Margit Sandemo - Fatalny Dzień
Здесь есть возможность читать онлайн «Margit Sandemo - Fatalny Dzień» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Fatalny Dzień
- Автор:
- Жанр:
- Год:неизвестен
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:3 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 60
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Fatalny Dzień: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Fatalny Dzień»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Fatalny Dzień — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Fatalny Dzień», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
O wiele lepiej mieć osobistą nianię, to znaczy opiekuna. Można się wtedy z nim bezpośrednio skomunikować, czuć, że jest obok. „W pełni rozwinięte dusze”.
Ładnie to brzmi. Ciekawe, czy i ja zostanę kiedyś czyimś opiekunem. Ale ja przecież jestem z Ludzi Lodu, a to coś szczególnego.
Sprawdził, czy przypadkiem nie dostrzeże opiekuna Iana, ale nic nie zobaczył.
Spojrzenie zamyślonego Gabriela padło na Runego.
Przez cały ten czas Rune nie odezwał się ani słowem. Jego brązowe oczy jakby umarły z żalu.
ROZDZIAŁ XIV
Cóż za ponure miasto, stwierdził Nataniel znalazłszy się w Liverpoolu. Chyba trochę niesprawiedliwie, ponieważ trafili do najbrzydszej dzielnicy.
Ian nie mógł ruszyć się z miejsca. Jak dziwnie tutaj wrócić, pomyślał. Wąskie tory kolejki, dojeżdżającej tylko do fabryki, wysokie kominy, z których bucha cuchnący dym.
Szarzyzna, brzydkie, jednakowe domy…
Próbował zmusić się do jakiegoś lokalnego patriotyzmu, lecz bez skutku.
Moje miejsce już nie jest tutaj. Ludzie Lodu weszli mi w krew, Norwegia, ojczyzna mojej matki, stała mi się bliższa. Nic dziwnego, że ona tak pragnęła stąd wyjechać!
Biedna, udręczona matka, nigdy zbyt wiele o niej nie myślałem, po prostu była. Dopiero pod koniec jej życia zainteresowałem się nią tak, jak powinienem. Słuchałem opowieści o wymarzonej Norwegii, o Sandnessjoen, którego nigdy już nie ujrzała.
Wspomnienia ściskały mu serce.
Skupił się na teraźniejszości, na smutnych, szarych domach w fabrycznej dzielnicy Liverpoolu.
Miał tu do spełnienia, ważne zadanie. Dobrze było mieć jakiś cel.
– Tam jest barak, w którym spotykają się chłopcy – powiedział wskazując na walącą się szopę z dachem z zardzewiałej blachy i zepsutym oknem. Stała tuż przy torach, przy ścianie ułożono stare podkłady i szyny. Z zeschniętej ziemi wyrastały pokrzywy.
Przedziwne uczucie, pomyślał Ian. Marco powiedział, że będziemy wyglądać jak normalni ludzie, będziemy mogli rozmawiać z innymi. A jednak jesteśmy tylko obrazami przesyłanymi myślą. Nasze ciała leżą w zimnej grocie pod górskim lodowcem w Siedzibie Złych Mocy. Jesteśmy w dwóch miejscach naraz. Czytałem o takich doznaniach poza ciałem. Podobno noaidowie, czarownicy lapońscy, są ekspertami w tej dziedzinie.
Ale to Marco przysłał nas tutaj.
Niezwykła osoba ten Marco. To jemu mogę dziękować za przywrócenie mi życia. Inaczej nigdy bym się nie zdecydował na tak nieprawdopodobny eksperyment.
A może jednak?
Po przyjeździe do Norwegii wszystkie wartości życiowe, które uznawałem, zostały postawione na głowie. To, co kiedyś uważałem za grzeszące przesadą wymysły ludzi obdarzonych zbyt bujną wyobraźnią, teraz wydaje mi się całkiem naturalne. Poza tym stałem się członkiem najwspanialszej chyba grupy na świecie. W każdym razie do tej pory nie spotkałem tak cudownych ludzi jak oni. Takich prawdziwych… A jednak są zupełnie inni. Gdyby odkryto, jakim życiem naprawdę żyją, tym obok naszego życia, zwykłego, z pewnością nie zostaliby zaakceptowani przez społeczeństwo.
A teraz jestem jednym z nich. Należę do Ludzi Lodu. Tova jest moja. To… to naprawdę fantastyczne!
Drzwi do szopy nie były zamknięte, ale zapukali. Ze środka nikt nie odpowiedział, popatrzyli więc na siebie i weszli.
Z uczuciem zawodu rozglądali się po zrujnowanym baraku. Dawno już nikt tu nie przychodził. Dostrzegli wprawdzie ślady bytności młodych ludzi – skrzynkę odwróconą do góry dnem i stojący na niej ogarek świeczki, inne pudła służące za krzesła, w kącie kilka wyczytanych, nadgryzionych przez myszy komiksów…
One właśnie ich interesowały, reszta mogła poczekać.
