– Pozdrów go ode mnie – szepnął Silas. – Powiedz mu, że ja też jestem… nie, zresztą nic nie mów.
– Że ty też jesteś samotny – dokończyła Lilja stanowczo. – Powiem mu.
– A potem zaraz będziemy wracać, prawda? – wykrztusił Silas błagalnie, oczy błyszczały mu ze strachu.
Ty mały tchórzu, pomyślała Lilja zirytowana. To właśnie ten twój strach przed wszystkim na ziemi czyni cię taką beznadziejną ofiarą!
Kiedy odjechali, smok długo patrzył w ślad za nimi.
W drodze powrotnej prawie się nie odzywali do siebie. Goram zapytał Silasa, czy miałby znowu ochotę kierować gondolą, ale chłopiec energicznie potrząsnął głową. Łzy wstydu spływały mu po policzkach, na próżno starał się je powstrzymać.
Goram pożegnał się z nimi na łące i zabrał swoje aparaciki mowy.
– Nie bardzo nam się udało, Liljo – powiedział cicho, kiedy Silas powlókł się już w stronę lasu, a oni jeszcze stali.
– A co chciałeś uzyskać?
– Właściwie nie tak dużo – odparł Goram. – I owszem, osiągnąłem to, co chciałem. Tylko ty tego nie widziałaś.
Lilja czekała. Goram mówił przecież coś o jutrze.
Niech to licho porwie, on chyba czyta w jej myślach!
– Jutro mam parę rzeczy do załatwienia, nie powinienem cię w to mieszać, więc w ciągu dnia się nie spotkamy.
Świetnie, pomyślała Lilja, czując rozczarowanie jak kamień w piersiach.
On jednak mówił dalej:
– Ale chętnie bym cię poinformował o rezultatach tego, co będę robił. Czy możemy się spotkać wieczorem? Na przykład w cukierni?
Och, jaka ulga!
– Oczywiście, że możemy – powiedziała obojętnie. – O siódmej?
– Bardzo dobrze. No to do zobaczenia!
Lilja szybko dogoniła Silasa, ale on nie chciał rozmawiać. W milczeniu szli przez las.
Tuż koło jego domu Lilja powiedziała:
– Myślę, że nie powinieneś o tym nikomu mówię, Silas. Oni by i tak nie uwierzyli. Nie wspominaj o Goramie! W razie czego powiedz, że oglądaliśmy ślady jakiegoś tajemniczego zwierzęcia. Gdyby się ktoś dopytywał, to były to ślady jelenia. Zrozumiałeś?
– Tak – odparł Silas zgnębiony. – Czy on zjadł moje kanapki?
– Co? Ach, tak, zjadł. Wyraźnie mu smakowały.
Zatroskana pożegnała się z chłopcem przed drzwiami jego mieszkania.
Gdy tylko Lilja weszła do domu, zadzwoniła koleżanka.
– Przyjdziesz dzisiaj wieczorem? Annette ma WCh. Przyjdą chłopcy ze szkoły sportowej!
WCh. Wolna chata. Czy ja nie jestem już za dorosła na takie zabawy? No ale chłopcy ze szkoły sportowej…? Lilja zdziwiła się własną reakcją. Kiedy indziej byłaby zachwycona taką szansą, bo w szkole sportowej jest mnóstwo świetnych chłopaków, a tu nagle, jakby w świetle błyskawicy, zobaczyła wszelkie przeszkody:
Będzie musiała uciekać przez okno, jeśli rodzice nie pozwolą jej pójść. Potem znowu po paru godzinach zakradać się przez okno. Jeżeli jej pozwolą, ale zapowiedzą, że musi wrócić przed północą… a ona przecież nie wróci… Wtedy znowu będą policzki wymierzane przez ojca i gadanie całymi dniami o beznadziejnych córkach, chociaż on akurat ma tylko jedną, i okropny nastrój w domu. Jeżeli jeszcze spotka tam sympatycznego chłopca, to zacznie się uciekanie z domu wieczorami. Złapią ją. Będą kolejne kary, potem nowa impreza, kolejna awantura.
Chyba rzeczywiście wyrosła już z tego. Lilja uświadomiła sobie, że ten okres minął. Przedtem uważała, że to strasznie podniecające. Teraz nie miała ochoty na zabawę.
– Wiesz, bardzo mi przykro, ale muszę się uczyć – powiedziała koleżance. – Chcę się dostać do tej szkoły komunikacyjnej, muszę kuć po całych dniach. Ale może następnym razem.
