Margit Sandemo - Fatalny Dzień
Здесь есть возможность читать онлайн «Margit Sandemo - Fatalny Dzień» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Fatalny Dzień
- Автор:
- Жанр:
- Год:неизвестен
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:3 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 60
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Fatalny Dzień: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Fatalny Dzień»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Fatalny Dzień — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Fatalny Dzień», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
Obudził się, ale jego towarzysze spali. W każdym razie ci, którzy potrzebowali snu.
Rozejrzał się. Lód połyskiwał fantastycznymi chłodnymi kolorami, za nim wnosiła się czarna, chropowata skała. W górze widoczny był wąski pasek nieba, niewielki, bo poprzedniego wieczoru schowali się głęboko.
Wyglądało na to, że będzie pogoda, choć bez słońca. Świadczyła o tym wysoka, jasna pokrywa chmur, jeśli w ogóle można było oceniać pogodę siedząc pod skalną półką.
Musiał już być świt, wczesny ranek.
Władcy Czasu…?
Na ich wspomnienie przeszyło go ukłucie strachu. Ale, o ile dobrze sobie przypominał, od dawna już nie słyszał tych dudniących kopyt. A jego przyjaciele śpią tak spokojnie…
Podniósł się i odwrócił głowę. Zobaczył, że Rune i Halkatla siedzą, otoczywszy ramionami kolana, i uśmiechają się do niego. Gabriel natychmiast się do nich podczołgał.
– Czy oni odeszli? – spytał cichutko.
– Tak przypuszczamy – odszepnął Rune. – Ale pozwoliliśmy wam spać, bo naprawdę potrzebowaliście odpoczynku.
Marco, obudzony dźwiękiem ich głosów, także się podniósł. Choć co prawda żadne z nich nie było do końca przekonane, czy Marco kiedykolwiek zasypia. Wciąż pozostawał dla nich zagadką.
– Rzeczywiście wspaniale było choć trochę odpocząć – przyznał Gabriel. – Odzyskałem formę i gotów jestem na wszystko.
– Świetnie – powiedział Marco. – A jak nogi?
– Nie miałem jeszcze czasu sprawdzić.
– Przykro mi, ale niestety znów będziesz musiał włożyć kalosze. Nie możesz maszerować w sandałach po lodowcu. Nie zabrałeś żadnych skórzanych butów?
– Miałem parę grubych butów – odparł Gabriel żałosnym głosem. – Ale jeden zgubiłem, kiedy spadłem w przepaść w Gudbrandsdalen, a drugiego nie zabrałem chyba ze szpitala.
– Rozumiem. Głupio, powinniśmy byli kupić ci nowe buty w Oppdal.
– Nie pomyślałem o tym.
– My też nie – uśmiechnął się Marco. – Przynieś kalosze!
Marco na nowo posypał stopy chłopca cudownie chłodzącym dezynfekującym proszkiem i owinął je bandażem. Potem wspólnie z Halkatlą i Runem naciągnęli mu kalosze. Gabriel z bólu mocno zagryzał wargi. Obudzili się już wszyscy i zaczęli czynić przygotowania do dalszej drogi.
Kiedy już trochę się oporządzili i posilili, Nataniel poprosił Halkatlę, aby stała się niewidzialna i wyszła na lodowiec.
– Rozejrzyj się dobrze, czy nigdzie nie widać Władców Czasu – przykazał.
– Sprawdzę bardzo dokładnie – zapewniła Halkatla dumna z okazanego jej zaufania.
Zniknęła. Gabriel się przestraszył; często zapominał, że Halkatla jest duchem z czternastego wieku. Traktował ją jako jedną z wybranych, żywą, ale… słyszał przecież, jak się wieczorem użalała, że nie może towarzyszyć im w Dolinie, że jej czas dobiegnie końca. Nie zastanawiał się wówczas nad tym, co powiedziała, był zbyt zmęczony.
Teraz rozumiał ją lepiej.
Posmutniał. Nie chciał tracić tak dobrego przyjaciela, jakim okazała się Halkatla.
– Uważaj na siebie! – wyrwało mu się z głębi serca.
Pojawiła się jeszcze na moment i podniosła w górę kciuk. Widać ceniła sobie jego troskę.
Halkatla wyszła na oślepiające światło. Słońce nie świeciło, ale pokrywa chmur była tak cienka i jasna, że światło stawało się przez to jeszcze ostrzejsze. Musiała na chwilę zmrużyć oczy, żeby wyostrzyć wzrok.
Oślepiona, zachowywała tym większą ostrożność. Powoli wyczołgiwała się z otworu między skałą a lodem.
Na razie nic nie było widać. Tętentu kopyt nie słyszano już od wielu godzin. A więc trzej straszliwi władający czasem jeźdźcy byli jednak rycerzami nocy.
