– Och, Silje – szeptał. – Silje, Silje, ukochany mój kwiatuszku. Jakże tak delikatna, tak krucha istota może tak zaczarować, tak opętać?
* * *
Eldrid wyjechała. Ona i jej mąż zabrali ze sobą cały swój dobytek i zniknęli w tunelu pod lodowcem. Wiodła tamtędy droga w nieznane, w nieprzyjazny świat.
Kiedy wyjechali, Silje płakała.
Później, wieczorem, zapytała Tengela:
– Dlaczego nie chciałeś zatrzymać żadnych zwierząt? Właściwie były przecież nasze. Podaj mi prawdziwy powód.
Dzieci bawiły się na dworze. Tengel reperował sieci, a Silje sprzątała po wieczerzy.
Westchnął.
– Nie lubisz, kiedy mówię o takich rzeczach.
– Teraz chcę to usłyszeć.
– Jak chcesz, uparciuchu. To znów był ten sprzeciw.
– Sprzeciw? Ach tak, rozumiem. Coś w tobie, w środku stawiało opór, kiedy Eldrid zapytała, czy nie zechciałbyś wziąć zwierząt.
– Tak. Coś tak silnego jak nigdy przedtem. Dlatego pozwoliłem, by je zabrali.
– Nie chcesz jednak opuścić doliny?
Muszę najpierw wyruszyć sam, wywiedzieć się, gdzie możemy się zatrzymać. Przecież nie możemy mieszkać nigdzie indziej, kochanie. Nas, potomków złego Tengela, ścigają wszędzie. Och, to wszystko jest takie straszne!
– Rozumiem cię – powiedziała Silje cichutko. Zerkała na niego ukradkiem. Czy nie pojmował, w jakim była stanie? Miała nadzieję, że nie zauważył.
Tak bardzo, tak strasznie się bała. Ale jeszcze bardziej obawiała się reakcji Tengela. Po niezwykle ciężkich narodzinach Liv powiedział: „Nigdy więcej! Nigdy, nigdy więcej! Jeśli to stanie się raz jeszcze, Silje, zabiję płód. Mam pewien proszek, który działa szybko i bezboleśnie. Następnym razem na nic zdadzą się twoje prośby!”
Musiała przyznać, że dokładnie badała każdą strawę, by sprawdzić, czy nie dosypał tam proszku. Najwyraźniej nie nabrał jednak żadnych podejrzeń. Nawet kiedy kilka dni temu kochali się wieczorem przed domem, nie rozumiał, dlaczego nagle tak łatwo mu się oddała. Dziwiła go tylko nieco jej swawolność.
Oczywiście wiedziała, że pragnienie, by zachować kiełkujące w niej życie, jest szaleństwem. Miała pełną świadomość, co to oznacza. Dziecko mogło okazać się nieodrodnym potomkiem pierwszego Tengela, potworem jak Hanna i Grimar lub jak ta kobieta znad jeziora. Silje widziała ją kiedyś, gdy szła z jajami i serem do Eldrid. Wracała stamtąd zdjęta przerażeniem i dziwiła się, że coś tak prastarego i okropnego w ogóle mogło istnieć. Jej wygląd harmonizował z wnętrzem, kobieta była zła.
Teraz już nie żyła. Wtedy jednak Silje zrozumiała, jakie szczęście mieli Tengel i Sol, że nie zostali dotknięci tak straszliwym dziedzictwem. Wprawdzie większość ludzi uznawała Tengela za odpychającego i przerażającego, ale w oczach Silje nie był taki; dla niej liczyło się przede wszystkim bogactwo jego natury.
Fizyczna szpetota dziecka nie była jedynym zagrożeniem, jakie należało brać pod uwagę. Było bardzo prawdopodobne, że Silje nie przeżyje kolejnego porodu. To właśnie najbardziej niepokoiło Tengela. Ocalenie przy narodzinach Liv zawdzięczała wyłącznie Hannie. A teraz, gdyby przyszło jej wydać na świat dziecko o nienaturalnie szerokich, kanciastych ramionach, czy będzie miała jakiekolwiek szanse wyjść z tego z życiem? Matka Tengela wykrwawiła się na śmierć przy jego narodzinach; matka Sol przeżyła, bo dziewczynka była niezwykle kształtna. Ale Sol nosiła w sobie tę przeklętą schedę, okropną, magiczną siłę. Jej twarz i kocie oczy natychmiast zdradzały, z jakiego pochodzi rodu.
I to ją chciała Silje zabrać z Doliny Ludzi Lodu do Trondelag, gdzie wciąż bezwzględnie ścigano cały ród!
