Do Gór Czarnych bowiem nikt wracać nie chciał.
Co jednak zrobią, jeśli z doliny Siski nie ma żadnego wyjścia? Co wtedy się z nimi stanie?
Oczywiście większość mogłaby iść piechotą, czy raczej wspinać się, jeśli w ogóle istnieje jakiś szlak, wiodący do murów Królestwa Światła. Było jednak wielu takich, którzy nie mają na to sił. Na przykład dwunastu uwolnionych więźniów.
Poza tym nie mieli sumienia zostawić tutaj J2, żeby rdzewiał na pustkowiach niczym stary czołg porzucony po wojnie lub jakiś zapomniany na nieużytkach pług.
Nikt nie miał odwagi nawet wspomnieć o czymś takim w obecności Ticha.
– Pomyślcie, jak nasi bliscy rozkoszują się słońcem w Królestwie Światła – narzekała Indra. – Dałabym wszystko za to, by móc teraz tam być. Chodzić po zielonej, miękkiej trawie. Mrużyć oczy wobec oszałamiającego piękna kwiatów. Pójść na zakupy. Posiedzieć w cukierni, zajadać jedno ciastko po drugim. Albo siedzieć wieczorem z Ramem w przytulnej restauracji, popijać wino i słuchać śpiewu ptaków, patrzeć, jak nocne światło mieni się w Srebrzystym Lesie, chodzić w cienkich sukienkach i brać prysznic, kiedy tylko ma się na to ochotę. Albo żeglować po Żółtej Rzece i… cieszyłabym się nawet, gdybym mogła pochodzić po mieście nieprzystosowanych. Pomyślcie, do czego to doszło.
– Och, nie, to by cię chyba nie cieszyło – uśmiechnął się Ram, czochrając jej włosy. – Poza tym jednak chyba wszyscy o tym marzymy: wrócić do domu. Ciekaw jestem, co się stało w Królestwie Światła podczas naszej nieobecności?
– Myślę, że niewiele, jeśli tylko mury wytrzymały i nie zawaliły się.
GORAM NA WOJENNEJ ŚCIEŻCE
Goram wyszedł z cukierni bardzo zagniewany. Cóż to za rodzice, którzy doprowadzają siedmioletniego synka do takiego stanu, że chce popełnić samobójstwo?
A może winnych należy szukać w szkole? Wśród kolegów?
Strażnik postanowił gruntowniej zbadać sprawę, zanim podejmie jakieś kroki. Ale ów czy też owi, którzy zawinili, naprawdę usłyszą, co on o tym myśli, kiedy już wszystko wyjaśni.
Teraz chłopiec jest pewnie w szkole. Goram dostał od Lilji adres.
Cóż za niezwykłe imię, Lilja. Sama wytłumaczyła mu, skąd się to wzięło. Jej rodzina pochodzi ze Skandynawii, ale w ostatnim okresie spędzonym na powierzchni Ziemi mieszkali w stanie Minnesota. Lilja urodziła się już tutaj, w Królestwie Światła, i miała otrzymać imię na pamiątkę swojej babki, to znaczy Lily. Mama jednak wolała, żeby imię córki brzmiało po szwedzku. No i stąd wzięła się Lilja.
Zresztą o matce mówiła niewiele, jaka jest ta kobieta? Może słaba i zalękniona jak matka Silasa?
Ale Lilja to naprawdę dzielna dziewczyna! Żeby mieć odwagę wzywać pomocy w imieniu bezbronnego kuzyna! Narazić się na gniew brutalnych ojców, gdyby się wydało.
Lilja miała coś łagodnego i dziecinnego w oczach i w ruchach, coś, co Goramowi bardzo się podobało. Poza tym myślała rozsądnie, z dojrzałością doświadczonego człowieka.
Miał ochotę znowu usłyszeć jej głos. Był w nim jakiś taki ton, który Goram uważał za niezwykle sympatyczny.
Właśnie, sympatyczna, to najlepsze określenie tej dziewczyny.
– Lilja? Słyszysz mnie? Chciałem po prostu sprawdzić, jak działa nasza komunikacja. Możesz teraz rozmawiać?
Odpowiedział mu jej głos, niemal szeptem:
– Mogę, owszem, jestem sama. Idę do domu.
– W porządku. Ja zaraz będę koło szkoły. Już słyszę, że zaczęła się przerwa. Lilja, powiedz mi, jak zachowuje się twoja mama? Co ona mówi na brutalne zachowanie obu mężczyzn?
W głosie Lilji pojawiło się teraz wahanie.
– Moja mama? Nnnie, ona tego nie lubi. Zawsze ma bardzo surową minę, kiedy ojciec wymierzy mi policzek, albo stanie się co innego. Ale nie odzywa się. Przynosi mi tylko potem coś dobrego do łóżka. Czekoladę albo lody czy coś.
