Margit Sandemo - Fatalny Dzień
Здесь есть возможность читать онлайн «Margit Sandemo - Fatalny Dzień» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Fatalny Dzień
- Автор:
- Жанр:
- Год:неизвестен
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:3 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 60
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Fatalny Dzień: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Fatalny Dzień»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Fatalny Dzień — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Fatalny Dzień», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
– A jeśli wilki… i te inne potwory powrócą?
– Te inne potwory to były zwykłe demony. Nimi nie musimy się przejmować, pochwycimy je w każdej chwili. Ale wilki, wilki… Co to ma znaczyć? Jakichż to sojuszników mają Ludzie Lodu, że ja ich nie znam?
Nagle w oczach błysnęła mu przebiegłość. Powoli dojrzewała decyzja.
– No cóż, udało im się zniszczyć te armie! Ale teraz będą musieli pomyśleć o czymś innym! Włącz do walki ostatnie oddziały!
– Ale…
– Otrzymają pomoc! Uwierz mi, przybędzie odsiecz, o jakiej nikomu się nie śniło. Moich wrogów czeka prawdziwa niespodzianka. Postanowiłem użyć ostatniej, najmocniejszej karty! Odejdź, chcę przy tym zostać sam.
Targenor ku swej rozpaczy ujrzał, że przez równinę suną ku nim kolejne wrogie zastępy.
– Znów potrzebna nam jest Tula i wilki – mruknął. – Musimy je wezwać, mimo że nie chcemy niepokoić czarnych aniołów.
Nagle Dida przesunęła wzrokiem po przeciwległym paśmie gór.
– Targenorze – szepnęła, ściskając syna za ramię. – Targenorze! Co to jest?
Wszyscy znieruchomieli na swych pozycjach. Zapomnieli o nadciągających nieprzyjaciołach, o broni, jaką trzymali w ręku. Wpatrywali się w niesamowity widok.
Ale i wrogowie się zatrzymali. Wszyscy obecni na płaskowyżu zastygli w bezruchu, jakby skamienieli w najprzeróżniejszych pozach lub brali udział w tworzeniu niemego obrazu.
Nie mogli uwierzyć własnym oczom.
Tengel Zły przyglądał się temu ze swego punktu obserwacyjnego w bezpiecznej odległości od walczących.
Zaniósł się chrapliwym, szyderczym śmiechem.
– No i co wy na to, nędzne robaki? – zawołał, choć wiedział, że go nie usłyszą. – Jak teraz wyglądacie, wy i wasze zaklęte wilki?
Lynx wyprawił do boju ostatnie posiłki i wrócił do swego władcy. On także zaniemówił. Nie mógł oderwać oczu od trzech szczytów, rysujących się na tle nocnego nieba.
Potem zwrócił spojrzenie na swego pana i mistrza, spojrzenie pełne niedowierzania.
Nareszcie z całkowicie pozbawionej wyrazu twarzy Lynxa dało się odczytać jakieś uczucie. Było nim szczere, przeogromne zdumienie.
ROZDZIAŁ XII
Mały Gabriel musiał wreszcie przyznać się do swoich dolegliwości. Nie mógł już dłużej stąpać na poranionych stopach.
Zatrzymali się dokładnie tam, gdzie byli. Nie było to najszczęśliwiej wybrane miejsce. Nad nimi wznosiło się pionowo zbocze góry. Co prawda nie wydawała się już tak wysoka, znajdowali się bowiem w połowie drogi do wierzchołka, ale tylko i wyłącznie dzięki temu, że teren wzdłuż skalnej ściany wyraźnie się wznosił. W miejscu jednak, gdzie zrobili postój, był to ledwie na metr szeroki pas ziemi z paroma kępkami trawy, której można by się uchwycić.
Nie zmieniało to jednak faktu, że Gabriel rozpłakał się z bólu.
Marco ostrożnie ściągnął mu kalosze i skarpetki.
– Ojoj! – rzekł ze współczuciem, kiedy ujrzał pęcherze. – Za długo już z tym chodzisz, chłopcze! Powinieneś był powiedzieć wcześniej.
– Nie chciałem opóźniać wyprawy – zaszlochał nieszczęśliwy Gabriel.
– Tova, możesz mi podać bandaże? I talk dezynfekujący. Dziękuję! Zobaczymy, czy to pomoże, Gabrielu. Masz jakieś inne buty?
– Tylko sandały.
– Dobrze, niech będą sandały.
Nataniel znalazł buty w plecaku Gabriela; chłopiec włożył je na czyste skarpetki i ostrożnie stanął.
– I jak? – spytał Marco. – Lepiej?
– O wiele – odparł Gabriel, ale nie sposób było nie zauważyć, jak słabo zabrzmiał jego głos. Zmęczeni byli wszyscy, czego więc wymagać od dwunastolatka?
