Plik jest zabezpieczony znakiem wodnym
Spis treści
Okładka
Karta tytułowa
Oblicza Wędrowycza
Podziękowania
Psikus
Czortek
Duch
Smok
Stajnia
Trucizna
Szczęki
Goście
Flaszka
Posterunek
Czarny punkt
Fuszerka
Spotkanie z pisarzem
Dieta wieczorna
Hrabia
Kura
Sztanga
Lazaret
Lusterko
Wybory
Andrzej Pilipiuk
Karta redakcyjna
Okładka
===aFBjUmZQ
Andrzej Pilipiuk
Trucizna
Ilustracje
Andrzej Łaski
Lublin 2012
===aFBjUmZQ
Oblicza Wędrowycza:
1. Kroniki Jakuba Wędrowycza
2. Czarownik Iwanow
3. Weźmisz czarno kure...
4. Zagadka Kuby Rozpruwacza
5. Wieszać każdy może
6. Homo bimbrownikus
7. Trucizna
===aFBjUmZQ
Podziękowania
Mojej żonie Katarzynie za pomysły, które podpowiadała mi w chwilach, gdy słabła wena, za ideę pola siłowego "w cycusie" i inne ciężkie dowcipy. To dzięki temu, że wałkiem goniła mnie do roboty, macie tę książkę teraz, a nie np. w 2015. Markowi Farfosowi za pomysły, które wprawdzie chwilowo się nie przydały, ale zostały zanotowane i zapewne trafią do kolejnego tomu. Uczestnikom i organizatorom Dni Jakuba Wędrowycza za inspirację, wsparcie duchowe i greps z bojlerem.
===aFBjUmZQ
Psikus
Birski z namaszczeniem otworzył szafę. Wyjął z niej mundur generała policji. Strzepnął
z klap niewidzialne pyłki. Założył na grzbiet, przeszedł z gracją kilka kroków i okręcił się na pięcie.
– Brzydki nosek boli przez całe życie – wyrwało się Rowickiemu.
– Że co!? – zdumiał się jego zwierzchnik.
– To powiedzonko takie do stresowania początkujących modelek – zarechotała sprzątaczka.
– Ty, Rowicki, sobie nie pozwalaj – warknął zwierzchnik, odruchowo dotykając końca swojego okazałego kinola. – Bo za głupie skojarzenia to możesz zaraz dostać takie polecenie służbowe, że to ciebie nochal rozboli na całe życie!
– Wygląda pan szykownie – zapewniła kobieta. – To kiedy ten awans na generała?
– Jak to kiedy? – zdumiał się. – Nigdy! Przecież my na tym zadupiu od dwudziestu lat służymy. Przestępczość tu prawie żadna. Z jednej strony to dla gliniarza prawdziwe szczęście, bo pieniążki lecą, a pod kule się nie lezie i życia nie naraża. Z drugiej jednak okazji, żeby się wykazać i zdobyć podkładkę
do awansu, prawie wcale... Awantury domowe rozwiązujemy doraźnym pałowaniem, szkoda przecież
czasu i papieru, żeby w ogóle to wpisywać do akt.
– Ale mandaty można wlepiać na prawo i lewo. To się nie liczy? – zdumiała się.
– Niby tak – westchnął. – Ale pani Malinowska wie, jak to jest na prowincji. Nasze rodziny żyją tu od pokoleń. Wujkowi czy kuzynowi głupio mandat wręczać. A ci wujowie i kuzyni to, jak dobrze policzyć, pół wsi...
– Dlatego on wlepia moim krewnym, a ja jego – uzupełnił Rowicki. – A i to oszczędnie, bo po co się
wzajemnie wkurzać. Praca gliniarza jest trudna, na służbie nie czas i nie miejsce na kwasy i awantury... Zamiast wypominać, kto komu ile wlepił, lepiej posiedzieć, gazetkę poczytać, kawę wypić...
– To w takim razie po co szefowi ten mundur? – sprzątaczka kompletnie się pogubiła.
– Dostałem od babci na urodziny... – przyznał się dowódca posterunku. – Jak piszę do niej kartki, to się chwalę sukcesami, ot tak, żeby była dumna z wnuka...
– I trochę za bardzo się przy tym konfabuluje – uzupełnił podkomendny. – To sobie starowinka wydedukowała, że kierownictwo musi wcześniej czy później docenić wnusia – zachichotał.
– Starym ludziom się nudzi, a tak przynajmniej ma jakąś rozrywkę – burknął Birski. Z westchnieniem ściągnął mundurową marynarkę i ukrył w szafie.
