– Bardzo proszę, nie wypowiadajcie się w obecności chorej o sprawach, o których nie macie pojęcia.
Ten głos należał da mężczyzny, którego Hildegarda polubiła od razu tak bardzo, że płacz wywołany pierwszą, okrutną wypowiedzią, zmienił się teraz w łzy wdzięczności.
Uniosły ją silne ramiona kilku mężczyzn. Chciała zaprotestować, powiedzieć, że suknia podsuwa się za wysoko, narażając ją w ten sposób na jeszcze większą śmieszność, ale na nic nie miała siły.
A więc stało się! Straciła przytomność na oczach całego dworu!
– Gdzie jest jej mąż, gdzie jest książę Jochum? – zawołał ktoś; Hildegarda rozpoznała królową.
Ponownie rozległ się ów zimny głos:
– A gdzież by, to jasne, że zniknął z panną Lottie.
W tym drugim przyjaznym męskim głosie zabrzmiała nuta irytacji.
– Czy nie widzicie, że księżna wróciła już do przytomności? Czy takie wypowiedzi są naprawdę konieczne?
Usłyszała niechętny głos kobiety:
– Nie pozwalam, by zwracał mi uwagę drabant!
Drabant? Jej drabant?
Hildegarda nie próbowała nawet dowiedzieć się, do kogo należy ów zimny głos. Takich na dworze było wiele.
Ułożono ją na sofie. Tu było spokojniej, chłodniej.
Nadbiegli lokaje z noszami. Królowa wydawała polecenia:
– Zanieście księżnę do jej komnaty. Nie, nie idźcie przez salę balową, miejcież odrobinę rozumu!
Droga okazała się długa; nosze kołysały się rytmicznie. Hildegarda nie była w stanie otworzyć oczu.
Ktoś przez cały czas szedł obok noszy. Obecność tego człowieka działała na nią uspokajająco. Pewny, równy krok, skrzypienie butów.
– Co za wstyd…
– Nie ma się czego wstydzić, księżno!
Wiedziała, że na jej obliczu maluje się zmęczenie i pełna goryczy bezsilność. Łzy zawisły na rzęsach i nadawały tej szkaradnej twarzy, do której z największym trudem się przyznawała, jeszcze bardziej groteskowy wygląd. Udało jej się unieść ramię i zasłonić swe zdeformowane rysy. Z piersi wyrwał się głęboki szloch rozpaczy. Nie chciała tego, ale nie miała dość sił, by go powstrzymać.
Kojąca dłoń na moment spoczęła na jej ramieniu. Hildegarda z trudem ją odnalazła, a właściwie to ona ujęła jej rękę, a księżna rozpaczliwie przylgnęła do tej silnej dłoni, sprowadzającej na nią uczucie spokoju.
– Nie odchodźcie ode mnie – szepnęła, wstydząc się swej słabości, ale teraz była już u kresu wytrzymałości. – Bardzo proszę, zostańcie ze mną! Nie znam was, nie wiem, jak wyglądacie, ale macie serce. To tutaj takie rzadkie.
On przez chwilę milczał, po czym rzekł powoli:
– Ależ tak, wiecie, kim jestem. Dopiero co widzieliśmy się w sali balowej.
– Drabant? – zapytała niepewnie.
– Tak. Margrabia Tristan Paladin, do waszych usług.
– Ach, tak, oczywiście! Dziękuję za waszą pomoc.
Być może trudno byłoby określić w słowach, na czym ta pomoc polegała, niemniej oni doskonale się rozumieli.
Margrabia! Całkiem nieźle, pomyślała Hildegarda. A więc prawdziwy arystokrata.
Ustał przewiew, towarzyszący drodze przez korytarz; znaleźli się w jej komnacie.
Lokaje umieścili księżnę na łóżku i wezwali pokojówkę.
– Och, znowu – powiedziała dziewczyna, nie wiedząc, że Hildegarda jest przytomna. – Ona nic innego nie robi, tylko mdleje.
Głos Tristana nie był szczególnie donośny, a jednak reprymenda zabrzmiała ostrzej, niż gdyby krzyczał.
– Po pierwsze nie mów o księżnej „ona”, lecz jaśnie pani lub Jej Książęca Mość. Po drugie, nie widzę powodu, byś wypowiadała się takim pogardliwym tonem. Księżna jest bardzo chora. Czy nie usługuje jej nikt inny oprócz ciebie?
Hildegarda domyśliła się zaskoczenia dziewczyny, która odkryła wreszcie obecność przystojnego drabanta w komnacie. I to on przywołał ją do porządku…!