Ian ostrożnie ujął w dwa palce zeszyt. Położył go na stole i wspólnie z Natanielem zaczęli go przeglądać.
Z komiksu zostały tylko strzępki, ale rysunki co nieco im wyjaśniły. Władcy Czasu zostali na nich przedstawieni całkiem inaczej, niż wyglądali w rzeczywistości, jako niezwykle przystojni, umięśnieni superbohaterowie, potrafiący dać radę wszystkiemu.
– Nie są to nasze obdarte upiory – mruknął Nataniel. – Ci w istocie mogli stać się bożyszczami młodych ludzi.
Właśnie wtedy drzwi się otworzyły i do środka weszło dwóch chłopców, na twarzach malowało im się oburzenie.
– Przez okno zobaczyliśmy, jak wchodzicie. Czego tu szukacie?
– Josh? – spytał Ian. – Nie poznajesz mnie?
Dziwnie było słyszeć Iana mówiącego po angielsku, w dodatku z charakterystycznym liverpoolskim akcentem!
– To naprawdę ty, Ianie? Sądziliśmy, że nie żyjesz.
Zostało to powiedziane bardziej szczerze niż taktownie, ale przynajmniej zostali zaakceptowani.
Ian i Nataniel starali się nie zbliżać do chłopców, bo przecież pozostawali niematerialni. Nie chcieli, aby młodzi ludzie w miejscu, gdzie powinny znajdować się ich ciała, natrafili tylko na pustą przestrzeń. Mogło to stworzyć problemy.
– Potrzebujemy waszej pomocy – włączył się teraz Nataniel. – Jedna ze stacji radiowych poszukuje uczestników do konkursu, specjalistów w wybranej dziedzinie. Słyszeliśmy, że jesteście prawdziwymi ekspertami, jeśli chodzi o The Lords of Time. Stworzyliście wokół nich cały kult, prawda? Wierzycie w ich istnienie i tak dalej?
Chłopcy wykręcali się zażenowani.
– Nie, już nie. Inni jeszcze się tym zajmują. A można coś zarobić na tym konkursie?
– Pewnie! – skłamał Ian. – Dziesięć tysięcy funtów.
– O rany – szepnął Josh.
Ian poczuł, że w kwestii honorarium nieco przesadził, dodał więc pospiesznie:
– Ale najpierw musimy przetestować wszystkich członków waszej grupy czy klubu. Wystąpi ten, który okaże się najlepszy. Możecie nam podać nazwiska pozostałych?
Otrzymali niezbędne informacje, dowiedzieli się także, że jeden z grupy doszedł do wniosku, iż jest za stary na takie infantylne czczenie idoli. Zakochał się i nie chciał już wierzyć, że Władcy Czasu są czymś więcej niż bohaterami serii komiksów. Za to dwie pozostałe osoby, Mary i Bob, wciąż są prawdziwymi fanatykami. Znaleźli sobie nową kryjówkę, w której czcili Władców Czasu jak bogów w przekonaniu, że ci naprawdę istnieją.
– No, to ich mamy – powiedział Nataniel po norwesku.
– Tego najstarszego chłopaka też znam – oznajmił Ian. – Łatwo go znajdziemy.
Zatroszczyli się o uzyskanie szczegółowych informacji, gdzie powinni szukać dwojga najmłodszych, Mary i Boba, a dla wszelkiej pewności zapisali jeszcze nazwę klubu sportowego, w którym ostatnio trenował najstarszy, ten, który zamienił narysowanych bohaterów z dzieciństwa na dziewczynę. To panna interesowała się sportem i pociągnęła chłopaka za sobą.
– Czy jeszcze ktoś się w to bawił? – spytał Ian. – W ten kult Władców Czasu?
– Nie, było nas tylko pięcioro.
– Żadnego młodszego rodzeństwa, które interesuje się tymi prastarymi opowieściami?
– Nie, obowiązywała najgłębsza tajemnica.
To brzmiało bardzo obiecująco. Im mniej osób będą musieli odszukać, tym krócej tu zostaną.
– Co wy właściwie wiecie o tych postaciach?
– Wszystko – napuszył się Josh z nadzieją na dziesięć tysięcy funtów. – Dawni Goidelowie traktowali ich jak swoich bogów…
– Ale naprawdę nimi nie byli?
– Nie, Goidelowie mieli także prawdziwych bogów. Władcy Czasu strzegli tylko czasu i…
Drugi chłopak, równie chętny do udziału w konkursie o zawrotną sumę pieniędzy, przerwał mu:
– Pierwszy nosił imię Ruina, drugi – Zapomnienie, a trzeci – Nieubłaganie.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Fatalny Dzień»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Fatalny Dzień» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Fatalny Dzień» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.