– Ach, Tengelu! – wołała Villemo, ściskając syna do utraty tchu. – Jak bardzo wyrosłeś!
– Tak, mamo. Mam już dwadzieścia lat. I jestem za stary na takie obcałowywanie.
– Na czuły uścisk człowiek nigdy nie jest za stary – orzekła Villemo, ucieszona powrotem do domu.
– Witaj, synu – Dominik starał się przemówić tonem bardziej pasującym do oficera, ale głos mu drżał wyraźnie.
Sędziwy Mikael powitał ich ciepło.
– No, od ostatniego naszego spotkania wiele się wydarzyło. I chłopak nam się ożenił – zaśmiał się.
– Co takiego?
– Tak. Mamo, ojcze, zaraz przedstawię wam Sigrid. Nie mogliśmy czekać na was, nie wiedzieliśmy, kiedy przyjdzie wam ochota, by oderwać się od przygód i wrócić do domu.
– Wyraziłem zgodę na ślub – prędko wtrącił Mikael. – Nie mogli czekać!
– Tak, dorobiliśmy się także syna – powiedział Tengel. Jego twarz nagle poczerwieniała, ale wyraźnie promieniała szczęściem. – Ma dopiero dwa tygodnie. Będzie się nazywał Dan. Po tobie, ojcze.
Villemo słuchała tylko jednym uchem. Jak zaklęta wpatrywała się w emanującą ciepłem jasnowłosą kobietę z cnotliwie długimi warkoczami, uśmiechającą się nieśmiało, jakby w obawie, że nie zostanie zaakceptowana.
To znaczy, że mam synową, myślała Villemo oszołomiona. Synową? Której nie mogłam sama wybrać? Ona mi się nie podoba! Tengel widzi tylko ją. Ona odbierze mi sy…
Och, nie! Nie, nie i jeszcze raz nie! Przez te wszystkie lata, gdy musiałam znosić zazdrość Anette o Dominika, obiecywałam sobie, że ja nigdy nie będę taką teściową. Ale jakaż ona do mnie niepodobna, ta dziewczyna o błękitnych oczach! Na pewno szlachetnie urodzona, widzę to po jej dumnej postawie, nie zmyli mnie pozorna pokora! Och, nie, Villemo, znów zaczynasz! Nie wyszukuj w niej wad! Choć rzecz jasna musi trochę boleć, że Tengel wybrał kobietę tak różną ode mnie! Ale nie ma w tym nic dziwnego, jedna szalona baba w rodzinie całkiem wystarczy!
Na pewno jest zdolna, pomyślała przygnębiona Villemo. Wie wszystko o prowadzeniu domu, zarządza nim łagodnie, ale stanowczo, nie zapomina na czas wydać i poleceń o wielkich porządkach, pilnuje pieniędzy na dom…
Z uśmiechem, który, miała nadzieję, był promienny i serdeczny, objęła dziewczynę.
– Jak miło! Witaj, Sigrid, witaj w rodzinie! Już widzę, że zostaniemy przyjaciółkami. A teraz chciałabym zobaczyć mojego wnuka!
Wnuka? Do kroćset, ale już jestem stara!
Z Mariną działo się coś, czego Tristan nie przewidział: dorastała. Pewnego pięknego dnia odkrył wstrząśnięty, że nie jest już nieśmiałym dzieckiem, lecz młodą kobietą. Miała wtedy szesnaście lat i już od dwóch mieszkała w Gabrielshus.
Dwa lata, podczas których przyzwyczaili się do siebie. Marina dotrzymywała cichej obietnicy złożonej Villemo: starała się pomóc Tristanowi „w papierach i innych sprawach”. Papierami akurat się nie zajmowała, ale dbała o to, by samotne wieczory wuja były krótsze. Grywała z nim w przeróżne gry, on udzielał jej lekcji historii, geografii i języków. Po pewnym czasie Tristan rzeczywiście zaczął omawiać z nią rozmaite kłopoty wiążące się z dworem, a że kłopoty były duże, od czasu do czasu potrzebował kogoś, by móc przy nim pomyśleć na głos. Marina nigdy go nie opuszczała w trudnych momentach.
Wtedy właśnie Tristan pojął, że tak dłużej być nie może. Nie mogli we dwoje mieszkać we dworze, ludzie wkrótce wezmą ich na języki… Nie wiedział jednak, jak powiedzieć o tym Marinie. Nie chciał znów ujrzeć w jej oczach strachu i obrzydzenia na dźwięk słowa „małżeństwo”.
Dlatego poważnie zastanawiał się, czy nie poprosić Bettiny, by w jego imieniu przeprowadziła rokowania.
