Pilipiuk Andrzej– zawód wyuczony – archeolog, wykonywany – literat.
Z Fabryką Słów opublikował (nie licząc wznowień i reedycji) jak dotąd 22 książki.
Pierwszą były Kroniki Jakuba Wędrowycza, otwierające megabestsellerowy cykl opowieści o wiejskim egzorcyście i bimbrowniku, i kontynuowany w tomach: Czarownik Iwanow, Weźmisz czarno kure... Zagadka Kuby Rozpruwacza, Wieszać każdy może oraz Homo bimbrownikus. Autor trzytomowego Norweskiego dziennika, trylogii: Kuzynki, Księżniczka, Dziedziczki, powieści Operacja Dzień Wskrzeszenia i zbiorów znakomitych opowiadań: 2586 kroków. Czerwona gorączka, Rzeźnik drzew. W 2008r. rozpoczął nowy cykl – Oko Jelenia, w którym dotychczas ukazało się 5 tomów. Wydany w 2009r. Rzeźnik drzew został
nagrodzony przez Polską Izbę Książki oraz Holmen Paper Polska wyróżnieniem w konkursie „Najpiękniejsza książka wydana na papierze Ecco–book”. Również w 2009 roku Andrzej Pilipiuk otrzymał nagrodę „Bestseller EMPiK–u” za Homo bimbrownikusa. W plebiscycie Nautilus 2009 w kategorii powieść zajął II i III miejsce, a w kategorii opowiadanie – I i II miejsce.
Jest jednym z najbardziej aktywnych współczesnych polskich pisarzy. Słynie z doskonałego kontaktu z fanami swoich książek.
Spis treści:
Przebudzenie
Księga
Druga krew
Płaszcz
Wieczny Robol
Kapłan
Czarna Wołga
Lot
Epilog Trzecia krew
Liceum zaległo wśród drzew morwy i grzało się w promieniach wiosennego słońca niczym wielki szary kot. Budynek wzniesiono wedle projektu typowego dla
„tysiąclatek”. Był brzydki, ale funkcjonalny. Silikatowa cegła już się sypała. Duże okna straszyły brudnymi szybami.
Było może trzydzieści sekund po dzwonku, gdy Gosia zadyszana wpadła do klasy.
– Małgorzata Brona jak zwykle spóźniona – zrymowała nauczycielka. – Na maturę też się spóźnisz? Siadaj! – westchnęła, robiąc znaczek przy nazwisku.
– Przepraszam – bąknęła dziewczyna. – Tramwaj mi uciekł...
– Po raz piąty w tym tygodniu? – zakpiła kobieta, rzucając okiem w dziennik.
Gosia zajęła swoje miejsce, obok Marty. Założyła nogę na nogę. Położyła na blacie podręcznik, oprawiony w papier z nadrukowanym portretem Limahla. Obok wylądował zeszyt obłożony w okładkę z Limahlem. Wyjęła jeszcze piórnik z nadrukiem przedstawiającym Limahla i dopiero rozejrzała się po klasie.
Dziś przyszli prawie wszyscy. Bronek, drobny brunet w okularach siedzący po drugiej stronie przejścia, spojrzał na nią tęsknie. Pewnie znowu spróbuje zaprosić ją
do kina. Sentymentalny dureń, tylko siedzi i książki czyta. I to jakie! Aż się skrzywiła z pogardą na samo wspomnienie tytułów. Same badziewne przedwojenne horrory.
Odwróciła się demonstracyjnie w stronę Konrada. Niestety, największy klasowy przystojniak nie patrzył na nią, tylko schowawszy pod ławką najświeższy numer tygodnika „Veto”, przeliczał sobie na końcu zeszytu kursy walut.
– Nie rozglądaj się tak – szepnęła Marta. – Baba jest dziś wściekła. Podobno znowu przesunęli ją na koniec.
– Na koniec? – nie zrozumiała Gosia.
– No, w kolejce na przydział mieszkania. Powiedz ojcu, niech zadzwoni gdzie trzeba, popchnie sprawę i maturę masz w kieszeni – doradziła przyjaciółka.
W jej głosie zabrzmiała jakby nutka zazdrości.
– Przyniosłaś mi Tolkiena? – koleżanka z ławki wolała zmienić temat.
– Zapomniałam.
Nauczycielka skończyła sprawdzać listę obecności.
– Wyciągamy karteczki – oznajmiła i zaczęła dyktować.
Pytania były jak zwykle trudne, na szczęście Marta jakimś cudem znała odpowiedzi. Gosia, zapuszczając co chwila żurawia, coś tam naskrobała. W końcu od czego ma się przyjaciółki?