– Uważasz, że mama jest miła?
– Nno… tak, chyba jest. Ale do wszystkiego odnosi się z rezerwą. Teraz nie mogę już dłużej rozmawiać, spotkałam kogoś.
Goram szybko zakończył rozmowę. Znajdował się tuż obok szkolnego boiska. Ukrył się pod dużym drzewem z gałęziami zwisającymi tak, że nie było go widać. Stąd miał świetny widok na boisko.
Lilja opisała mu dokładnie, jak Silas wygląda. Powiedziała nawet, jakie ubranie włożył dzisiaj do szkoły. Zresztą zawsze ubierał się tak samo.
Goram błądził wzrokiem po bawiących się dzieciach. Nie widział nikogo, kto mógłby przypominać tego chłopca…
No właśnie, tam! Na szczycie szkolnych schodów, na wpół ukryty w kącie. Całkiem sam.
Z budynku wyszedł jakiś nauczyciel. Mówił coś do Silasa i popchnął go życzliwie, ale stanowczo w stronę boiska.
Jakie to głupie! Czy chłopiec nie ma prawa stać tam, gdzie najwyraźniej czuje się bezpieczny?
No tak, tak, od razu zaczynają się prześladowania. Chłopcy biegnący obok Silasa popychali go albo wyszydzali.
No rusz się nareszcie, chłopcze! Nie stój tak, baw się z innymi, to może przestaną cię traktować jak kozła ofiarnego! Czy raczej jak miejscowe popychadło.
Ale Silas nie wykazywał żadnej inicjatywy. Skrępowany uśmiechał się blado do dwóch dziewcząt, które szły w jego stronę, trzymając się pod ręce. One jednak zawołały coś nieprzyjemnego i popchnęły go tak, że o mało się nie przewrócił.
W tym samym momencie z tyłu nadbiegł jakiś chłopak. Patrz w górę, Silas, pomyślał Goram. To jednak nie wywołało żadnej reakcji. Chłopak uderzył Silasa, który tym razem padł twarzą na ziemię. Jak widać, kiepsko też u niego z refleksem, nie zdążył odskoczyć.
Wszyscy koledzy zaśmiewali się do łez, byli wśród nich jego rówieśnicy, ale też i starsi uczniowie.
Rozległ się dzwonek. Kiedy już wszyscy opuścili boisko, Goram, zaciskając szczęki, ruszył w stronę szkoły. Skierował się wprost do gabinetu dyrektora.
Kiedy Strażnik wszedł, dyrektor zerwał się na równe nogi.
– Inspekcja! – oznajmił Goram krótko i pokazał swój dowód Strażnika.
Dyrektor stwierdziwszy, jak wysoką rangę posiada gość, przełknął dzielnie ślinę i zawołał, że oczywiście, oczywiście, sporo czasu minęło od ostatniego razu, i czym może służyć.
– Chciałbym najpierw odwiedzić pierwszą klasę.
– Och, tak, no tak, ale myślę, że i nauczycielka, i uczniowie będą bardzo stremowani, przyjmując wizytę tak wysokiego urzędnika, więc…
Goram nigdy nie myślał o sobie jako o urzędniku. Szczerze mówiąc, nie cierpiał tego określenia. Być wybranym do grona Strażników to dużo więcej, niż piastować nawet najwyższy urząd.
Dyrektor wskazał rząd ekranów na ścianie.
– Znacznie prościej będzie śledzić zajęcia tutaj. I bardziej dyskretnie; można wyrobić sobie obiektywne zdanie, kiedy ani nauczyciel, ani uczniowie nie starają się wypaść najlepiej jak to możliwe.
Goram poczuł się trochę nieswojo. To przecież forma podglądania czy nawet szpiegowania. Ale, oczywiście, dyrektor miał rację, mówiąc, że w ten sposób łatwiej ogarnąć sytuację.
– Czy nauczyciele i uczniowie wiedzą o tym? – zapytał i usłyszał, że jego głos brzmi nieprzyjemnie i podejrzliwie.
– Nauczyciele, rzecz jasna, o wszystkim wiedzą. Ale uczniowie nie. Tutaj mamy pierwszą klasę. Bardzo dobrze widać, prawda?
Oczywiście widać. Goram czuł się jednak nie najlepiej, kiedy tak siedział i jakby z ukrycia przyglądał się lekcji.
Co gorsza, dyrektor przez cały czas nie przestawał mówić, gorączkowo, ze zdenerwowaniem opowiadał, jaka to jego szkoła jest niezwykła. W końcu Goram musiał dać mu znak ręką, by zamilkł, dopiero potem mógł bez przeszkód słuchać, co mówi nauczycielka.
Читать дальше