– Ulvhedin chce zabrać malutką do Norwegii. Twierdzi, że Elisa najlepiej zajmie się taką małą istotką. Ale ja jestem zdania, że to nie byłoby w porządku. Wobec nikogo!
– Ja też tak sądzę. Ulvhedin nie może zabrać niemowlęcia na statek. A Marina… Nie, dziewczynka powinna zostać tutaj.
– Tak. Ale moja ochmistrzyni, która teraz opiekuje się dzieckiem, już wkrótce nie będzie mogła się nim zajmować. Starzeje się, nie jest już tak sprawna. Villemo, czuję się niby w potrzasku! I na domiar wszystkiego oddałem Gabrielshus, dziedzictwo Ulvhedina…
– Ulvhedin ma w swojej paskudnej głowie tylko jedną myśl: jak najprędzej wrócić do domu, na Elistrand, do Elisy i Jona. Nie pragnie i nie zamierza przejąć odpowiedzialności za Gabrielshus, chce jechać do Norwegii.
Tam nikt nie nazwie go margrabią, tam może pozostać prostym wieśniakiem. To jest właśnie jego powołanie.
Zarządzanie Gabrielshus byłoby dla niego za trudne.
Tristan pokiwał głową.
– Ale zabierze ze sobą sporo pieniędzy. A także wiele sprzętów i rozmaitych drobiazgów. Mamy tu tego tak wiele, że wkrótce dla nas zabraknie miejsca. Ale co mam zrobić z Mariną? Co prawda znalazła towarzyszkę w osobie Bettiny, ale jej nieśmiałość i nieumiejętność obcowania z ludźmi nie ustępują. Na siostrzyczkę patrzy ze zdumieniem i nie wykazuje oznak przywiązania. Czasami pogłaszcze ją w roztargnieniu, ale wciąż żyje w swoim przedziwnym świecie, wokół którego krążą wielcy, niebezpieczni mężczyźni, usiłujący przedrzeć się przez jego granice i wyrządzić jej krzywdę. Odejście Branislavy pozostawiło w jej duszy ranę równie głęboką jak w mojej. A mimo wszystko Marina sprawia wrażenie, że mnie akceptuje, bylebym tylko zanadto się nie zbliżał. A Branislava pragnęła, bym ożenił się z jej córką! Dobry Boże!
Westchnął głęboko.
Villemo przysłuchiwała mu się z uwagą.
– Nie udała mi się moja poprzednia rozmowa z Mariną. Teraz jednak sądzę, że znalazłam sposób, by do niej dotrzeć. Porozmawiam z nią jeszcze raz, inaczej przez życie będzie poruszać się w osnutym mgłą świecie współczucia dla siebie samej i pozostanie tchórzem…
Tristan z niedowierzaniem odniósł się do jej pomysłu, ale pozwolił, by postępowała podług własnej woli.
– Marino – zwróciła się do dziewczynki Villemo jeszcze tego samego dnia wieczorem. Były same w komnacie Mariny. – Wkrótce wszyscy wyjedziemy i Tristan znów zostanie sam. Dlatego proszę, zajmij się nim! On cię potrzebuje. Jest nieśmiały i przygnębiony, tak samo tęskni za twoją matką jak ty, a nigdy nie potrafił zatroszczyć się o siebie. Powiedział, że bardzo go cieszy twoja obecność tutaj; ma towarzystwo. Ale gdybyś mogła mu pomóc w jego licznych zajęciach we dworze, byłoby jeszcze lepiej. Może, na przykład, mogłabyś zaprowadzić porządek w jego papierach – zakończyła Villemo ściszonym głosem, nie mogąc ukryć smutku. – Pomówię z nim na ten temat.
Marina wpatrywała się w nią wielkimi oczami, mocno zdumiona, gdyż do tej pory nikt z nią w ten sposób nie rozmawiał.
– I wiesz, jacy niezgrabni są mężczyźni, gdy zajmują się małymi dziećmi. Gdybyś mogła czasami zastąpić ochmistrzynię w opiece nad siostrzyczką, bardzo byś mu pomogła. I pamiętaj: Tristan to chodzące dobro. Nie potrafi skrzywdzić nawet muchy i bez względu na to, co się stanie, nie tknie cię nawet palcem. Tristan nie interesuje się kobietami w takim sensie jak inni mężczyźni. Nigdy się go nie bój!
– Ja się go wcale nie boję – szepnęła Marina. – To tylko moje nogi drżą i chcą uciekać, kiedy on się zbliża.
– To minie – zapewniła Villemo. – Czy Bettina jest gdzieś w pobliżu? Chciałabym zamienić z nią kilka słów przed wyjazdem. Wiesz chyba, że mój mąż i ja wyjeżdżamy już do Sztokholmu? Po drodze zatrzymamy się w Skanii, by odwiedzić siostrę Tristana, moją kuzynkę.