Halkatla rozglądała się uważnie, bez pośpiechu.
Wreszcie zawołała:
– Droga wolna!
Wszyscy opuścili kryjówkę i Halkatla się zmaterializowała, głównie dlatego, że wpadł na nią Ian. Podskoczył przestraszony, kiedy pojawiła się tuż przed nim.
Oboje wybuchnęli śmiechem.
Dzień rozpoczął się wesoło.
– Czy ośmielimy się przejść na drugą stronę na przełaj, przez lodowiec? – spytał Nataniel. – Czy raczej powinniśmy go okrążyć, idąc wzdłuż krawędzi?
Marco się wahał.
– Przecież nie ludzi się boimy. Władców Czasu także nigdzie nie widać. Dlaczego więc mielibyśmy się chować?
Wszyscy zgadzali się z jego tokiem myślenia. Obchodzenie lodowca opóźniłoby ich marsz o wiele godzin.
Wyruszyli więc na wielką lodową płaszczyznę, siedem małych ciemnych kropek na olbrzymim nieruchomym morzu…
Powierzchnia lodowca wcale nie była równa. Potworzyły się na niej muldy i wybrzuszenia, znienacka otwierały się zdradliwe szczeliny i rozpadliny o ścianach tak stromych i gładkich, że osoba, która by w nie wpadła, nie zdołałaby się niczego przytrzymać.
Posuwali się zwartą grupką. Halkatla szła pierwsza, nic bowiem nie ważyła i dzięki temu mogła odnajdywać czyhające na przyjaciół lodowe pułapki i prowadzić ich bezpieczną drogą.
Gabrielowi znów zaczęły dawać się we znaki otarcia na stopach. Maszerował za Runem, a za plecami miał Nataniela. Od ostrego światła bolały go oczy. Niestety, nikt nie zabrał okularów przeciwsłonecznych, a bardzo by się im teraz przydały.
– W każdym razie ładnie się opalimy – wesoło powiedziała Tova. A potem dodała już mniej radosnym tonem: – Ciekawe tylko, czy komuś będziemy mogli się pokazać.
– Czyżby Lynx nie miał dzisiaj zamiaru atakować? – spytał Ian.
– Nie ma kogo wysłać – odparł Marco. – A samemu nie chce mu się wysilać.
– Rozmawialiśmy już o tym wcześniej, ale czy on aby przypadkiem nie boi się zbliżyć do jasnej wody? – zastanawiał się Nataniel. – Pamiętajcie, zaatakował Ellen dopiero wtedy, gdy zakopała swoją butelkę.
Nataniel urwał. Myśl o Ellen zawsze wywoływała ból.
Towarzysze także pogrążyli się w milczeniu. Wesoły nastrój prysnął jak bańka mydlana.
Wędrówka przez lodowiec okazała się bardzo czasochłonna. Musieli wspinać się po śliskim jak szkło lodzie, obmacywać niepewne podłoże, przeciskać przez wąskie szczeliny.
W końcu wyszli na sporą otwartą przestrzeń, po której łatwiej było się poruszać.
– Idzie się prawie jak po podłodze – westchnął Gabriel z ulgą.
Marco rozejrzał się dokoła.
– Przebyliśmy już połowę drogi – oznajmił z radością. I dodał: – Tak mi się wydaje.
– Jasne! Jak się odwrócicie i zobaczycie, ile już uszliśmy, łatwiej będzie patrzeć na to, co mamy jeszcze przed sobą – zawtórowała mu Tova.
Odwrócili się więc i uderzyli w krzyk.
Za nimi podążał olbrzymi jeździec. Jego sylwetka nie była tak wyraźna jak nocą, lecz bardziej zamglona, przypominała figurę z lodu, która wyrosła z wnętrza lodowca.
– Biegiem! – zawołał Marco. – Co sił w nogach! Halkatlo, ty wskażesz nam drogę!
To dlatego nie zauważyliśmy go wcześniej, myślał Gabriel, czując, że ma serce w gardle. Jego prawdziwa postać wyłania się dopiero nocą. Za dnia jest przezroczysty, jakby utkany ze światła.
Poczuli, jak lód zatrząsł się pod uderzeniami ogromnych kopyt. Jeździec był coraz bliżej.
– Tengelu Dobry! – zawołał Nataniel.
– Jesteśmy tutaj – rozległ się głos obok niego. – Ale przeciw Władcom Czasu nic nie możemy zrobić. Sądzę jednak, że butelki was chronią.
Lód rozciągał się przed nimi bezkresny. Nie mieli żadnych szans.
– Tam dalej jest szczelina! – zawołała Halkatla. – Prędko, tam się schronimy.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Fatalny Dzień»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Fatalny Dzień» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Fatalny Dzień» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.