– Trzeba dziś zrobić miesięczną inwentaryzację – przypomniał mu podwładny. – Właściwie mieliśmy zrobić ją wczoraj, ale zagadaliśmy się przy kartach.
– A to chodźmy...
Poszli do piwnicy. Malinowska zapaliła światło. Obok prawie zawsze pustej, zakratowanej celi znajdowały się niewielkie szare drzwi. Były oklejone paskami papieru.
– Pieczęci nienaruszone – zanotował Rowicki w protokole.
– Sznurka nawet nikt nie dotknął i drzwi pajęczyną obrosły... – ziewnął Birski. – Zresztą po co komu
ten szmelc?
– Ale otworzyć i zajrzeć trzeba – powiedział podwładny.
– Mus to mus...
Zdjęli pieczęcie. Zachrobotał klucz w zamku. Dawno nieoliwiony mechanizm zgrzytnął rozdzierająco. Zabłysła samotna żarówka. Na regałach piętrzyły się dowody przestępstw i mienie pochodzące z kradzieży, którego właścicieli nie udało się ustalić.
– Jak w biurze rzeczy znalezionych – westchnął Rowicki. – Zakichana graciarnia!
Dwa archaiczne motorowery, kaski, gaśnica, piła drwalska, stara dubeltówka, sześć mniej lub bardziej kompletnych aparatur bimbrowniczych, trochę sprzętu AGD, jakieś stare aparaty fotograficzne. Pod ścianą stały wędki skonfiskowane kłusownikom łowiącym na dziko karpie w gminnym stawie... Na honorowym miejscu leżał zepsuty laptop.
– A te książki to co? – Malinowska trąciła kijem od miotły opasłe woluminy.
– Kodeks karny i spis norm ISO. Zabraliśmy Semenowi Korczaszce, bo łaził i smęcił, że chodniki przed posterunkiem krzywe, okna nie takie jak trzeba i tak dalej.
– A to przestępstwo? – nie zrozumiała kobieta.
– Zakłócał porządek publiczny i podrywał autorytet policji, co utrudniało nam wykonywanie obowiązków – wyjaśnił szef. – Sam wymyśliłem to uzasadnienie.
– Pan to ma łeb na karku. Ale też tyle dobra się marnuje – westchnęła sprzątaczka, nadal wodząc wzrokiem po regałach.
– Jakiego tam dobra? – parsknął Rowicki. – Toż to sam szmelc!
– Ale na przykład taki mikser by mi się przydał. – Spojrzała tęsknie. – Co z tego, że stary i używany. Ja żadnego nie mam – rozżaliła się. – A z tej ćwiartki etatu trudno odłożyć. Rowicki podszedł i odczytał przywieszkę.
– Skonfiskowany Jakubowi Wędrowyczowi. Twierdził, że to synowa zapomniała, ale uznaliśmy, że bełtał nim zacier. Sama pani rozumie, w chałupie prądu nie ma, a tu ni z gruchy, ni z pietruchy na stole mikser.
– Dlatego uznałem, że to podejrzane – pochwalił się Birski. – Niestety, zasraniec prokurator dał mu wtedy wyrok w zawiasach.
– Za trzy lata minie dwadzieścia pięć lat od jego zabezpieczenia – mruknął Rowicki. – Przypomnicie się wtedy, pani Malinowska.
– To co? – zdziwiła się kobieta.
– Dowody po dwudziestu pięciu latach można komisyjnie zniszczyć. Spisze się protokół, że niby to już
skasowane...
– Bierz pani od razu! – Birski wręczył fant kobiecie. – Protokół spiszesz teraz, tylko z datą
odpowiednią. Przecież i tak nikt nigdy nie zagląda do tych akt!
– No niby racja... Niech tak będzie – wzruszył ramionami jego pomocnik.
– Jakby kontrola jakaś była, to ja go tu przez okienko podrzucę – zapewniła sprzątaczka. – I dziękuję
bardzo. Racuchów zrobię, to przyniosę poczęstować.
– Dobra, trza zanotować, że inwentaryzacja magazynu przebiegła zgodnie z harmonogramem i procedurami, nie stwierdzono tych tam, zniszczeń ani tych drugich. I do domu spaaać... – polecił Birski i poczłapali na górę.
Kopnięte drzwi zadrżały, ale solidna grabowa ciesiołka mężnie wytrzymała uderzenie. Trzech chlorów siedzących wokół stołu aż podskoczyło.
Читать дальше