Ujrzeli, jak jego lanca staje się coraz cieńsza, coraz bardziej przypominając przezroczysty sopel lodu.
– Nataniel zdołał wyeliminować kolejnego wyznawcę Władców Czasu w Liverpoolu – stwierdził Marco. – Dziękujemy, Natanielu i Ianie! Nie macie pojęcia, jak bardzo jesteśmy wam wdzięczni!
Lanca zniknęła. Pozostała po niej jedynie dziura w lodzie. Kiedy wyjrzeli z kryjówki, zobaczyli, jak straszliwy jeździec niknie w ostatnich migotliwych błyskach.
Przez chwilę stali pogrążeni w ciszy, potem opuścili schronienie.
Lodowiec był pusty.
– Ale wciąż jest jeszcze jeden – przestrzegł Marco. – Ten, który zabrał Runego.
– Wiemy o tym – powiedziała Tova. – Ale musimy iść naprzód, prawda?
– Trzeba zaczekać na sygnał Nataniela, abym mógł wybudzić ich z transu. Potem podejmiemy dalszą wędrówkę. Natychmiast. I tak jesteśmy już bardzo spóźnieni.
Wyciągnęli z groty dwóch nieprzytomnych, potem usiedli przy nich i czekali.
Kto przybędzie pierwszy? Nataniel czy Władca Czasu? Wszystko zależeć będzie od tego, czy Nataniel odnajdzie resztę młodych ludzi i zdoła wybić im z głowy niemądre pomysły.
I co się stało z Runem?
Siedzieli przez jakieś dziesięć minut, kiedy Marco poruszył głową. Na twarzy odmalował mu się wyraz skupienia, jak gdyby czegoś nasłuchiwał.
– Jest sygnał – potwierdził. – Pozostaje tylko ich obudzić.
Poszło mu to bez najmniejszych trudności. Nataniel i Ian prawie od razu otworzyli oczy i usiedli.
– Wszystko w porządku? – spytał zaraz Nataniel.
– Z nami tak. Rozumiem, że odnaleźliście wszystkich wyznawców Władców Czasu i zdołaliście ich „nawrócić”. Ale z Runem nie poszło tak dobrze. Nic nie wiemy o jego losie. Nie wiemy, jak daleko zdołał dotrzeć ostatni z jeźdźców i jaką krzywdę zdołał wyrządzić naszemu przyjacielowi.
Rune nie miał opiekuna, pomyślał Gabriel ze smutkiem. Halkatla także nie.
I obydwoje zginęli.
Wybranym nie pozostawało nic innego, jak ruszyć w drogę. Mieli zadanie do wykonania i nic nie mogło im go przesłonić.
Żadne z nich jednak nie odczuwało już woli walki ani dumy, że zostali do tego wybrani.
Ostatni z Władców Czasu zataczając się dotarł do Lynxa i Tengela Złego.
– Jakoś dziwnie zbladłeś – tonem agresywnego potępienia odezwał się Tengel Zły. – Jesteś prawie przezroczysty! Co się stało?
– Przynoszę ci… zdobycz, o Nieśmiertelny – wydusił z siebie Władca Czasu. Jego donośny przedtem głos brzmiał jak szept. – Dobra zdobycz… Jeszcze jeden… nieśmiertelny.
– Nieśmiertelny? – Oczy Złego zalśniły podejrzliwością. – Poza mną nie ma nikogo, kto posiadł wieczne życie!
– Wśród nich… jest więcej takich… którzy sprzeciwili się prawom… czasu – jęknął rycerz. – Przyjemnością będzie… móc… zniszczyć…
Dalszych słów nie zdołał wypowiedzieć.
– Więcej? – histerycznie wrzasnął Tengel. – I co masz na myśli, mówiąc o zdobyczy? Nikogo nie widzę!
Władca Czasu usiłował się zorientować, co wiezie ze sobą na koniu.
– Ja… chyba… go zgubiłem. Taki… zmęczony… Nie mogę…
– Jakiego nieśmiertelnego zgubiłeś? – złowieszczo warknął Tengel Zły.
– Stworzonego… w Ogrodzie Edenu… Potężnego… mocarnego…
– Co takiego? Mów składnie! Do niczego się nie nadajesz!
– Niebezpieczny… Dali mu… ludzką postać… Oni!
Tengel Zły mało nie pękł z niecierpliwości. Lynx natomiast zachował swą zwykłą flegmę i obojętność.
Władca Czasu był już tak przezroczysty jak odbicie światła w powietrzu. Chciał coś powiedzieć, ale ledwie był w stanie sformułować myśli, czuł bowiem, że siły opuszczają go w zastraszającym tempie.