Nie widziałam jej już od wielu lat!
Villemo odbyła z Bettiną długą rozmowę. Rozsądna dziewczyna w lot pojęła, jakie jest jej zadanie. Powinna rozbudzić zainteresowanie Mariny siostrzyczką, a z czasem być może wyjawić jej, kto jest prawdziwą matką dziecka. Ale na miłość boską, nie za wcześnie! Raczej wcale, ostrzegała Villemo. Poza tym Bettina miała dyskretnie uświadomić Marinie, jak szczęśliwa będzie ta, która poślubi pana Tristana. Wszystko należało podawać
Marinie w małych dawkach i w sporych odstępach czasu, aby przypadkiem nie stanęło jej kością w gardle. Wcześniej czy później musi do niej dotrzeć, że nie mogą przez całe życie mieszkać razem bez ślubu!
Villemo uznała, że zrobiła już swoje. Dopilnowali, jeszcze, by Ulvhedin bez przygód dostał się na swój statek, i sami pożeglowali przez Sund do Skanii.
Zaskoczona Lena powitała ich z radością. Była stateczną żoną właściciela ziemskiego. Jej mąż Orjan Stege z wiekiem stał się jeszcze bardziej okrągły.
– Ale gdzie macie Christianę? – dopytywała się Villemo. – Nie widziałam jej od czasów, gdy była jeszcze małym dzieckiem. Tristan wspominał, że jest już zaręczona?
Lena klasnęła w dłonie.
– Zaręczona? Ach, cóż ja mam za brata! – powiedziała zrozpaczona. – Christiana od prawie trzech lat jest już zamężna i ma dwuletniego synka! Co prawda Tristan nie był na weselu, bo musieliśmy bardzo uprościć zaślubiny ze względu na śmierć ojca Serena Gripa.
– Seren Grip? Czy to mąż Christiany?
– Tak. Ma całkiem niezłe gospodarstwo kilka mil stąd. Pisałam o tym wszystkim i do was do Szwecji, i do Norwegii, ale zorientowałam się, że list do Norwegii nigdy nie dotarł.
– A nas w domu nie ma już prawie dwa lata. Och, Boże, jak cudownie będzie znów zobaczyć swego syna! A jak ma na imię syn Christiany?
– Vendel.
– To prawie jak Tengel – ucieszyła się Villemo.
– Tak, chcieli, by nosił imię jak najbardziej zbliżone do Tengela.
– I on jest…
– Całkiem zwyczajny – pospieszyła z odpowiedzią Lena. – Śliczny chłopczyk.
– I wnuk Tristana, Jon, także jest całkiem zwykłym dzieckiem – zadumała się Villemo. – Ciekawe, gdzie uderzy teraz przekleństwo?
– Uff- westchnęła Lena. – Nie chcę nawet o tym myśleć.
Ich odwiedziny u Leny i Orjana Stege przypadły na dzień siódmego maja 1697 roku. Data ta okazała się tragiczna dla sztokholmskiego zamku. Strażnik, który miał pilnować strychu, zaniedbując swe obowiązki wyprawił się na wieś po smakołyki dla naczelnika straży pożarnej. Ten ostatni chyba także nie najlepiej wywiązał się ze swej funkcji. Dzień przedtem Gabriel Oxenstierna wysłał młodego Tengela Linda z Ludzi Lodu w pewnej sprawie do Sztokholmu. Młodzieniec znalazł się więc na zamku siódmego maja w porze obiadowej, kiedy nagle rozległ się krzyk: „Pożar!” Tengel ofiarnie pomagał w wynoszeniu z płomieni trumny z ciałem zmarłego właśnie króla Karola XI. Karol XI po długich, nieludzkich cierpieniach, nieubłaganie towarzyszących rozległemu rakowi, nareszcie odzyskał spokój. Na zamku pozostała jeszcze wiekowa matka Jego Królewskiej Mości, wdowa po Karolu X Gustawie, ale ją sprowadził po schodach starego zamku wnuk, młody król Karol XII.
Sztokholmski zamek, zwany Trzy Korony, obrócił się w popiół. Przepadły drogocenne sprzęty i przeróżne kosztowności, ale Tengel Lind z Ludzi Lodu szczęśliwie ocalał.
Tym razem jednak Dominik nie przeczuł, że jego synowi zagraża niebezpieczeństwo, bowiem i on, i Villemo stracili swą tajemną moc. Spełnili już swoje posłannictwo, dokonali tego, czego od nich oczekiwano, i mogli być już tylko dumni.
Wczesnym latem dotarli nareszcie do domu, dawnego pałacyku myśliwskiego na Morby. Radość powitania była ogromna.
Читать дальше