– Jest nas dwie – odparła dziewczyna tonem o wiele przyjemniejszym niż ten, który przybierała mówiąc do Hildegardy. – Zajmę się jaśnie panią jak najlepiej – zapewniała.
– Nie musisz – odpowiedział szlachetny przyjaciel. – Bądź tylko w sąsiednim pokoju i zostaw drzwi otwarte aby Jej Książęcej Mości nie dotknęły żadne pomówienia. Dziś wieczorem ja przy księżnej zostanę.
Dzięki, pomyślała Hildegarda. Serdeczne dzięki! Jego nieco staromodne słowa wzruszyły ją. Miała wrażenie, jakby nagle przeniosła się w dawne czasy rycerzy i dwornych obyczajów.
Pokojówka, wskazawszy to, co mogło być potrzebne podczas opieki nad chorą, wyszła.
Jak wspaniale było czuć troskliwe dłonie starannie okrywające ją pledem, unoszące jej głowę, by dosięgła kubka z napojem.
– Jesteście dla mnie tacy życzliwi, margrabio Paladin – szepnęła słabym głosem. – Nie powinnam była mdleć…
– Już dobrze, dobrze – uspokajał ją ciepło. – Co na temat omdleń mówi medyk?
– Och, on nie wie, co to jest. Mówi tylko o mojej chorej krwi. Ale upuszczanie krwi wcale nie pomaga, wprost przeciwnie, osłabia jeszcze bardziej. Normalnie tak nie wyglądam – dodała Pospiesznie, – Właściwie jestem dosyć szczupła…
– Rozumiem. Zastanawiam się… – urwał.
– Nad czym rozmyślacie, margrabio?
– Nic, nic. Zbyt mało o was wiem, pani.
Hildegarda czuła, jak powoli wracają jej siły.
– I ja nic prawie o was nie wiem, margrabio. Jej Wysokość królowa powiedziała tylko, że straciliście całą rodzinę?
– Tak. Wszystkich krewnych mieszkających w Danii. Ale moja rodzona siostra wraz z rodziną mieszka w Skanii. Poza tym mam jeszcze szaloną kuzynkę w Sztokholmie, a pozostała część mojego rodu pochodzi z Norwegii. Zwą ich Ludźmi Lodu i o nich właśnie przed chwilą myślałem…
Nareszcie Hildegarda zdołała otworzyć oczy. Tristan Paladin siedział na krześle, odsunięty od łóżka, ale na tyle blisko, by móc dostrzec najdrobniejszy ruch jej ręki. Teraz wydał się jej jeszcze bardziej pociągający. Delikatne, ale zdecydowanie męskie rysy twarzy wyrażały bezdenny smutek nawet wtedy, gdy się uśmiechał. Chociaż „delikatne” to może niezbyt właściwie słowo. Subtelne. Tak, subtelne, bo jakkolwiek nie przypominające kobiecych, wcale nie wydawały się grube. Miał gęste, kręcone włosy, z pewnością swoje własne, i to teraz, w tych czasach, kiedy wszyscy panowie nosili nastroszone peruki.
Ciemne piękne oczy jeszcze dodawały mu uroku.
– Co chcieliście powiedzieć o waszym rodzie w Norwegii?
Rozmowa została przerwana, bowiem do gabinetu obok wszedł książę. Tristan natychmiast wstał z krzesła.
Ale książę Jochum nie zajrzał do komnaty żony,
– Siedzisz sobie tutaj, moja mała dziewczynko? – zagruchał do pokojówki. – A ja słyszałem, że moja żona zemdlała.
– To prawda, wasza książęca mość. Na samym środku sali balowej.
– Tak, tak, wiem – burknął książę. – Nie ma umiaru w skandalach, jakie urządza. Za wszelką cenę chce mnie upokorzyć. Ale dlaczego nie jesteś u niej?
Pokojówka zniżyła głos, usłyszeli więc tylko księcia:
– Co? Drabant? W jej komnacie? To przecież… Kto?
Dziewczyna wyjaśniła.
– Ach, tak, ten biedaczysko, impotent! No, on może się koło niej kręcić, ile tylko sobie chce – zakończył ze śmiechem. – W takiej wizycie nikt nie dopatrzy się niczego zdrożnego! Pozdrów moją żonę i powiedz jej, że jestem u siebie.
Usłyszeli oddalające się kroki i trzaśnięcie drzwi.
Tristan Paladin pobladł.
– Musicie wybaczyć mojemu mężowi – rzekła księżna z wyraźnym zażenowaniem. – Przez cały wieczór dużo pił.
Читать дальше