Przez chwilę rozmawiali o tym, co się wydarzyło, a wreszcie Marco wyjaśnił, w jakim celu wezwali Benedikte.
– Czy mogłabyś potrzymać ten skrawek w dłoni i sprawdzić, czy czegoś się o nich nie dowiesz? – poprosił.
Benedikte, ucieszona, że nareszcie może się na coś przydać, wzięła do ręki materiał. Już dawno nie miała okazji wykorzystywać swych zdolności.
Skoncentrowała się, a oni czekali w napięciu. I tak nic innego nie mogli zrobić, droga do Doliny była odcięta.
Benedikte wrażliwymi palcami dotykała ciemnej, zbutwiałej materii. Pogładziła ją kciukiem, zamknęła w dłoni.
Wreszcie zmarszczyła brwi.
– Nie nosiła tego żadna siła natury.
– Tak, my także do tego doszliśmy – powiedział Marco. – Sądzę, że Władcy Czasu należą do świata mitów, ale to niemożliwe. Muszą wywodzić się z jakiejś istniejącej religii.
– Nie – cicho powiedziała Benedikte.
– Co takiego? Muszą mieć wyznawców, inaczej by ich tutaj nie było. Bogowie, w których nikt nie wierzy, przestają istnieć.
– Właściciel tego strzępka nie jest bogiem. Jest pojęciem.
– Na miłość boską! – zdumiał się Nataniel. – Czyżby Tengel Zły potrafił ożywić abstrakcyjne pojęcia?
– Nie. Jak mówicie, muszą mieć swoich wyznawców. Ale ja tego nie rozumiem.
– Czy możesz się dowiedzieć, w jakim jest wieku?
Benedikte znów skupiła się na swym zadaniu.
– Stary – powiedziała. – Bardzo stary.
Jej twarz wyrażała zdziwienie.
– Nie rozumiem… Wiara w nich wyginęła już bardzo, bardzo dawno temu. A jednak przybyli tutaj! Nie, z tego skrawka nie wydobędę już więcej informacji. Oprócz tego, że są źli.
– O tym jesteśmy przekonani – powiedział Nataniel. – Inaczej Tengel Zły nie sprowadziłby ich tutaj.
Benedikte westchnęła.
– Przykro mi, ale nic więcej nie dostrzegam. Szkoda.
– I tak sporo nam powiedziałaś – pocieszył ją Marco.
Czuli, że znów opanowuje ich zniechęcenie.
I wtedy nagle Ian podniósł głowę.
– Ale ze mnie idiota!
– Naprawdę? – droczył się z nim Nataniel. – No dobrze, co się stało?
– Lords of Time! Nie pomyślałem o angielskiej wersji ich imienia!
– Co takiego? Wiesz coś o nich? – niecierpliwie dopytywała się Tova.
Gabriel już wcześniej wyciągnął notatnik i zdążył sporo zapisać. Teraz nastawił uszu, trzymając długopis w pogotowiu. Czuł, że za chwilę usłyszy coś nadzwyczaj interesującego.
– To bardzo, bardzo stara legenda – zaczął mówić Ian. – Jeszcze z czasów mglistej przeszłości Celtów. Jedno z plemion celtyckich nosiło nazwę Goidelowie, właśnie oni wierzyli w jakieś dziwne istoty. Wśród nich byli także The Lords of Time – Władcy Czasu. Było ich trzech, to się zgadza.
– Dobrze, Ianie – przerwał mu Marco. – Ale dlaczego akurat trzech?
– Tego nie wiem. Pamiętajcie, że jestem tylko niewykształconym robotnikiem.
– Ale znajome ci jest coś tak szczególnego, jak mitologia Goidelów?
– Owszem, ale to ma swoje przyczyny.
– Goidelowie już chyba nie istnieją? – wtrącił Rune.
– Obecnie nazywa się ich Gaelami – odparł Ian.
– Ale chyba w ich bogów przestano wierzyć już całe wieki temu?
– Zgadza się, ale widzicie, w Liverpoolu, skąd przyjechałem, pojawiła się grupa młodych studentów, która przywróciła do życia dawne mity.
– A więc to tak – pokiwał głową Nataniel. – Mów dalej, Ianie, to zaczyna być naprawdę interesujące. Co ich do tego skłoniło? Dlaczego wyciągnęli z dawien dawna porośnięte mchem opowieści?
– Na pewno studiowali wierzenia Celtów – domyśliła się Tova. – Przejęli całą mitologię?
– Nie, nie, ani jedno, ani drugie. Sprawa jest znacznie prostsza i wyjaśnia, dlaczego ma o niej pojęcie ktoś tak nieoświecony jak ja – uśmiechnął się Ian.
