– Wchodzimy? – zadumał się Semen. – W zasadzie, jeśli ten stwór jest niezniszczalny, to nic tam po nas...
– E, tak do końca niezniszczalny to on nie jest – uspokoił go przyjaciel. – Trzeba go złapać i zetrzeć mu z ręki formułę, która go ożywia... Ty go inteligentnie zagadasz, a ja zetrę.
– A o czym niby mam z nim gadać?
– Coś wymyślisz!
Weszli ostrożnie. Jak się jednak okazało, niepotrzebnie martwili się na zapas. Olbrzym miotał się na podłodze w drgawkach. Przy każdym skurczu coś mu odpadało, aż wreszcie pozostała po nim tylko warstwa glinianego pyłu.
– Przypomniałem sobie. – Jakub palnął się w czoło. – Nie apokalipsa, tylko apopleksja!
– Nie mogłeś sobie wcześniej przypomnieć...? – sapał Semen. – Jest pewna subtelna różnica między Anastazją, apopleksją i apokalipsą.
– Nie moja wina! Nie jestem lingwistą. Każdy może się pomylić! Mnie akurat te żydowskie słowa brzmią niemal identycznie.
– Raz jeszcze udało się przeżyć – westchnął kozak. – Choć nerwów to ja się najadłem i serce mi strasznie kołata...
– Yhym... Ale to już twoja wina.
– Że co?
– Ja chciałem odegrać się na gliniarzach tradycyjnie, przy użyciu nagiej prymitywnej przemocy. Ten psikus to był twój głupi pomysł!
===aFBjUmZQ
Czortek
Szeregowy Czortek siedział w swojej kanciapie na starym fotelu dentystycznym. Mebel był straszliwie zdezelowany, z oparcia wyłaziły sprężyny. Plecy diabła, bezustannie dźgane ich ostrymi końcami, bolały od dobrych trzech wieków. Przez brudną szybę rozpościerał się widok na przydzielony mu sektor hali tortur. Kotły, grzesznicy, paleniska... Wszystko zniszczone, zakopcone, przeżarte korozją. Nawet potępieńcy trafili się nudni jak flaki z olejem.
„Kiedyś to było fajnie” – rozmyślał strażnik kotłów. „Na każdego grzesznika przypadało po kilkudziesięciu diabłów, na końcu byle szpilki paru można było znaleźć. A teraz co? Prawie dwa miliardy chrześcijan, nawet przy użyciu telewizji nie starcza kadr, żeby wodzić na pokuszenie... A tu, na dole, to już w ogóle bryndza... Dobrze, że choć częściowo robotę zmechanizowali. Bo jakbym tak musiał
zasuwać z łopatą i ręcznie węgiel sypać...”
– Szeregowy Czortek, znowu śpicie na służbie?! – huknął za nim bas.
Przerażony diabeł poderwał głowę.
– Ja tylko... myślałem – bąknął – nad racjonalizacją produkcji, znaczy obróbki termicznej grzeszników
– plątał się.
Kapral Dolfio, bo to on tak wrzeszczał, chlasnął ogonem po cholewach oficerek.
– Wy dumacie, a żar pod kotłami prawie wygasł – warknął. – Siedem diod na czerwono świeci. Czortek rzucił okiem na tablicę kontrolną i nie czekając na ponaglenie, pociągnął wajchę. Taśmociąg zazgrzytał. Wałki dawno już trzeba było naoliwić... Załomotały nabieraki i koks z hałdy ruszył
strumieniem prosto w paleniska.
– Wszystko gra. – Mnąc w łapach furażerkę, stanął na baczność przed zwierzchnikiem.
– Naczalstwo przejrzało wasze podanie o awans. – Dolfio uśmiechnął się wrednie. – I oczywiście rozpatrzono je negatywnie. Sami rozumiecie, brak nam ludzi do pracy na dole. Was awansujemy i kto będzie przy kotłach robił, ja niby?
– Rozumiem – bąknął Czortek ze łzami w oczach.
– Z drugiej strony awans należy wam się jak psu buda – złagodniał trochę szef. – Więc kancelaria Lucyfera postanowiła dać wam szansę.
– Szansę?
– Macie dwanaście godzin zaległego urlopu. Udacie się na ziemię.
– Ale kto... – Czortek wskazał gestem halę.
– Ja mam was tymczasowo zastąpić – prychnął zwierzchnik. – Tak więc pamiętajcie, macie dwanaście godzin. Jeśli przez ten czas zdołacie zdobyć duszę pewnego opornego klienta, zostaniecie porucznikiem i pójdziecie pracować w biurze, do sekcji sekt religijnych.
