- Nie sądzisz, że coś tu nie gra? W innych regionach chrześcijaństwo przetrwało jeszcze dobre dwadzieścia lat po rewolucji islamskiej. A tu zniszczyli kościół, wystrzelali mieszkańców wsi. Wreszcie spalili wszystkie domy i zasadzili tu las pod sznurek, jakby chcieli zatrzeć wszelki ślad...
- Może gdzie indziej też to wyglądało podobnie, a ich bredzenie, że wszyscy przeszli dobrowolnie na islam, to tylko propagandowy kit? Może gdyby się dobrze rozejrzeć po tym kraju, znajdziemy setki podobnych mogił?
Milczał zadumany.
Ruszyliśmy wzdłuż muru ledwo widoczną ścieżką. Nieoczekiwanie spostrzegłem okienko prowadzące zapewne do podziemi budynku. Pochyliłem się i zajrzałem do środka.
- Włazimy?
- Coś może się zawalić - ostrzegł mnie.
- Wygląda nieźle.
Światło padające z zewnątrz wyłowiło z ciemności jakieś dziwne kształty.
- Chyba naustawiali tam jakichś rzeźb - powiedziałem. - Chcę to zobaczyć.
Wsunąłem się w ciasny otwór, Peter podał mi świeczkę. Mdłe światło wydobyło z mroku niewielkie pomieszczenie. Sufit runął przed wielu laty, ale solidne betonowe bryły zaklinowały się wzajemnie, tworząc coś na kształt groty. Pod samą ścianą umieszczono dwie stare drewniane figury obłażące z resztek farby. Na murze powieszono zniszczony przez wilgoć obraz, na szarym, zetlałym płótnie widać było tylko zarys jakiegoś wizerunku. Powyżej wisiał groteskowy krzyż wykonany z ludzkich kości okręconych zaśniedziałym, chyba miedzianym drutem. Na podłodze znajdowały się plamy wosku, a sufit w tym miejscu był solidnie okopcony.
- Tajne miejsce kultu - powiedział Peter. - Być może przez całe dziesięciolecia po wprowadzeniu islamu ludzie przychodzili się tu w tajemnicy modlić...
- Nie przez dziesięciolecia. - Pokręciłem głową. - Oni robią to nadal.
Nie odpowiedział.
Spojrzałem na stare rzeźby świętych, a może aniołów. Drewno zjedzone było przez korniki, ale ktoś starannie natarł je woskiem. Posadzka, a raczej jej resztki zostały niedawno dokładnie zamiecione. Kościół, zbór, dom modlitw... Tu żyją katolicy i on jest katolikiem. Tu nie będzie kłamał.
- Ty coś wiesz - powiedziałem, patrząc mu prosto w oczy. - Szliśmy tak, żeby trafić na to miejsce. Wiedziałeś, że tu będzie kościół, wiedziałeś o tej piwnicy. Chciałeś to zobaczyć, ale jednocześnie nie chciałeś, żebym ja to zobaczył, prawda?
- Tak. - Kiwnął głową.
- Powiesz mi?
- W sumie czemu nie. Nie sypniesz mnie przecież...
- Jeśli twoje działania zaszkodzą korporacji, nie zawaham się - ostrzegłem.
Wykonał gest braterstwa.
- To, co robię, nie stoi w sprzeczności z interesem korporacji. W dalszej perspektywie będzie dla niej nawet niezwykle korzystne.
Zamyślił się na chwilę.
- Tamten geolog miał rację - powiedział. - Pewne rzeczy tutaj ulegają zmianie. Proces rekonkwisty zajmie być może wiele pokoleń, ale...
- Rekonkwisty. Jesteś katolikiem, więc ten człowiek z Arizony i jego idea...
- Papież Paweł VII to wielki wizjoner. A od nas zażądał tego, co prawie niemożliwe.
- Więc przybywacie tu i pracujecie nad tym, by w sercu szejkanatu, w sercu Eurabii, powstało katolickie podziemie religijne - szepnąłem porażony nagłym domysłem.
- Nawet nie. Ono istniało tu zawsze. Teraz po prostu nadajemy walce bardziej zdecydowany charakter. Otwarcie granic umożliwiło nam realizację celu podstawowego. Wspólnoty, które tu przetrwały, obywały się przez kilka pokoleń bez duchownych. W naszym Kościele tylko biskup może wyświęcić księży, tylko księża mogą odprawiać msze, udzielać sakramentów, spowiadać...
- Czyżbyś został katolickim księdzem? - Spojrzałem na niego z niedowierzaniem.
- Jestem biskupem.
- Co?! - Wytrzeszczyłem oczy. - Jak to?
- Zostałem wyświęcony przez papieża. Trafiłem tu z konkretną misją. Ten teren to moja przyszła diecezja. O ile uda mi się ją stworzyć.