– Ty łajdaku – syknął do Tengela Złego. – Z całą świadomością… posłałeś nas… do nich… na pewną zgubę… Oni są… zbyt potężni…
– Nonsens! Zwykli ludzie?
– Nie, ty nędzny Nieśmiertelny… który niestety… zdobyłeś władzę nad czasem… Nie. Jeden z nich… ma… skórę… lśniącą… czarno…
Wargi Tengela wykrzywiły się z pogardą.
– Czarnuch? Murzyn?
– Nie… taki blask…
Władca Czasu wydał z siebie przenikliwy okrzyk przerażenia i rozpłynął się w powietrzu.
Nastąpiło to w tej samej chwili, kiedy Ian i Nataniel zniszczyli „świątynię”, urządzoną ku czci Władców Czasu, i wymazali ich wspomnienie z pamięci dzieci w dalekiej Anglii.
Tengelowi Złemu na moment całkiem odebrało mowę. Niepojęte, że ci nic nie znaczący potomkowie Ludzi Lodu zdołali zniszczyć Władców Czasu. To niemożliwe!
Opamiętał się wreszcie i skierował swój gniew na Lynxa:
– Wyślij kogoś, by odnalazł tego, który spadł mu z konia!
– Panie, nie mamy już kogo wysłać.
O, zamknij się, pomyślał Tengel Zły. Nie zdążę nikogo sprowadzić. Ci nędznicy stoją już u wejścia do Doliny.
– To sam idź! – wrzasnął. – Nie potrafisz myśleć?
Lynx, obrzuciwszy swego pana nic nie mówiącym spojrzeniem, zniknął.
Tengel został sam przy znienawidzonym niewidzialnym murze.
Czarno połyskująca skóra? Gdzie on to już słyszał?
Nie najlepiej się orientował w historii stworzenia, wiedział jednak, że tam było coś podobnego. Coś o istotach o czarnej skórze i…
Kogo by się poradzić? Kto mógł to wiedzieć?
Szatan? Nie, ta tchórzliwa gnida uciekła.
Kto mu jeszcze został, kogo nie wykorzystał do tej pory?
Chacmool? Meksykański bóg śmierci, którego trzymał w rezerwie; jego kamienny posąg znajdował się w dżungli w Meksyku. Chacmool spoczywał w pozycji półleżącej, spoglądając na swych wyznawców gniewnym wzrokiem. Na brzuchu miał misę, wkładano do niej serca ludzi złożonych mu w ofierze.
On rzeczywiście by mu się nadał, uznał Tengel Zły.
Ale, nie, niestety. Ten kult wyginął już dawno temu. Konkwistadorzy położyli mu kres.
Tengel Zły w istocie wiedział bardzo wiele o orędownikach zła w zamierzchłych czasach. Nauczył się tego u Źródeł Zła. O dobrych mocach jednak wiedział żałośnie mało.
Nagle twarz mu się rozjaśniła. Ahriman! Oczywiście! Zły duch Partów! Książę ciemności i kłamstwa. Ta wiara wciąż żyje. A ponieważ Ahriman był mniej więcej współczesny Ogrodowi Edenu, wiedział może coś o tej figurze, którą Władca Czasu zawieruszył po drodze?
Wezwał Ahrimana, jedną z największych postaci w historii religii świata.
Jego wizerunków w sztuce jest niewiele, a te, które istnieją, są niezdarne, wykonane po amatorsku. Ahriman przybył skradając się jak wąż, sposób jego chodzenia przypominał pełzanie gada.
Udawał, że Tengel nie robi na nim żadnego wrażenia, lecz obaj wiedzieli, że z nich dwóch przodek Ludzi Lodu jest silniejszy. Tengel Zły był władcą wszystkich mrocznych mocy na świecie.
Ahriman jednak nie chciał przyjąć tego do wiadomości.
– Czego ode mnie chcesz? – spytał obojętnie.
– Informacji. Dwóch istotnych wyjaśnień. Kto jeszcze był w Ogrodzie Edenu? Jakaś istota z przypominającej drewno materii, ale posiadająca ludzką postać?
Ahriman, nie mając pojęcia, o kim Tengel Zły mówi, wykręcił się od powiedzenia tego wprost, podlizując się Złemu i wychwalając go. Tengel, istota bezgranicznie próżna, przez jakiś czas znajdował w jego słowach zadowolenie, aż wreszcie uznał, że Ahriman przesadził.
– Obrzydliwy kłamco, opiekuńczy duchu wszystkich łgarzy, przecież ty nic o tym nie wiesz! – wrzasnął. – Odpowiedz mi więc na to: Kto ma czarną skórę? Pamiętaj, że nie chodzi mi o ludzi!
Читать дальше