Arkadij Strugacki - Poniedziałek zaczyna się w sobotę

Здесь есть возможность читать онлайн «Arkadij Strugacki - Poniedziałek zaczyna się w sobotę» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Warszawa, Год выпуска: 1970, Издательство: Iskry, Жанр: Юмористическая фантастика, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Poniedziałek zaczyna się w sobotę: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Poniedziałek zaczyna się w sobotę»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Młody programista w czasie urlopu spotyka w lesie dwóch sympatycznych naukowców, którzy proponują mu pracę w swojej placówce w pobliskim miasteczku. Wizyta w tajemniczym Instytucie Badań Czarów i Magii staje się początkiem wypadków, które przeczą logice. Ich kulminacją jest niezwykła podróż do świata wyobrażeń, która odbywa się w kierunku odwrotnym do osi czasu…

Poniedziałek zaczyna się w sobotę — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Poniedziałek zaczyna się w sobotę», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

— Komu to potrzebne i któż to wytrzyma? — rzucił Witek ponuro.

— Powiedzmy, że byłby to fascynujący eksperyment — zauważył Roman.

— Nie eksperyment, lecz samoofiara — mruknął Witek. — Myślcie, co chcecie, a to jednak ma coś wspólnego z kontramocja… Czuję całym jestestwem…

— Ach, jestestwem!… — powtórzył Roman i zapadło milczenie.

Ja tymczasem gorączkowo podsumowywałem w myśli, jak ta sprawa wyglądałaby praktycznie. Jeżeli kontramocja jest w teorii możliwa, tym samym staje się teoretycznie możliwe naruszenie związku przyczynowo-skutkowego. Właściwie nawet nie naruszenie, gdyż zasada ta utrzymuje swą moc w odniesieniu do obu światów — świata normalnego i świata kontramotów — tyle że traktowanych rozdzielnie. A więc można mimo wszystko założyć, że nie było trzech ani czterech papug, lecz tylko jedna. Cóż wtedy? Dziesiątego rano papuga leży nieżywa w szalce Petriego. Następnie Janus spala ją i popioły rzuca na wiatr. Niemniej jedenastego rano znowu jest żywa. Nie tylko nie spopielona, ale zdrowa i nietknięta. Wprawdzie koło południa zdycha i ponownie leży w szalce Petriego. To piekielnie ważna rzecz. Czułem, że ta szalka ma piekielnie duże znaczenie… Jedność miejsca!… Dwunastego papuga znów żyje i prosi o cukier… To nie kontramocja, nie film puszczony w odwrotną stronę, ale mimo wszystko jest w tym coś z kontramocja wspólnego. Witek ma rację… Dla kontramota przebieg wydarzeń jest następujący: papuga żyje, papuga umiera, papugę spalają. Z naszego punktu widzenia, jeśli pominiemy szczegóły, wszystko wygląda akurat odwrotnie: papugę spalają, papuga umiera, papuga żyje… Jakby film podzielono na trzy części, najpierw wyświetlono część trzecią, potem drugą i dopiero na końcu pierwszą… Jakieś przerwy ciągłości. … Przerwy ciągłości… Punkty przerwania…

— Słuchajcie — spytałem zamierającym głosem — czy ta kontramocja bezwzględnie musi być ciągła?

W pierwszej chwili nikt nie zareagował na moje słowa. Edek palił, wypuszczając dym pod sufit, Witek leżał nieruchomo na brzuchu, Roman zaś patrzył na mnie bezmyślnym wzrokiem. Potem oczy mu się rozszerzyły…

— Północ! — wymówił straszliwym szeptem.

I oto zaszło coś takiego, jakbym na meczu pucharowym strzelił decydującego gola. Wszyscy trzej zerwali się z kanapy, rzucili się na mnie, obślinili mi całą twarz, walili mnie po plecach i po karku, w końcu wraz ze mną przewrócili się na kanapę. „Ma łeb!” — darł się Edek. „Szpakami karmiony!” — wrzeszczał Roman. „A ja myślałem, żeś ty kompletny dureń!” — powtarzał gburowaty Korniejew. Uspokoili się wreszcie i dalej już wszystko poszło jak po maśle.

