Graham Masterton - Rook
Здесь есть возможность читать онлайн «Graham Masterton - Rook» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Ужасы и Мистика, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Rook
- Автор:
- Жанр:
- Год:неизвестен
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:3 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 60
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Rook: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Rook»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Rook — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Rook», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
– Zbierzemy tu całą klasę – powiadomił go John. – Znajdziemy wujka Tee Jaya i damy mu nauczkę, nawet gdyby to miała być ostatnia rzecz, jaką zrobimy w życiu.
Jim leżał nieruchomo, z jednym okiem zamkniętym, a drugim otwartym. Mógł tylko czekać, aż działanie proszku Umbera Jonesa osłabnie albo ktoś mu poda jakąś skuteczną odtrutkę. Jeśli Elvin mówił prawdę, działanie trucizny może ustąpić po wielu dniach, a nawet tygodniach.
Ray rozłączył się i wrócił do nich. Położył dłoń na ramieniu Jima.
– Jeżeli mnie pan słyszy, panie Rook, to chciałbym powiedzieć, że wszystko będzie dobrze. Przyjdzie tu całaklasa. Dopilnujemy, żeby ten Umber Jones więcej nie bruździł. Nikt nie będzie grzebał naszego nauczyciela, nikt!
Podniósł kotkę i pogłaskał ją po łbie. Jim patrzył na to i nie ruszał się. Nagle Ray zawołał:
– Kurwa! O to chodziło. Teraz wszystko rozumiem!
– Co rozumiesz? – zapytał John.
– To, dlaczego głaskał koty. No wiesz, w tym wierszu. Bo cały świat wokół niego rozpadał się, a głaskanie kotów było czymś rzeczywistym. Głaszczesz kota, a on nic, więc dlaczego sprawia ci to przyjemność? Bo czasem ludzie dają coś za nic i cieszą się z tego.
John Ng spojrzał na niego.
– Skoro tak twierdzisz, Ray, to pewnie tak jest.
Słońce przeświecało przez bawełniane zasłony i oblewało twarz Jima niesamowitą poświatą. Czuł się, jakby był bliżej aniołów niż ziemi. Nagle jednak zaczął dochodzić do siebie. Zdołał otworzyć drugie oko i czuł, że kąciki jego ust leciutko się uniosły. Nadal nie mógł wydobyć z siebie głosu, a ręce i nogi miał zupełnie sparaliżowane, lecz wiedział już, że nie umrze. Spróbował powiedzieć „dziękuję”, co zabrzmiało jak „dziki”, ale to nie miało znaczenia. Szybko wychodził z letargu. Już nie leżał w trumnie. Znów był w swoim mieszkaniu, wśród ludzi, których obchodził jego los – a to było jednym z najlepszych lekarstw.
– Dziki – powtórzył.
John z niepokojem popatrzył na Raya.
– Co on mówi? – zapytał go Ray.
– Mówi „dziki”.
– Aha. Racja. „Dziki” – powtórzył Ray i klęknął obok kanapy. Pomachał do Jima i rzekł: – Dziki, panie Rook! Słyszy mnie pan? Dziki, panie Rook! Dziki!
ROZDZIAŁ XIII
Reszta klasy zjawiła się po dwudziestu minutach.
– Nie pytaliśmy nikogo o pozwolenie – oznajmiła zuchwale Muffy. – Po prostu poszliśmy sobie. Nikt nie pytał nas, dokąd idziemy. I nikt nie próbował nas zatrzymać.
– To był numer – powiedział Russell. – Przyjechaliśmy tu całą kawalkadą. Sześć samochodów i pikap, jeden za drugim. Bomba.
Zebrali się wokół kanapy, na której leżał Jim. Widział twarze ich wszystkich. Opóźnieni w rozwoju, dyslektycy, trudni. Dzieci, które nigdy nie były chlubą rodziców. W dodatku buntowniczo nastawione, prześladujące innych uczniów i wszędzie robiące zamieszanie.
Druga klasa specjalna zawsze była synonimem edukacyjnej katorgi. Jednak Jim zrozumiał, że jeśli przekona swoich uczniów, że obchodzi go to, co usiłują zrobić, obojętnie jak nieudane i nieporadne wydawałyby się te próby zwykłemu nauczycielowi, im również zacznie na tym zależeć. Nie umieli czytać, nie umieli dodawać, nie potrafili narysować psa, który nie wyglądałby jak pojemnik na śmieci, ale Jim wciąż zachęcał ich do dalszych wysiłków – „No, powiedzmy, że to nie jest»Fido«. Nazwijmy to raczej pojemnikiem na śmieci”. A teraz byli tutaj, kiedy leżał sparaliżowany, i usiłowali postawić go z powrotem na nogi.
– Panie Rook? – odezwała się Sue-Robin, nachylając się nad nim tak nisko, że widział tylko jej wielkie niebieskie oczy i miłą, pachnącą dziecinnym mydełkiem twarz. – Żyje pan, panie Rook?