Dzwonek na przerwę wybawił ją od męki... Gosia wyszła z klasy i rozejrzała się za swoim chłopakiem. Nigdzie go nie było widać. Obeszła pół szkoły, nim wreszcie go spostrzegła. Konrad siedział na parapecie i ostentacyjnie liczył swoje cztery banknoty jednodolarowe. Cztery? Nie! Teraz miał ich sześć. Widać wyszedł mu jakiś interes.
– Coś taka skwaszona? – zapytał, gdy podeszła.
– Pokłóciłam się rano z ojcem – westchnęła.
– Myślałam, że uda się pojechać na wakacje do Szwecji, ale uparł się na tę pieprzoną Bułgarię! – wybuchła.
– Niby że arbuzy i ciepłe morze... Wolałabym do Turcji, skórzaną kurtkę bym kupiła...
– Bułgaria? – W oczach chłopaka błysnęło zainteresowanie.
– Można tam zawieźć walizkę kremów Nivea, spylić po dolarze za sztukę i kupić zegarki elektroniczne albo...
Skrzywiła się w duchu.
– A po co mam się bawić w jakąś handlarę? – wydęła wargi.
Nie odpowiedział. Schował walutę do kieszeni i zastanawiał się nad czymś.
– Widziałeś moją nową bluzkę? – Wyeksponowała dekolt, podstawiając mu piersi niemal przed nos. – Niemiecka, z Peweksu.
Zgodnie z jej oczekiwaniami instynkt przeważył. Konrad, zamiast podziwiać ciuch, zerknął gdzie trzeba.
Namęczyła się jak diabli nad tym biustonoszem. Dwa tygodnie dziergała go szydełkiem z kordonka, ale była bardzo zadowolona z efektu. Wyszedł tak ażurowy, że więcej w nim było dziur niż koronki. Niestety, widok niemal nagich piersi wzbudził w chłopaku jedynie przelotne zainteresowanie.
– No, niezła – mruknął. – Tylko czemu znowu z tym pedałkowatym typkiem? –
Spostrzegła, że zamiast na jej biust gapi się na portret Limahla. – Rzygać mi się już chce na widok tego blondaska...
Miała na końcu języka ciętą ripostę, ale zadzwonił dzwonek. Chemia... Kolejne lekcje wlokły się jak pociąg osobowy. Polonista wyrwał ją do odpowiedzi z lektury.
Nie czytała, więc przylufiła. Na matmie okazało się, że nie zabrała z domu zeszytu.
Brak pracy domowej. Ponownie przylufiła...
– Co za dzień popierdolony – żaliła się, zakładając kurtkę.
– Ciesz się, że już piątek – skwitowała Marta. – Odpoczniesz przez weekend...
Wiosna jest, trzeba spojrzeć na świat z optymizmem. Wykrzesać z siebie trochę radości życia...
– W sobotę muszę posprzątać, w niedzielę ojciec wlecze mnie na Dni Kultury Czechosłowackiej. Wynudzę się jak mops! I wypożyczalnię wideo ubecja zamknęła.
A w poniedziałek oddadzą klasówki z historii. Do bani to wszystko. Jak tu żyć? I jeszcze te wakacje w Bułgarii...
– Ty weź nie narzekaj! Co ja mam powiedzieć? Ojca znowu pominęli przy podwyżkach – westchnęła koleżanka. – Ty sobie popływasz w ciepłym morzu, a ja co najwyżej z wiejskimi dziewuchami w stawie u dziadków.
– Jak się zwąchał z Solidarnością, to niech teraz cierpi. – Gosia wzruszyła ramionami. – Do zobaczenia! – rzuciła i pobiegła po schodach na górę.
Po chwili była już przed budą.
– Cześć, Gośka – znajomy głos wyrwał ją z zadumy.
Obejrzała się. Drobna blondyneczka z warkoczem miała na imię Iza. Chodziła do pierwszej klasy, ale mieszkała niedaleko, więc znały się z widzenia.
Ubrana jak bazarowa księżniczka, pomyślała Gosia, czując ukłucie zazdrości.
Tatuś milicjant nieźle prywatną inicjatywę skubie. Ten to się ustawił. Pewnie co miesiąc słono mu płacą za święty spokój...
Iza ubrana była w prawdziwe lycry, włoską haftowaną bluzeczkę i zagraniczne pantofelki. Na ramiona narzuciła kurtkę z jeansu, i to prawdziwą amerykańską, szytą żółtą nitką. Pod szyją miała turecki szaliczek, połyskujący jadowicie intensywną barwą odblaskowej zieleni. No i woniało od niej dobrą turecką podróbką dezodorantu Fa.
Читать дальше