Najpierw Roman oznajmił ni z tego, ni z owego, że znalazł klucz do zagadki tunguskiego meteorytu. Pragnął niezwłocznie podzielić się z nami swoim odkryciem, a my, jakkolwiek brzmi to paradoksalnie, zgodziliśmy się z radością. Nikomu nie było pilno do tego, co nas frapowało najbardziej. Absolutnie! Zachowywaliśmy się jak prawdziwi smakosze. Nić rzucaliśmy się na jadło. Delektowaliśmy się zapachem, przewracaliśmy oczami, cmokaliśmy, zacieraliśmy dłonie, obchodząc stół dokoła, przeczuwaliśmy wyborny smak…

— Wyjaśnijmy na koniec — zaczął Roman — nie rozszyfrowaną historię tunguskiego fenomenu. Przed nami zajmowali się nią ludzie całkowicie pozbawieni wyobraźni. Wszystkie te komety, meteoryty z antymaterii, eksplodujące statki atomowe, różne obłoki kosmiczne i generatory kwantowe są nazbyt banalne, a więc dalekie od prawdy. Dla mnie osobiście meteoryt tunguski zawsze był statkiem przybyszów z kosmosu i zawsze byłem zdania, że nie odnajdą go w miejscu wybuchu, dawno już bowiem go tam nie ma. Do dziś sądziłem, iż nie było to lądowanie statku, lecz jego wzlot. I już ta ogólna hipoteza wiele wyjaśniała. Koncepcja kontramocji nieciągłej pozwala wyjaśnić ten problem do końca. Cóż bowiem zaszło trzydziestego czerwca tysiąc dziewięćset ósmego roku w rejonie Podkamiennej Tunguzki? Mniej więcej w połowie lipca tegoż roku do Układu Słonecznego wtargnął statek obcych przybyszów. Nie były to banalne istoty z powieści fantastycznych. To, moi drodzy, byli kontramoci! Ludzie, którzy przybyli do nas z innego świata, gdzie czas płynie w odwrotnym kierunku. Na skutek wzajemnego oddziaływania przeciwstawnych nurtów czasu, kontramoci, którzy normalnie dostrzegali nasz świat jak puszczony odwrotnie film, przeobrazili się w kontramotów typu nieciągłego. Charakter tej zmiany na razie nas nie interesuje. Ważniejsze jest to, że ich bytowanie w naszym świecie zostało podporządkowane określonemu rytmowi cyklicznemu. Załóżmy dla uproszczenia, że ich cykl jednostkowy równał się dobie ziemskiej, wówczas bytowanie to miało przebieg następujący: w dniu, powiedzmy, pierwszego lipca żyją, pracują, jedzą tak samo, jak my. Ale z wybiciem godziny dwunastej wkraczają wraz z całym swym wyposażeniem nie w drugi lipca, jak my, zwykli śmiertelnicy, lecz w początek trzydziestego czerwca, czyli posuwają się nie o sekundę naprzód, lecz o dwie doby wstecz, oczywiście w kategoriach naszego czasu. Identycznie dzieje się pod koniec trzydziestego czerwca zamiast w pierwszy dzień lipca, wchodzą w dwudziesty dziewiąty czerwca. I tak dalej. Znalazłszy się w bezpośredniej bliskości Ziemi, kontramoci ze zdziwieniem odkryli — o ile nie uczynili tego jeszcze wcześniej — iż wykonuje ona na swej orbicie przedziwne susy, nad wyraz utrudniające astronawigację. Poza tym pierwszego lipca (według naszej rachuby czasu) zaobserwowali w samym środku olbrzymiego kontynentu eurazjatyckiego wielkich rozmiarów pożar. Dymy tego pożaru dostrzegli dzięki mocnym teleskopom już kilka dni przedtem — drugiego, trzeciego itd. lipca według naszej rachuby czasu. Zainteresował ich ten kataklizm, a ciekawość naukowa rozpaliła się do białości, gdy rankiem trzydziestego czerwca (według naszej rachuby czasu) zobaczyli, że nie ma śladu pożaru i że w dole rozpościera się spokojne zielone morze tajgi. Zaintrygowany kapitan wydał rozkaz lądowania w tym samym miejscu, gdzie wczoraj — według jego rachuby czasu — widział na własne oczy epicentrum ognistej katastrofy. Dalej wszystko potoczyło siew sposób wiadomy. Szczęknęły przełączniki odrzutowe, zamigotały ekrany, ryknęły silniki planetarne, w których wybuchał Q-gamma-plazmoin…

— Jak, jak? — spytał Witek.

