Robot pytająco odwrócił głowę w jego stronę.
– Normy ISO, których nasz kraj zobowiązał się przestrzegać, zakładają, że zapuszkowani muszą być
przetrzymywani w godnych warunkach. Między innymi na każdego przypadać musi odpowiedni metraż. Robogliniarz poskrobał się z zafrasowaniem po głowie. I szybko znalazł rozwiązanie.
– Otrzymujecie dozór policyjny. Będziecie się meldować raz w tygodniu! – warknął i wyszedł.
– Uffff... – westchnął Jakub. – Dzięki.
– Dobra gadka to majątek – zauważył skromnie kozak. – A teraz kopniemy go jeszcze na pożegnanie!
Wyszli przed dom. Robot pakował się właśnie do szoferki policyjnej nyski. W bocznych okienkach widać było przerażone twarze Bardaków. Ten widok nieoczekiwanie wprawił Jakuba w zły humor.
– A niech mnie! – zdumiał się na głos Semen. – To robotom dają w naszym kraju prawo jazdy?
Mechaniczny gliniarz zamarł.
– Wystawię sobie mandat za prowadzenie auta bez wymaganych uprawnień – wymyślił.
– Nie da rady – wyzłośliwiał się kozak. – Żeby wystawić mandat, trzeba najpierw mieć dowód tożsamości sprawcy.
Robot wyjął bloczek mandatowy, rozchylił mundur, odsłaniając szkielet zbudowany z rozmaitych mechanizmów. Chwilę badał swoje wnętrze, aż znalazł tabliczkę znamionową któregoś z motorowerów. Zaczął przepisywać wybite na niej kody. Potem wskoczył do środka i odpaliwszy silnik, odjechał.
– Tego nie przewidziałem – zmartwił się Semen.
– A na co liczyłeś?
– Gdyby tak musiał wlec albo pchać furgonetkę pieszo do Wojsławic, to pewnie by się po drodze zepsuł... No trudno, mój pomysł nie wypalił, ty kombinuj teraz, jak się tego gada pozbyć!
Egzorcysta myślał dobrą godzinę, aż wreszcie wymyślił.
– Glinę zwalczymy przy użyciu gliny – rzucił odkrywczo.
– Że niby co? Donos do Chełma napiszemy czy jak?
– Zbudujemy golema. To taki stwór z żydowskich legend. W zasadzie niezniszczalny, ale spoko, jest posłuszny temu, kto go stworzył. Poszczujemy golema na tego terminatora.
– Umiesz zrobić coś takiego? – zdziwił się kozak.
– Nauczył mnie jeden rabin jeszcze przed wojną...
– Czy to bezpieczne?
– Tak po prawdzie to nie – westchnął Wędrowycz. – Ale skoro nabałaganiłem, to muszę posprzątać...
– To twoje sprzątanie niepokojąco przypomina gaszenie ogniska benzyną! – burknął kozak.
– Jasna cholera! – Birski miotał się po celi jak dziki zwierz w klatce. – Klaustrofobii tu dostanę!!!
Może słowo „miotał” nie jest szczególnie adekwatne do opisu sytuacji, bowiem piwniczka była tak zapchana Rowickim i Bardakami, że nie dało się spokojnie biegać od ściany do ściany.
– A pan co? Pierwszy raz pod kluczem? – zirytował się Izydor.
– No pewnie, że pierwszy raz! – wsiadł na niego Birski. – Przecież jestem gliniarzem. My, gliniarze, różnimy się od was, niegliniarzy, tym, że to my was zamykamy, a nie na odwrót.
– Mnie tam pana wcale jakoś nie żal – burknął Eustachy. – Przynajmniej będzie pan w przyszłości wiedział, co czuliśmy, gdy nas tu pakowaliście!
– Niewinna owieczka się znalazła! Należało się wam, to pakowaliśmy!
Bójka wisiała w powietrzu, ale na schodach rozległo się ciężkie człapanie. Chwilę potem w korytarzu pojawił się dziwaczny stwór. Kukła wyglądała jak ulepiony z błota goryl. Jakub nie umiał rzeźbić...
– Co to za poczwara?! – wykrztusił Rowicki.
– Jeszcze jeden sztuczny gliniarz?! – Birski poczuł, jak resztka nadziei gaśnie w nim niczym zdmuchnięta świeca.
Przybysz wczepił się łapami w kraty i wyrwał je bez trudu. Wszyscy zapuszkowani cofnęli się pod ścianę przerażeni. W tym momencie podziemie wypełniła zjadliwa woń dobrze zakiszonych skarpetek i pojawiła się znajoma postać.