Eldrid mogło się powieść, ona była normalna. Nie stała się jedną z wybranych, choć pochodziła z rodu złego Tengela. U Liv także nie widać było oznak inności. Cóż jednak mogła wiedzieć Silje o dziecku, które nosi pod sercem?
To już prawie czwarty miesiąc. Coraz trudniej ukrywać ten stan przed Tengelem. Na szczęście tym razem nie czuła się tak źle jak poprzednio. Teraz wszystko szło łatwiej. Niedługo jednak jej ciąża stanie się widoczna.
Dwa dni później mieli gościa.
Była to nieoczekiwana, przerażająca wizyta człowieka, który nigdy dotąd nie opuścił swej zagrody. Silje przestraszyła się bardzo. Cóż to mogło oznaczać?
Zrazu Silje nie mogła rozpoznać, kto tak niepewnie wspina się po zboczu. Wkrótce jednak dostrzegła zgiętą wpół sylwetkę, ohydną twarz podobną do karpieli pełnej narośli i wytrzeszczone oczy.
Grimar.
Z uczuciem lęku pokłoniła się kuzynowi Tengela i Hanny i zaprosiła go do środka.
Potrząsnął głową. Kiedy tak stał na podwórzu, przypominał kupę łachmanów. Jego odzienie wyglądało na utkane z pajęczyny i szarej pleśni. Odezwał się ochrypłym głosem:
– Hanna przysłała mnie po was. Chce mówić z wami, ze wszystkimi.
– Dziękuję – powiedziała Silje wystraszona zaproszeniem. – Oczywiście przyjdziemy.
– Nie będzie żadnej uroczystości – dodał staruch szybko.
– Nie, naturalnie, że nie. Pani Hanna chyba nie wstaje z łoża. Tengel i chłopiec są w lesie, poszli po drzewo. Mogą wrócić w każdej chwili. A dziewczynki i ja musimy się ubrać odświętniej. Czy nie zechcielibyście usiąść i posilić się nieco, zanim się przygotujemy? Będziemy wtedy mogli pójść razem.
Odpychająca istota zawahała się i zadziwiona popatrzyła na Silje. Zapraszasz mnie do domu? – zdawał się mówić jego wzrok. Nikt tego dotąd nie robił.
– Tak, tak. Pewnie, że mogę wejść – wymamrotał i poczłapał do środka, ciągnąc za sobą nieopisany smród. Silje popchnęła dziewczynki do sypialni, by wdziały „niedzielne fartuszki”, nędzne szmatki mające zasłonić żałosne codzienne ubranie. Zrobiła to szybko, nim zdążyły odezwać się w niewłaściwy sposób.
Postawiła przed starym najlepsze jadło. Nie było tego dużo, głód tej zimy bardzo ich dotknął. Miała jednak piwo, płaski chleb upieczony z resztek ziarna zebranego z podłogi spichrza i kozi ser. Były też drogocenne maliny moroszki oszczędzane od jesieni.
Grimar posilał się obficie. Jego mlaskanie roznosiło się po całym domu.
Silje pospieszyła do dziewczynek, które już się przebrały i uczesały.
– Pójdziecie teraz porozmawiać z nim, a ja się przebiorę – powiedziała szybko. – Ale ani słowa o jego wyglądzie i zapachu, słyszysz, Liv? Ty, Sol, poradzisz sobie sama, prawda?
– Tak, znam go dobrze – powiedziała Sol jak dorosła kobieta.
No tak, wiedziałam, pomyślała Silje z goryczą.
Nareszcie pojawił się Tengel i wszystko od razu stało się łatwiejsze. Wyruszyli razem, a najedzony Grimar człapał obok.
Dag nie był przygotowany na taką wizytę i o mały włos źle by się to skończyło, gdyż był bardzo porządny, nie lubił brudu i niechlujstwa. Tengel musiał pospiesznie zakryć chłopu usta dłonią, kiedy ten zrobił minę zapowiadającą niestosowną uwagę. W końcu jednak Dag oswoił się z wyglądem Grimara i dostojnie kroczył obok Silje, trzymając się jak najdalej od starego.
Hanna przyjęła ich leżąc w łożu, dokładnie tak jak się spodziewali. W słabym blasku ognia Silje dostrzegła, że Hanna bardzo się postarzała. W końcu starość dopadła i tę czarownicę. Była o jedno pokolenie starsza od swego siostrzeńca Grimara, a o dwa – od Tengela. Silje właściwie cieszyła się ze słabego światła w izbie, bo choć Grimar budził w niej odrazę, to widok Hanny był po stokroć gorszy. Dziedzictwo złego Tengela kwitło tu w pełni.
Читать дальше