– Dycham – wydusił Jim przez zaciśnięte zęby. Chciał powiedzieć „oddycham”, ale było to bez znaczenia. Przecież musiał oddychać, skoro mówił.
Sharon X siedziała w kuchni, zawzięcie kartkując książki, które mu pożyczyła.
– Jest – oznajmiła w końcu.
– Co? – zapytał Ricky.
– Środek przywracający do życia… Nazywają go miksturą ożywiającą.
– Podają przepis? – spytał Russell.
– Tak, ale jest trochę dziwny – odparła Sharon. – Jakiś korzeń krwawnika i petunie, zmieszane z krwią kurczaka i selerem…
– Brzmi wspaniale – mruknął Titus. – I gdzie to znajdziesz?
– Dwie przecznice stąd jest jedna z tych orientalnych zielarni – powiedziała Muffy. – Moja ciotka Hilda kupowała tam olejek piżmowy i mirt. Co rano paliła trochę tego w kominku, żeby umilić sobie dzień.
– Zaraz zawiozę tam Sharon – zedeklarował się Russell. – A wy zobaczcie, czy nie uda wam się go obudzić. W końcu przemówił, no nie? Może zacznie się ruszać.
Ale Jim nadal leżał nieruchomo na kanapie. Miał białą jak maska z papier mache twarz i oczy otoczone czerwonymi obwódkami. Był pod silnym działaniem tetrodotoksyny – alkaloidu sto kilkadziesiąt razy silniejszego od kokainy. Mimo to wciąż miał szansę. W 1880 roku japoński szuler zatruł się tetrodotoksyną po zjedzeniu ryby fugu i odzyskał przytomność w kostnicy tydzień po tym, jak uznano go za zmarłego. Ale Jima potraktowano także bieluniem i Bufo marinus. Wyglądał jak klasyczny zombie: blady, sztywny i nieruchomy – czekający, by wyrazi wdzięczność każdemu, kto go przywróci do życia.
Sue-Robin pogładziła go po głowie.
– Niech pan się nie martwi, panie Rook. Nic panu nic będzie. Ani się pan obejrzy, jak będzie pan z powrotem w klasie, zanudzając nas na śmierć tą pańską poezją.
Jim zamrugał oczami. Spojrzał na uśmiechniętą Sue-Robin i pomyślał, że jeśli jakieś słowa mogłyby go ożywić, to tylko te. Sue-Robin zawsze siedziała z tyłu, z zamglonym spojrzeniem słuchając, jak czytał „Dzikie brzoskwinie” Elinor Wylie. A więc zanudzał ją na śmierć, tak? Nie będzie im już czytał wierszy i Sue-Robin będzie mogła sobie spokojnie przeglądać komiksy z serii „Igrat, piekielny zabójca”.
Nie wiedział, ile minęło czasu, zanim wróciła Sharon. Zobaczył ją w kuchni, w silnym świetle jarzeniówki. Mieszała korzenie i proszki w moździerzu, którego zazwyczaj używał do rozcierania ziaren gorczycy. Zasnął z otwartymi oczami, słysząc głosy dobiegające z różnych kątów mieszkania. Kotka Tibbles wskoczyła na kanapę obok niego i głośno zamruczała mu do ucha; przypominało to bardziej bojowy werbel niż mruczenie. Potem Sharon uniosła mu głowę i wlała do ust jakiś słodkawogorzki płyn. Czuł, jak ten płyn spływa mu po szyi za kołnierz, ale nie przejmował się tym. Uspokoił się i zamknął oczy.
Kiedy spał, mięśnie jego nóg zwiotczały, a stopy rozchyliły się na boki; nagle poruszył ręką i położył ją sobie na piersi. Uczniowie wciąż siedzieli przy nim i obserwowali go uważnie, przekazując sobie puszkę piwa znalezioną w lodówce. Sharon stała trochę na uboczu. Wiedziała, jakie podjęła ryzyko, dając Jimowi ten środek. Sproszkowane petunie i krwawnik mogły go zabić, zamiast przywrócić do życia. Krwawnik był tak niebezpiecznym zielem, że zielarze nadawali mu zawsze inną, tajemną nazwę. Krąg usypany z liści petunii miał odstraszać złe duchy, ale wywar z nich mógł wywołać wymioty prowadzące do śmierci.
Mijały godziny. Uczniowie oglądali telewizję, palili i przeglądali egzemplarze Jimowego „Playboya”.
– Nic dziwnego, że on jest jednym z tych mężczyzn, którzy patrzą z góry na kobiety – stwierdziła Beatrice.
– Och, daj s-spokój – powiedział David Littwin. – T-tylko d-dlatego, że n-nie m-masz d-dość d-użych cy-cy-cy…
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Rook»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Rook» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Rook» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.