To bardzo przyjemne uczucie zamknąć epokę swojego życia. A chłopaków można przecież spotykać i gdzie indziej. Takie zabawy bez rodziców już się powoli znudziły w Małym Madrycie. Na początku były to zawsze bardzo wesołe, ale lekkomyślne i w pewnym sensie niebezpieczne imprezy. Na szczęście zainteresowanie nowością minęło.
Rodzice Lilji ze zdumieniem patrzyli, że córka przez cały wieczór pilnie się uczy. Nawet na telewizję nie miała czasu.
Następnego dnia Goram przyszedł do szkoły na ostatnią lekcję.
Wezwał też rodziców Silasa, dyrektora i wychowawczynię klasy. Pierwsza klasa miała tylko jedną nauczycielkę, właśnie wychowawczynię, więc pozostałymi dziećmi zajęła się pani od gimnastyki.
Sprowadzono również Silasa. Był śmiertelnie przerażony, nie wiedział, o co chodzi. Z pewnością po wszystkim ojciec nieźle go zleje.
Co takiego znowu zrobiłem, zastanawiał się Silas, siedząc w szkolnej ławce trochę poza kręgiem dorosłych. A może odkryli, że nie zjadam w szkole śniadań? Ale przecież Goram był wczoraj taki miły. I on, i Lilja. Takiego pięknego popołudnia już dawno nie miałem. Chociaż, oczywiście, zachowałem się głupio, że ich nie posłuchałem i nie chciałem pogłaskać smoka. Ale nie mogłem, nie zdobyłem się na tyle odwagi.
Wbijał wzrok w podłogę i walczył z narastającym płaczem.
Pierwszy zabrał głos Goram, mówił niezbyt głośno, ale jego słowa brzmiały surowo. Zauważył, że ojczym Silasa nie lubi Lemuryjczyków, ale tym się nie przejmował.
Najpierw zwrócił się do reprezentantów szkoły.
– Jak długo trwa znęcanie się nad tym chłopcem?
Dyrektor i nauczycielka popatrzyli po sobie.
– Jakie znęcanie? – zapytał dyrektor chłodno. – O niczym takim nie słyszałem.
– Ani ja – wtrąciła pośpiesznie nauczycielka. – Jeśli pan ma na myśli to, że jego ubranie i przybory szkolne są często bardzo nieporządne, to to wynika z charakteru samego chłopca. Jest leniwy i pozbawiony ambicji, w ogóle nie potrafi odpowiadać na lekcjach.
– No, nie, słyszane to rzeczy! – zawołała matka Silasa wzburzona. – Mój syn codziennie rano wychodzi z domu czysty i porządny, zawsze też ma odrobione lekcje. Za to ze szkoły wraca w poszarpanym ubraniu, często krwawi, książki podarte, a to chyba nie jest moja wina, odpowiedzialność za to spada na szkołę!
– A co wy jako rodzice zrobiliście w tej sprawie? Czy informowaliście szkołę? – zapytał Goram.
– Nie, przecież wszyscy wiemy, jaki ten chłopak jest – roześmiała się matka, zerkając nerwowo na swego męża. – Wciąż by się tylko bawił i włóczył po okolicy.
Ojczym Silasa zrobił ważną minę.
– Powiem panu, panie Strażniku, który myśli, że wie tak dużo, otóż powiem panu, że Silas to kompletnie beznadziejny dzieciak. Mamy jeszcze dwoje, ale one nigdy nie zachowują się w ten sposób! Ja nie jestem jego rodzonym ojcem, to z daleka widać, jednak wychowuję tego łobuza najlepiej jak potrafię. Ale czy sądzicie, że jego można czegoś nauczyć? Następnego dnia znowu jest tak samo bezczelny.
– Bezczelny? Silas? – rzekł Goram z niedowierzaniem.
– Nie odpowiada, kiedy się do niego mówi. Idzie po prostu bezwstydnie swoją drogą, jakby nie słyszał. Wciąż próbuję nauczyć go przyzwoitego zachowania, ale to na nic.
Matka wyglądała na zgnębioną, mimo to przytakiwała wszystkiemu, co mąż mówił.
Goram popatrzył na nich groźnie.
– Silas, chodź tu do mnie – powiedział ujmując chłopca za rękę. – Stań tutaj, tak, dobrze, kawałek ode mnie! Jak masz na imię?
Chłopiec spojrzał mu spłoszony w oczy.
– Silas.
– W porządku. A jak ma na imię twoja siostra?
– Ann.
– Dobrze. A teraz odwróć się do okna. O, tak. A jak ma na imię twój brat?
Silas nie odpowiedział, chociaż Goram mówił tak samo głośno jak przedtem.
Читать дальше