– No i co? Ojczysta wiocha w niebezpieczeństwie, a organa ścigania zdezerterowały? – przybysz bezlitośnie kpił z gliniarzy. – Tu się, w lochu, dekujecie? Pozwólcie, że wam przedstawię, to Golem model Łowca Bardaków 1584... – zwrócił się do cywilów.
– Yyyy... – jęknął Izydor.
– Żaaaartowałem. To zwykły golem. Poszczuję go zaraz na tego naszego terminatora, ale skoro przechodziliśmy obok, pomyślałem, że zrobię dobry uczynek i was uwolnię. Oczywiście nie wypuszczę
was tak łatwo...
Izydor pierwszy załapał, o co chodzi. Padł na kolana i pocałował Jakuba w dłoń.
– Przepraszam i dziękuję! – ryknął.
– Reszta do kolejeczki – zachęcił Semen. – I pospieszcie się, musimy jeszcze ostrzec ludzi, żeby zabrali kobiety i dzieci... Tak na wypadek gdyby starcie tytanów unicestwiło zabudowę mieszkalną... Jakub, Semen i golem przemknęli opłotkami, popatrując tylko w stronę rynku. Robot uwijał się po centrum miasteczka jak w ukropie. Wszystkie sklepy zostały ukarane mandatami za drzwi otwierane do wewnątrz. Za wycieraczkami wszystkich aut też bielały jakieś papierki. Stary Grzegorz dostał dwieście złotych kary, bo prowadzona przezeń koza narobiła na ulicę... Markowski, który wracał z koszenia łąki, dostał wezwanie na kolegium, gdyż automat uznał niesienie kosy na ramieniu za prowokację z użyciem niebezpiecznego narzędzia...
– Dobra – polecił egzorcysta golemowi – za łeb gada i wal o latarnię, aż się rozleci. Golem wyszedł na odkrytą przestrzeń.
– Jesteś zatrzymany – warknął robot. – Zaśmiecanie i niszczenie mienia publicznego. – Wskazał ślady glinianego pyłu i płytki, które popękały pod ciężarem kukły.
– A kto ci rączki rozbuja, ty złomie? – parsknął golem i pchnął robota, a ten poleciał w tył, kosząc belki wspierające podcienia.
– No to się doigrałeś! – Automat pozbierał się jakoś i zaatakował wroga tonfą. Golem dzielnie zniósł łomot, potem schylił się, chwycił robota za nogę i przyładował nim w latarnię. Tłukł ile wlezie. Zużył trzy latarnie, potem położył resztki na asfalcie i skoczył na nie. To wystarczyło. Potem ukłonił się grzecznie.
Mieszkańcy obserwujący pojedynek zaklaskali nieśmiało.
– Niech to diabli. – Birski podniósł z ziemi resztki munduru. – Tylko trzy razy miałem go na sobie... Jakub trącił nogą mechanizmy pozostałe z robota.
– I co, frajerze? Było fikać mieszkańcom Wojsławic?
– Jakub? – zagadnął Semen. – Tak się zastanawiam, nasz pomocnik... Zrobił swoje, ale gdzie on, do cholery, lezie?
Jakub przerwał kontemplowanie resztek mechanicznego gliniarza i poszukał golema wzrokiem. Stwór znikał właśnie w jednej z uliczek wybiegających z rynku.
– Do biblioteki tak jakby? – zdziwił się. – Albo do urzędu gminy może... Ty, jaki jest dzień tygodnia?
– Piątek, no nie?
– O ty, w mordę! – Egzorcysta puścił się kłusem w ślad za uciekinierem.
– O co chodzi? – Kozak dogonił go z trudem.
– W piątek wieczorem zaczyna się szabas!
– Ale u nas nie ma Żydów. To też się liczy?
– Obawiam się, że tak! Jest legenda, że golem chce w szabas wchodzić do synagogi.
– Ale u nas w synagodze był po wojnie magazyn, a od dawna jest biblioteka... To też będzie ważne?
– Tak mi się wydaje!
– A jak golem wejdzie do synagogi w szabas, to co się stanie? – sapał Semen.
– Nie wolno mu, bo nie ma duszy...
– To wiem! Ale co się stanie?
– Anastazja! Nie, zaraz, inne słowo podobne... Apokalipsa chyba.
– O ty, w mordę! Trzeba go powstrzymać!
Ale gdy dobiegli do synagogi, było już za późno. Wyrwane drzwi leżały na trawniku. Z wnętrza budynku dobiegały jakieś hałasy. Obaj obwiesie zatrzymali się w progu.
Читать дальше