– A więc?
Źle się wyraziłem, nazywając ich studentami. To byli uczniowie, młodzi chłopcy w wieku od dziesięciu do osiemnastu lat, a przyczyną, dla której tak się zainteresowali Władcami Czasu, była seria komiksów pod tytułem Lords of Time.
Zapadła pełna zdumienia cisza.
– Co ty opowiadasz? – wybuchnął Nataniel.
– To prawda. Sam kupowałem te komiksy.
– Nie masz przypadkiem jakiegoś przy sobie? – żartobliwie spytała Benedikte.
– Niestety nie – roześmiał się Ian. – Nie zabrałem z domu.
– Szkoda – mruknął Nataniel.
– Ale czy postacie z komiksów przypominały te, które widzieliśmy?
– Nie bardzo. Rzeczywiście byli to konni jeźdźcy, dotąd się zgadza. Ale rysownik, twórca serii, po prostu wyobraził sobie, jak mogliby wyglądać. Ci, którzy się tu pojawili, zapewne są tymi właściwymi.
– Musiał go zafascynować dawny celtycki mit – stwierdziła Tova. – Narysował komiks i nieźle na tym zarobił.
– Ale jak oni się tu znaleźli? – ostrożnie spytał Gabriel.
– Domyślam się tego – odpowiedział Nataniel, obejmując szczupłe ramiona swego bratanka. – Tych młodych chłopców seria musiała zauroczyć, to całkiem normalne. Stworzyli kult Władców Czasu, przypuszczam, że niektórzy z nich wręcz uwierzyli w ich istnienie. Sądzę, że czcili ich jako swego rodzaju wyższe istoty.
Ian potwierdził jego słowa.
– Lords of Time z komiksów są bardzo przystojni. Upiększeni. Ci, których my widzieliśmy, są tylko straszni.
Marco nie odzywał się od dobrej chwili. Teraz powiedział:
– Wiemy już więc, kim są. Wiemy także, kto ich czci.
– Nie chcesz chyba powiedzieć, że upiorni rycerze pojawili się tylko dlatego, że wierzy w nich kilku uczniaków? – wykrzyknęła Tova.
– Dlaczego nie? Jeśli wiara dzieci jest dostatecznie silna i szczera… Wystarczy, aby uwierzyła jedna osoba.
– No tak – włączył się w rozmowę Gabriel. – Na własne oczy widzieliśmy przecież cztery duchy Taran-gai, z Shamą pięć. A jedynym żyjącym Taran-gaiczykiem jest Tengel Zły! Więcej nie trzeba!
– Chcecie powiedzieć, że Kaczor Donald i Myszka Miki mogą ożyć, jeśli tylko ktoś uwierzy w ich istnienie? – z niedowierzaniem spytała Tova.
– Nie, oczywiście, że nie! Oni nie są bogami.
– Diabli wiedzą! I co macie zamiar z tym zrobić? – Tova starała się myśleć trzeźwo i logicznie. – Pojechać do Liverpoolu i powystrzelać całą tę gromadkę?
– Nie zastosujemy aż tak drastycznych metod – uspokoił ją Marco. – Ale nie jesteś daleka od prawdy.
– Co takiego? Mamy przerwać wyprawę?
– Ty nie. Tylko Ian. I Nataniel.
– Ależ nie możemy czekać na ich powrót z tak długiej i kłopotliwej podróży!
– Jeśli pozwolisz mi wypowiedzieć się do końca, to wkrótce będziemy mogli zacząć. Przy mojej pomocy wyprawią się w podróż poza ciałem.
– Oczywiście! – Twarz Nataniela się rozjaśniła. – Tak jak ty i ja, Tovo, byliśmy w Japonii.
– Właśnie – odparł Marco. – Tak będzie o wiele szybciej. Ianie, czy wiesz, gdzie ci młodzi ludzie się spotykają?
Irlandczyk zastanawiał się chwilę.
– Owszem, znam troje z nich. Mieli swoje „tajemne” miejsce, o którym wszyscy wiedzieli. Leżało nie w dzielnicy, gdzie mieszkałem, raczej bliżej miejsca pracy. Wiem o tym, ponieważ eksperymentowali z jakimś materiałem wybuchowym i kilka pojemników ze śmieciami wyleciało w powietrze. Gazety o tym pisały, wspominając przy okazji ich zainteresowanie dawnymi celtyckimi mitami, które poznali za pośrednictwem komiksów Lords of Time.
– Czy chłopców było tylko trzech?
– Nie, w gazecie mowa była o czterech chłopcach i jednej dziewczynie.
Читать дальше