— Q-gamma-plazmoin. Albo, powiedzmy, mi-delta-jonoplast. Zionący płomieniami statek spadł na tajgę i — rzecz jasna — wywołał pożar. Ten właśnie widok obserwowali mieszkańcy wsi Karelinskoje oraz inni świadkowie, którzy potem weszli do historii. Pożar był straszliwy. Kontramoci przerazili się wyjrzawszy na zewnątrz i postanowili przeczekać za osłoną żaroodpornych i trudno topliwych ścian pojazdu. Aż do pomocy słuchali z drżeniem ryku szalejących płomieni, lecz punkt o dwunastej wszystko nagle ucichło. I nic dziwnego. Kontramoci bowiem wkroczyli w swój nowy dzień — dwudziesty dziewiąty czerwca według naszej rachuby czasu. Toteż gdy odważny kapitan z zachowaniem wszelkich środków ostrożności około drugiej w nocy wyjrzał na zewnątrz — zobaczył w świetle reflektorów spokojnie koryszące się sosny, a w sekundę później opadły go chmary drobniutkich kąśliwych owadów, znanych u nas pod nazwą meszek albo mustyków.

Roman zaczerpnął tchu i popatrzył na nas. Bardzo nam ten wywód przypadł do gustu. Czuliśmy już, jak w ten sam sposób rozgryzamy tajemnicę papugi.

— Dalsze losy przybyszów-kontramotów — mówił dalej Roman — nie powinny nas interesować. Możliwe, że w dniu piętnastego czerwca, wykorzystując tym razem nie wzniecającą płomieni alfa-beta-gamma-grawitację, cichutko oderwali się od dziwnej planety i powrócili do domu. Możliwe, że wszyscy zginęli zatruci śliną komarów, a ich statek kosmiczny długo sterczał na naszej planecie, pogrążając siew otchłań czasu i gdzieś na dnie morza syluryjskiego pełzały po nim trylobity. Nie wykluczone też, że kiedyś, w dziewięćset szóstym lub dziewięćset pierwszym roku, natknął się na niego myśliwy w tajdze i długo potem opowiadał o nim w gronie przyjaciół, którzy, jak zwykle bywa, nie wierzyli mu ani za grosz. Kończąc moje krótkie przemówienie, pozwolę sobie wyrazić współczucie słynnym badaczom, którzy bezskutecznie usiłowali wykryć jakieś ślady w rejonie Podkamiennej Tunguzki. Urzeczeni realnością, interesowali się wyłącznie tym, co zachodziło w tajdze p o wybuchu i żaden nie próbował dowiedzieć się, co zaszło przed. Dixi.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Poniedziałek zaczyna się w sobotę»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Poniedziałek zaczyna się w sobotę» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Arkadij Strugacki - Piknik pored puta
Arkadij Strugacki
Arkadij Strugacki - Biały stożek Ałaidu
Arkadij Strugacki
Arkadij Strugacki - Pora deszczów
Arkadij Strugacki
Arkadij Strugacki - Trudno być bogiem
Arkadij Strugacki
Arkadij Strugacki - Piknik na skraju drogi
Arkadij Strugacki
Arkadij Strugacki - Przenicowany świat
Arkadij Strugacki
Arkadij Strugacki - Alfa Eridana
Arkadij Strugacki
Arkadij Strugacki - Poludnie, XXII wiek
Arkadij Strugacki
Отзывы о книге «Poniedziałek zaczyna się w sobotę»

Обсуждение, отзывы о книге «Poniedziałek zaczyna się w sobotę» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x