Marco zatroskany rozejrzał się dokoła.
– Przydałby nam się całonocny wypoczynek, ale jak to zrobić, tutaj? Będziemy musieli przejść jeszcze kawałek. Może znajdziemy odpowiednie…
Urwał nagle. Halkatla mocno uścisnęła go za ramię, Rune także wskazywał na zmianę, jaka zaszła w otaczającym ich krajobrazie.
Wszyscy się poderwali.
Na trzech szczytach rysujących się przed nimi pojawiło się coś nowego.
– Dobry Boże – szepnął Nataniel. – Co to może być?
– Najgorzej, że to jest przed nami – mruknął Marco. – Tam, którędy powinniśmy przejść.
Ujrzeli nadnaturalnej wielkości sylwetki trzech jeźdźców na koniach.
– ”Zgryzoty wnet się zmieniły w ciągnące wóz wałachy, ponure dni w wędzidła” cicho zacytowała Tova.
Konie były czarne jak węgiel, olbrzymie, z chrapów buchała im niebieskawa para. Peleryny czarno odzianych jeźdźców powiewały na wietrze niczym zdarte żagle podczas burzy. Straszliwe oblicza, płomienne oczy i rozciągnięte w straszliwym uśmiechu usta dostrzec się dało tylko przelotnie, kiedy odrzucali głowy tak, że na moment padało na nie blade światło księżyca. Dłonie w czarnych rękawicach trzymały nabijane srebrem cugle, a z pasów zwisały ciężkie, bogato zdobione miecze.
Byli tak ogromni, że garstka wybranych mogła dostrzec takie szczegóły, pomimo iż dwa ze szczytów znajdowały się w odległości kilku kilometrów od nich. Trzeci zamykał drogę, którą właśnie wędrowali. Nikt z siedmiorga nie miał wątpliwości, że wkrótce, już niedługo, zostaną odkryci.
– Kim oni są? – powtórzyła Tova.
– Słyszałem o nich – wolno odpowiedział Marco. – Sądziłem jednak, że to tylko legenda.
Czekali w napięciu, pewni, że zaraz wyjaśni zagadkę.
– Nazywani są Władcami Czasu. A ponieważ czas jest nieprzekupny i niezwyciężony, oni także są tacy.
– Ale Tengel Zły przeciągnął ich na swoją stronę? – zdumiał się Ian.
– Nie ma w tym nic dziwnego. Właśnie czas jest jednym z najgroźniejszych wrogów ludzi. I być może da się wytłumaczyć, dlaczego występują właśnie przeciw nam.
Gabriel chciał zapytać, co ma na myśli, ale ubiegła go Tova.
– A więc ci imponujący rycerze są czymś takim jak Norny? – zastanawiała się dziewczyna. – Jak boginie losu, Urd, Werdandi i Skuld? Tego co minęło, co jest i co będzie?
– No, nie całkiem – odparł Marco. – Takie boginie istnieją poza tym w mitologii greckiej i rzymskiej, nazywane Mojrami i Parkami, czuwają nad narodzinami, życiem i śmiercią. Przędą, splatają i przecinają nić życia. Nie, Władcy Czasu symbolizują co innego. Wywodzą się też z innej mitologii, bardziej nam obcej. Dlaczego jest ich trzech, nie pamiętam, i nie mam czasu, żeby się nad tym zastanawiać. Są w każdym razie nieubłagani, bezlitośni, tak jak upływający czas.
Gabriel skorzystał z okazji, by wtrącić swoje pytanie:
– Powiedziałeś, że to zrozumiałe, że występują właśnie przeciwko nam.
– Tak. Halkatlo, ty szczególnie powinnaś mieć się na baczności! Powracając do życia złamałaś jedno z praw czasu.
Halkatla przysunęła się do skały.
– Nie tylko ona nie usłuchała praw czasu – rzekł Nataniel. – Na przykład ty, Marco, do ciebie najbardziej pasuje określenie „bezczasowy”.
– To prawda – przyznał Marco. – Także sytuacja Runego, który jest nieśmiertelny, może być kiepska.
– I Tovy, przecież ona podjęła podróż w czasie.
– Ty także, Natanielu – przypomniała mu kuzynka. – Wyprawiłeś się, żeby mnie odszukać.
– A Ian, który miał już przekroczyć granicę śmierci otrzymał nowe życie – pokiwała głową Halkatla. – Właściwie w ich oczach tylko mały Gabriel zachował się przyzwoicie.
– Obudziliśmy ich gniew, niemal wszyscy – powiedział zgnębiony Rune.
– Myślicie, że nas zaatakują? – drżącymi wargami spytał Gabriel.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Fatalny Dzień»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Fatalny Dzień» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Fatalny Dzień» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.