarz. - Proszę zostawić nas samych.
Pani Krysia, wyraźnie niezadowolona, wręcz obrażona, cicho jakby prychnęła i z wysoko podniesioną głową wyszła wreszcie z pokoju.
- Proszę zamknąć drzwi - poprosił lekarz, jednak jego prośba została zignorowana lub niedosłyszana przez głośno stukające drewniane chodaki pani Krysi.
- Czy darzy pani pacjentkę negatywnymi uczuciami? - kontynuował lekarz.
- Tak.- przyznałam w końcu.
Lekarz uniósł brwi. W drzwiach wydawało mi się, ze przez chwile widziałam głowę pani Krysi, jednak szybko zniknęła.
- Jakimi dokładnie uczuciami? Proszę je opisać. - kontynuował lekarz siedzący tyłem do drzwi, zapisując cos w notatniku .
- Hmm, jakby to opisać... pacjentka wydaje się sypiać z moim narzeczonym….przepraszam, byłym narzeczonym - odpowiedziałam.
Nastała długa cisza. Lekarz przygotowywał kolejne pytanie w głowie. Usłyszałam szepty dwóch damskich głosów na korytarzu.
- Rozumiem. Czy zatem zaplanowała pani atak na pacjentkę? - spytał poważnie lekarz.
Z korytarza dobiegły mnie coraz głośniejsze szepty: - Zośka, Zośka, chodź tutaj natychmiast. Odwróciłam wzrok na drzwi i zobaczyłam przechodzącą pielęgniarkę, która w nienaturalny sposób, bardzo wolno mijała nasz pokój, wpatrzona prosto we mnie. Na koniec, choć jej ciało już zniknęło, jej głowa nadal pozostawała w zasięgu mojego wzroku.
- Pani Lorence - przerwał moją obserwacje lekarz i ponaglił mocniejszym głosem. - Czy zatem zaplanowała pani zrobienie krzywdy pacjentce w ten sposób?
- Nie, uderzyłam ją wbiegając do łazienki. Wróciłam na chwilę do mieszkania, aby odebrać zapomniane dokumenty.
Na korytarzu wyraźnie zrobił się głośniejszy gwar. Damskie głosy podekscytowane komentowały kolejne etapy mojej opowieści. Usłyszałam nagle "bidulka", "faceci są niemożliwi", ale również "na pewno sobie zasłużyła".
- Pani Krysiu! - zagrzmiał tym razem lekarz.
Na korytarzu zrobiła się kompletna cisza. Po chwili usłyszałam znów ciche szepty, przerywane długimi i zdecydowanie za głośnymi "ciiiii".
- Rozumiem. - powiedział zamyślony lekarz próbując nadal kontrolować jakoś tę niezręczną sytuację. - Czy pani narzeczony został również poszkodowany?
- Nie, wybiegł z domu na boso w samych bokserach zaraz po tym jak się tam pojawiłam i odkryłam zdradę. - odpowiedziałam z zaciśniętymi zębami zezłoszczona na samą myśl o tym tchórzu. Lekarz wyraźnie odetchnął z ulgą. Zapewne bał się odkryć informacji o zwłokach leżących w mieszkaniu.
Na korytarzu znów zrobił się gwar. Lekarz zrezygnowany przewrócił oczami i spojrzał w stronę nieba błagalnym spojrzeniem. Byłam pewna, że praca na co dzień z panią Krysią musiała być dla niego wyzwaniem.
- Rozumiem. Bardzo mi przykro i dziękuję za zajęcie się poszkodowaną. Hmmm. To znaczy, za przybycie do szpitala. – odchrząknął zmieszany lekarz.
" No zająć to ja się już nią dobrze zajęłam", pomyślałam z przekąsem.
- Ze względu na brak danych kontaktowych pacjentki lub jej rodziny poproszę panią o zestawienie swojego numeru telefonu komórkowego , abyśmy mogli się z Panią skontaktować w razie komplikacji. - poprosił lekarz i spojrzał na mnie uważnie z zapytaniem w oczach.
- Oczywiście. - odpowiedziałam krótko i sięgnęłam do torebki po wizytówkę. Podałam mu ją i zapytałam: - Czy mogę zatem już iść?
- Tak, proszę. – odpowiedział lekarz. Na korytarzu rozległy się nerwowe szepty i usłyszałam kilka par szybko oddalających się, głośno tupiących drewnianych chodaków.
Udałam się do domu, gdzie po wypiciu dwóch butelek wina i rozbiciu wszystkich wspólnych ramek ze zdjęciami, zastawy porcelany, zestawu kieliszków, które sobie kupiliśmy, pijana spakowałam do walizki co drugi napataczający mi się przedmiot i zadzwoniłam po taksówkę. Nie chciałam, aby Michał spotkał się ze mną w tym mieszkaniu. Nie byłam na to gotowa. Chciałam po prostu uciec jak najdalej od niego i jego kłamstw.
Po kwadransie przyjechał taksówkarz. Spojrzał na mnie zaciekawionym wzrokiem i zapytał, czy butelkę wina zabieram ze sobą czy wyrzucam przed wejściem do auta.
Читать дальше