Milczałem.
- A więc tu nie ma ropy? - warknąłem. - Cała ta wyprawa była tylko...
- Nie. - Pokręcił głową. - Jest ropa. Stoimy nie dalej niż dwieście metrów od miejsca, gdzie dokonali odwiertu. Wydaje mi się, że dzięki mapom zdołam go precyzyjnie zlokalizować. Zresztą zaraz tam pójdziemy i sprawdzimy. Jeśli tylko rury są zabezpieczone, to po południu odkopiemy koniec i spuścimy sondę diagnostyczną. Jeśli je zasypano, namierzymy radarem geologicznym.
- Czegoś jeszcze nie rozumiem. Przyjechałeś i chcesz tu zapewne zostać na stałe, dopisując się dobrowolnie do listy zaginionych.
- Jak kilkunastu innych. Kilkunastu innych biskupów, jeśli chcesz wiedzieć. I paru doradców wojskowych, którzy szkolą oddziały partyzancko-dywersyjne.
- I kilka helikopterów, które wyszły z korytarzy powietrznych i wyparowały, zapewne wraz z ładunkiem, który przyprawiłby o palpitacje serca ortokoranistów...
- Zgadłeś. Przede wszystkim przeszmuglowaliśmy tutaj kilkadziesiąt urządzeń do nauki pod hipnozą. Policja religijna regularnie urządza rewizje u wszystkich podejrzanych. Za posiadanie Biblii idzie się do piachu. Dzięki nowoczesnej technice omijamy ten problem. Każdy katolik będzie znał Pismo Święte na pamięć.
- Po co byłem ci potrzebny?
- Nie potrafię obsługiwać radaru geologicznego - powiedział spokojnie. - A muszę coś odszukać.
- Co takiego?
- Widzisz, moja wiara potrzebuje pewnych materialnych śladów Bożej Opatrzności. Relikwii.
- Kawałki kości świętych - westchnąłem.
Tak, ta jego religia była zdecydowanie średniowieczna. Choć z drugiej strony pasowała jakoś do tej krainy cofniętej w rozwoju o setki lat.
- Albo błogosławionych - uzupełnił. - Lub męczenników, ale na tej ziemi można je znaleźć co krok. Kilka kilometrów od Ropienki w dniach rewolty muzułmańskiej zginął człowiek, którego ciało pragnę uczynić najważniejszą relikwią mojej diecezji.
Patrzyłem na niego uważnie.
- Z opisu świadków wynika, że trafiły tam dwa pociski rakietowe. Jeden uderzył w samochód, z którego nadawał przez radio audycje zagrzewające ludzi do walki. Drugi chwilę później uderzył w wysoką skarpę, u której podnóża stał pojazd. Wszystko przysypane jest metrami sześciennymi ziemi i kamieni.
- Ja pomogę tobie, a ty mnie - mruknąłem. - I co, naprawdę tu zostajesz?
Milcząc, skinął głową.
- Jeśli zrobicie tu powstanie, to nie ma żadnych szans na eksploatację ropy - powiedziałem. - Przynajmniej przez kilka lat, póki nie przegracie.
- Nasza sprawa jest słuszna. Zwyciężymy.
Katolicki fanatyzm, pomyślałem z dziwnym uniesieniem. Samotrzeć na setkę wrogów, jak w średniowieczu podczas wypraw krzyżowych.
- Zaufaj swojemu biskupowi. - Wyszczerzył zęby w uśmiechu. - Z głodu przez ten czas nie umrzesz.
- Tyle to ja wiem, ale oberwie mi się od Rady za tę wyprawę.
- Korporacja ci wybaczy, jeśli będziesz miał dobre wyniki finansowe nowych przedsięwzięć.
- Jak mogą być dobre, skoro mój najlepszy specjalista od grzebania w archiwach zostaje w krainie, gdzie diabeł mówi dobranoc, by nawracać najbardziej fanatycznych muzułmańców na równie szaleńczą...
- Po powrocie do domu zalogujesz się do systemu jako ja i podasz hasło „Tristan" - przerwał. - Uzyskasz dostęp do stworzonego przeze mnie katalogu zawierającego dane o ośmiuset punktach tajnych rezerw paliwowych.
- Co to było? - zdumiałem się.
- Zbiorniki zbudowane jeszcze za czasów prezydentury Reagana. Wiesz, tego faceta, którego podobizna figuruje na irydowych tysiącdolarówkach.
- Kojarzę.
- Wojna z Ruskimi wisiała na włosku, przygotowano zapasy. Te zbiorniki były bardzo szczelne i obliczone na co najmniej kilkaset lat istnienia. Pojemność każdego to dwadzieścia tysięcy galonów. I to nie jakiejś tam ropy, tylko wysokooktanowej benzyny lotniczej.
Читать дальше