Jakub szarpnął Tomaszewskiego za ramię, wyrywając go z poznawczego transu.
– Chodu!
Rzucili się do ucieczki przez wąwóz w stronę Dębinki. Pogoń, początkowo depcząca im po piętach, szybko została z tyłu.
– Kiepsko biegają na tych krzywych girach! – wysapał Jakub. – Na dłuższy dystans można sobie poradzić.
– Kurcze! – zawołał rozentuzjazmowany Radosław.
– Pewnie, że pokurcze – zgodził się Wędrowycz.
– Przecież to rasowi neandertalczycy! Jak z obrazka…
– Gdzie tam. – Jakub machnął ręką. – To od Czarnobyla się porobiło.
– Kamienne ostrza kultury oryniackiej też od Czarnobyla? O, w mordę!
– Upiór nie zaczekał na hejnał – stwierdził ponuro egzorcysta.
W poprzek drogi, pomiędzy ścianami wąwozu powietrze zafalowało jak od wielkiego gorąca. Droga przestała być widoczna, pociemniało. W drgającej tafli zamajaczył cień, raczej sylwetka…
– To jakby brama między światami… – stwierdził Tomaszewski. – Kto tam…
– Kuszę! – syknął Wędrowycz. – Wyłazi…
Dziennikarz nie zdążył oddać broni. Obłok mroku pomknął ku nim z niesamowitą szybkością.
– Strzelaj ty! – wrzasnął Jakub.
Tomaszewski, składając się do strzału, potknął się o koleinę i w chwili gdy naciskał spust, kuszą chybotnęło ku dołowi.
Warknęła cięciwa i osikowy kołek poleciał w ciemność. Zabrzmiało przeraźliwe, upiorne wycie, od którego mógłby zmącić się rozum, gdyby nie pobrzmiewająca w skowycie nuta boleści. Falujące powietrze razem z postacią z mroku zwinęło się momentalnie w okrągły wir, ten skurczył się w punkt i zniknął. Znów było widać las i drogę przez wąwóz.
– Nu, więcej szczęścia niż rozumu – pokiwał głową zdegustowany egozorcysta. – Dobrze, że kołek urokiem obłożyłem, boby poleciał Panu Bogu w okno.
– Przecież trafiłem i za…zabiłem. – Radosław dopiero teraz zaczął szczękać zębami ze strachu. – Zabił-łem dddemona!
– Ech ty, nie zabiłeś.
– Przecież trafiłem.
– Ale nie w głowę ani nie w serce.
– A gdzie? W brzuch?
– Jeszcze niżej. Strzał poniżej pasa, można by rzec…
– Osikowy kołek w… – Tomaszewski odruchowo pomasował własne krocze. – O rany! I co teraz…
– A bo ja wiem? – wzruszył ramionami Wędrowycz. – O czymś takim nawet najstarsi egzorcyści nie słyszeli. Musi go jednak osłabiło, bo zniknął… Nu i dobrze.
Na drodze pojawiła się ścigająca ich banda.
– Potem będziemy myśleć. Chodu!
Znów zostali prześladowców daleko w tyle. Potem zaszyli się w krzakach koło wylotu wąwozu i nasłuchiwali.
– To neandertalczycy! – oznajmił stanowczo Tomaszewski.
– Dobra – mruknął Jakub. – Powiem prawdę. To brakujące ogniwo. No i się odnalazło. Mało tego, właśnie szuka nas…
– Zawsze sądziłem, że to my mamy szukać brakującego ogniwa…
– Tak to już w życiu bywa – uśmiechnął się egzorcysta. – Nie koń do woza, to wóz do konia…
Krzewy zadrżały smagnięte dzikim skowytem. Znowu rzucili się do ucieczki. Po kilku minutach zatrzymali się na szczycie wzgórza. Z krzaków u podnóża zaczęli wyłazić neandertalczycy. W powietrzu świsnęła włócznia i upadła u stóp Tomaszewskiego. Podniósł ją do oczu i zdumiony wpatrzył się w ostrze.
– No i co tym razem? – zagadnął egzorcysta złośliwie.
– Znowu ostrze tylczakowe, tyle że z jakiegoś dziwnego kamienia…
– Pokaż. – Jakub ujął dzidę. – Ach, tak. To porcelanka od transformatora.
Dzikusy zaczęły wspinać się na pagórek.
– Won! – wrzasnął Wędrowycz. – Epoka paleolitu już się skończyła! Małpy na drzewa! Dziennikarze do pióra!
W odpowiedzi nadleciało kilka wulgarnych epitetów i kolejne włócznie.