Solidna dziewczyna nadal przebywała w Gabrielshus. To ona opiekowała się dzieckiem, małą Branją. I Bettina doskonale wywiązała się z powierzonych jej przez Villemo zadań, tak dalece, że obecnie Branja prawie cały czas spędzała z Mariną. Chodziły po ogrodzie oglądając kwiaty; Marina karmiła małą i bawiła się z nią. Zrodziła się między nimi serdeczna więź. Marina miała wiele czułości dla dziecka.
Ciągle jednak Bettina nie śmiała wyjawić Marinie, jakimi nićmi pokrewieństwa są ze sobą związane. Temat wciąż był zbyt delikatny.
Podatki, jakie w roku IGez nałożył król Christian V na starą szlachtę i jej dobra, stawały się coraz bardziej miażdżące. Tristan nie szczędził nadludzkich wysiłków, by jakoś utrzymać Gabrielshus, ale sytuacja pogarszała się z każdym dniem. A w roku 1682 zapanował istny chaos. Zmarł Christian V, a podczas zmiany na tronie, który przejąć miał jego syn Fryderyk V, Gabrielshus, jedna z ostatnich posiadłości starej szlachty, otrzymał ostateczny cios.
– Co się dzieje, wuju Tristanie? – pewnego wieczoru ostrożnie zapytała Marina. – Widzę, że coś was trapi. Czy mogę pomóc?
Uśmiechnął się ze smutkiem.
– Niestety, nie.
Wyznał jej gorzką prawdę: albo będzie musiał sprzedać Gabrielshus, albo też oddać dwór koronie z powodu wielkich długów podatkowych.
– Cóż za dziedzictwo ci zapewniłem, Marino? – powiedział z goryczą. – Stracisz je, zanim zdążysz je przejąć.
– Nie myślcie o mnie, wuju Tristanie. Ale co wy zrobicie po stracie Gabrielshus?
– Naprawdę nie wiem, Marino. Może poszukam sobie mieszkania w Kopenhadze. Najpierw jednak pragnąłbym odwiedzić moją rodzinę w Norwegii. Z powodu kłopotów z dworem nie miałem nawet czasu zobaczyć mego wnuka.
Marina kiwnęła głową. Przez chwilę siedziała w milczeniu, po czym powoli rzekła:
– Wuju Tristanie… Zachowywaliście się naprawdę po rycersku wobec Branji i mnie. Ale teraz musicie się od nas uwolnić, jeśli tego pragniecie. Jestem już dorosła i jeśli tylko znaleźlibyście jakieś miejsce, gdzie mogłabym zamieszkać, gotowa jestem zająć się Branją w przyszłości.
– Ale ja wcale nie chcę się od was uwalniać! – wyrwało się Tristanowi spod serca. W jednej chwili zrozumiał, jak bardzo prawdziwe są jego słowa. – Ja… nie wiem, jak mógłbym sobie radzić bez ciebie. Jesteś dokładnie taką osobą, której mi potrzeba. Ale jeśli pragniesz rozpocząć własne życie…
– Nie. Wcale nie – powiedziała cicho. – Z nikim nie jest mi lepiej niż z wami, wuju Tristanie. I… i ciągle jeszcze trochę boję się świata.
– Ale nie możesz już dłużej żyć w taki sposób, chyba to rozumiesz! – rzekł stanowczo, nie spuszczając z niej wzroku.
– Tak. Bettina tak mówiła. I pani Villemo wspominała, że nie uchodzi, byśmy mieszkali razem bez ślubu.
– Villemo – krzywo uśmiechnął się Tristan. – Ona wszędzie wtyka swój nos. Ale w tej sprawie ma całkowitą rację. A więc co postanawiasz, Marino?
Równie cicho i poważnie jak przedtem spytała:
– Czy mam to traktować jak oświadczyny, wuju Tristanie?
– Tak. Chyba tak – odparł. – Wiesz, że z mojej strony nie musisz obawiać się żadnych prób zbliżenia. Ale pamiętaj, że coś tracisz; nigdy nie spoczniesz w ramionach ukochanego mężczyzny. Musisz liczyć się z tym, że kiedyś kogoś pokochasz. Nie będziesz też mieć dzieci…
– A czy już nie mam? – zapytała szeptem przypominającym tchnienie wiatru.
Tristan popatrzył jej w oczy. Dzielnie wytrzymała jego spojrzenie, choć nic nie mogła poradzić na to, że drżą jej powieki.
– Tak. To prawda. Czy Bettina…
– Nie, ale powoli staję się dorosła. Zaczęłam nad tym rozmyślać i zrozumiałam, co się wtedy wydarzyło.
Z jego ramion spadł ogromny ciężar.
– I pogodziłaś się z tym?
Читать дальше