– Zgadzam się. – Szeregowy zasalutował służbiście.
– Bo sami rozumiecie, nasz ptaszek nabroił niemało, ale jeszcze mu do łba wpadnie się wyspowiadać
i do nieba trafi... A w tym przypadku nie możemy sfuszerować. Cyrograf albo inny legalny dokument
dający nam prawa do jego duszy to dla piekła sprawa absolutnie priorytetowa. Bez tego nasz prestiż
nieodwracalnie ucierpi...
– Będziecie mieć tę duszę. – Nadzorca kotłów uśmiechnął się promiennie.
– Nie suszcie zębów, Czortek – warknął Dolfio. – Wasze szanse, jak by to powiedzieć, duże nie są.
– Przekonam każdego, choćbym miał na uszach stanąć.
– Tu są instrukcje. – Kapral podał diabłu kopertę.
Podwładny pospiesznie złamał pieczęcie i wydobył kartkę.
– O kuźwa! – jęknął, widząc nazwisko grzesznika. – Czy to jakiś żart!?
Ale zwierzchnika już nie było.
W wojsławickiej knajpie było tego wieczora tłoczno i wesoło. Jakub obchodził jubileuszowe dziesiąte imieninki tego roku. Był tort i imieninowa zniżka na piwo... Było trochę muzyki z magnetofonu, a uczestnicy nawet zatańczyli z dwiema pechowymi turystkami. Potem przyszła pora na wieczorne opowieści... Tym razem w losowaniu padło na Semena.
– Anglicy ostrzelali nas kartaczami – snuł swoją historię stary. – Atak się załamał. Krwi było jak w rzeźni, trupów co niemiara. Wyczekałem do nocy i czołgałem się ku naszym. Tak sobie właśnie myślałem, że po cholerę Rosji bronić tego zasranego Krymu, gdy usłyszałem jęk. Znaczy ktoś jeszcze ocalał. Towarzysza pułkowego w potrzebie zostawić nie wolno, więc podczołguję się bliżej, patrzę, a tu Cygan jakiś w nasz mundur odziany leży, nogę mu, rozumiecie, urwało. Zarzuciłem go sobie na plecy i poniosłem do naszych. A on z wdzięczności dał mi to. – Wyłowił z kieszeni dziwną blaszkę.
– A to jest co niby? – zdziwił się któryś z Bardaków. – Szmelc zaśniedziały...
– To nie żaden szmelc – Semen spojrzał na głupka z wyższością – tyko specjalny amulet. Kto go ma, raz jeden wygra w karty.
– Tylko raz? – prychnął Bardak. – To, hłe, hłe, rzadziej, niż statystyka nakazuje. Jego kuzyni zarżeli jak osły.
– Uch, durny się odezwał. Nie raz w życiu, ale gdy się go użyje. Trza go w trakcie rozgrywki w palcach złamać i karty przetasować. Każda gra niezależnie od stawki wygrana. Nawet jak przeciwnik oszukuje. Nie ma siły.
– Dobre by to było, gdybyśmy o pieniądze grali – zarechotał barman. – Ale w Wojsławicach takiego zwyczaju nie ma... No chyba że wśród inteligentów może, ale oni nas nie zaproszą na partyjkę...
– No i ja ten oto wspaniały przedmiot ofiarowuję mojemu przyjacielowi Jakubowi – zakończył kozak.
– Jestem wzruszony. – Egzorcysta ukłonił się tak, że omal nie zarył czołem w talerz. – Wykorzystam to z pożytkiem dla ludzkości albo w ogóle z pożytkiem dla naszej gminy. – Wpuścił blaszkę do kieszeni. –
Barman, jeszcze jedna kolejka dla wszystkich.
– Na pewno dla wszystkich czy Bardaków jak zwykle pominąć? – Ajent zaczął napełniać kufle.
– A nalej im też – machnął dłonią Wędrowycz. – Durne toto, ale niech wypiją moje zdrowie. Czortek postanowił zastawić pułapkę w ruinach cegielni. Zlokalizował obiekt, przepatrzył okolicę. Zamówiony klient musiał przejść obok w drodze do domu.
– Korek, worek i rozporek – diabeł przypomniał sobie nauki odebrane na szkoleniu dla kusicieli pięćset lat temu. – Grzesznika łamiemy trzema pokusami. Albo alkoholem, albo kasą, albo kobietą lub czymś takim...
Wyciągnął akta Wędrowycza i zabrał się do studiowania. Mina rzedła mu z każdą kolejną stroną. W zasadzie nie udało się stwierdzić, czy Jakub odczuwa jakikolwiek pociąg do alkoholu. Jeśli natrafiał
Читать дальше