– Cholera, to oni umieją po polsku? – zdumiał się Tomaszeski.
Zbiegli po drugiej stronie szczytu i ukryli się w krzakach na skraju wsi.
– A dlaczego mieliby nie umieć? – zapytał egzorcysta.
– Sądzi się, że neandertalczycy nie byli zdolni do wydawania artykułowanych dźwięków.
– To ty jesteś od artykułów, więc powinieneś wiedzieć – mruknął Jakub. – Ale przez czterdzieści tysięcy lat zdążyli się widać nauczyć. Bluzgają nie najgorzej…
– Ciekawe, jaki mają iloraz inteligencji?
Jakub zamrugał świńskimi oczkami.
– Co to jest iloraz? Bo o inteligencji słyszałem, tej pracującej miast i wsi, polityczni na pogadankach mówili…
Wystawił ostrożnie głowę z krzaków i kolejna dzida strąciła mu beret z antenką. Chyląc się do ziemi, wbiegli pomiędzy chałupy.
– Mają szkło w oknach – zauważył Tomaszewski. – Tylko brudne te szyby, nieprzejrzyste jak dykta. Chyba od nowości ich nie myli…
– A coś ty myślał. Małpa, jak człowieka poobserwuje, to i spodnie założyć potrafi – zauważył filozoficznie jego towarzysz. – Pobiegniemy przez wieś, bo większość odcina nam drogę do wąwozu, i wyjdziemy na groblę. Nadłożymy ze dwadzieścia kilometrów, ale na wieczór będziemy w domu.
– Cała wieś neandertalczyków… – wysapał w biegu Tomaszewski. – To przecież niemożliwe! Ludzie by gadali!
– A gadali, gadali, ale nikt nam nie wierzył. Ani ci z powiatu, ani z centrali… O karwia!
Drogę do grobli odcinało im spore stado. Za plecami słyszeli tętent pościgu.
– Czego oni właściwie od nas chcą?! – zirytował się Tomaszewski.
– Zawsze mieli słabość do Homo sapiens, bo mamy smaczniejsze mózgi. Na dodatek ten upiór to miejscowe bóstwo, a ty go im sprofanowałeś… Do pałacu! – zadecydował.
Nie zdołali się przemknąć. Nim przebiegli sto kroków, ścigający osaczyli ich na środku wiejskiej ulicy. Byli z przodu, z tyłu i za płotami. Nie mieli gdzie dalej uciekać.
– Ot i wybiła ostatnia godzina… – westchnął Jakub odbezpieczając rewolwer.
W tym momencie Tomaszewski zrobił coś, czego egzorcysta w zupełności nie spodziewał się po miastowym mądrali.
Radosław jednym susem dopadł płotu i wyrwał sztachetę.
– Zapomnieliście już o Crô-Magnon?! – wrzasnął rzucając się do ataku.
Neandertalczycy w popłochu umknęli na boki, zanim doszło do pierwszego starcia. Dziennikarz i egzorcysta przebiegli przez lukę w obławie i wydostali się za opłotki.
Na szczycie jednego ze wzgórz górujących nad okolicą sterczały dumnie ruiny sporego dworu. Niebawem uciekinierzy zatrzymali się na szczycie. Małpowaci wyleźli z domów i otaczali ich luźnym pierścieniem. Było ich kilkudziesięciu.
– Słuchaj, o co chodzi z tym Crô-Magnon? – zapytał Jakub, gdy tylko złapał oddech.
– To miejsce paleolitycznej bitwy pomiędzy Homo sapiens a neandertalczykami. Pierwszej bitwy w dziejach ludzkości.
Dla neandertali była ostatnia. Widać do tej pory mają kompleks…
– Znaczy, nasi wygrali, a co z małpami?
– Zostały zjedzone, jednak sądząc po śladach archeologicznych, smakowały także Chińczykom i Serbom. W serbskiej Krainie w jednej jaskini znaleziono kilkuset zeżartych neandertali…
– No, dobra. Musimy wytrzymać do nocy. Oni kiepsko widzą w ciemnościach. Wtedy spróbujemy się wymknąć – powiedział Wędrowycz.
– Nocą przez wąwóz? Sam mówiłeś, że tam straszy…
– Przejdziemy naokoło lasem, a upiór to pewnie już trochę się nas boi…
– Tam jest chyba kościół. – Tomaszewski wskazał gestem budynek ukryty wśród kasztanów.
– Ano jest – mruknął Jakub. – Tyle że nieczynny. Ostatniego proboszcza zjedli, a nowych jakoś kuria nie przysyła…
Читать дальше