Czyżby tak bardzo krążył w nocy?
To nie było wykluczone. Ale wobec tego… Tuż obok…
Usiadł. W głowie nadal mu się kręciło i pulsowało.
Dieter znalazł wytłumaczenie:
– Prawdopodobnie chodziłeś w koło, aż w końcu upadłeś ze zmęczenia. Jesteś całkiem przemarznięty.
– Nie – odpowiedział Tancred. – Owszem, zmarzłem, ale nie mogłem być tutaj. To nie był ten las. Byłem na zamku.
– Na zamku? Na jakim?
– W ruinach zamku w środku lasu. Wcale nie tu! W blasku księżyca.
– Ruiny zamku? – powiedział Dieter zadziwiony. – O czym ty mówisz? Tu w okolicy nie ma niczego takiego.
– Do diabła, na pewno jest!
– Musiał przyśnić ci się jakiś koszmar.
– O tak, śniłem straszliwe koszmary, ale dopiero później. Najpierw długo szedłem przez las. Błądziłem, kręciłem się w kółko. Natrafiłem na księżycową ścieżkę i wkrótce zobaczyłem straszne zamczysko w samym środku zaczarowanego lasu. Nad małym jeziorkiem.
– Mówisz prawdę? – zapytał Dieter. W jego głosie brzmiała powaga.
– Naturalnie – gorąco zapewnił Tancred. – Wokół panowała śmierć i zgnilizna. Ale w jednym oknie świeciło się, wszedłem więc do środka. Tam była kobieta…
– Kobieta? – Głos Dietera drżał. Wzrok stał się niespokojny, rozbiegany.
– Cudowna kobieta. Ona… – Tancred urwał. Bolało go całe ciało. Co się właściwie stało? – Poczęstowała mnie winem. Potem musiałem stracić przytomność – dokończył cicho.
Dieter milczał przez chwilę.
– Czy często nachodzi cię taka… słabość?
– Mnie? Nigdy w życiu!
– Tancredzie… – Dieter głęboko zaczerpnął powietrza. – Tu nie ma żadnych ruin zamku.
– Ależ tak! Są na pewno!
– Nie ma, powtarzam ci jeszcze raz. Ale kiedyś były.
– Co chcesz przez to powiedzieć?
– Tak mówi opowieść… O Starym Askinge.
Tancreda ogarnęła słabość.
– Stare Askinge?
– Tak. Mniej więcej sto lat temu zbudowano nowy dwór, ten, w którym teraz mieszkają Holzensternowie. Przedtem przez wiele lat był własnością rodziny Crossów. Ale stary zamek… średniowieczny…
– Tak?
– Został zdmuchnięty z powierzchni ziemi przez wiatry bądź rozebrany. Zniknął wiele setek lat temu. Pozostała po nim tylko legenda.
Tancred poczuł, że straszliwie zbladł. Z wielu powodów czuł się bardzo źle.
– Co jeszcze mówi opowieść?
Dieter z trudem wymawiał słowa:
– Ten zamek był zaczarowany. Tak jak las, o którym mówiłeś. Mieszkała w nim czarownica, dlatego opuścili go ludzie. Najprawdziwsza czarownica w najgorszym rozumieniu tego słowa. Była piękna jak grzech, przyciągała mężczyzn. Kochała się z nimi, a potem odrzucała.
Tancred zacisnął wargi. Poczuł gwałtowny skurcz w żołądku.
– Jak ona się nazywała? Ta czarownica!
Dieter zmarszczył brwi.
– Słyszałem to imię. Czy to nie brzmiało jak… tak jak Messalina? I podobno była równie zmysłowa i okrutna jak ta rzymska cesarzowa.
Tancred skinął głową.
– Tak, Salina. Tak miała na imię. – Zapadła cisza. – Dieterze, czy możesz wziąć mnie na konia i zawieźć do domu? Nie czuję się całkiem dobrze.
Bez słowa dojechali do posiadłości Ursuli Horn.
Tancred zsiadł z konia i podziękował Dieterowi.
– Mam nadzieję, że nie natknę się na ciotkę. Co bym jej wtedy powiedział?
– To tylko sen, Tancredzie, tak właśnie musiało być – powiedział Dieter niemal błagalnie.
Tancred zagryzł wargi.
– Tak, chyba tak – odrzekł polubownie.
Był jednak przekonany, że nie jest to cała prawda.
Wszedł na palcach do środka i udało mu się niezauważenie dostać do swej komnaty. Tam zerwał z siebie przemoczone od rosy ubranie, dokładnie opłukał się wodą i wskoczył do łoża. Starał się nie myśleć. Bał się, że doprowadzi go to do szaleństwa.
W pewnej chwili – było to już rano – usłyszał na dziedzińcu przenikliwy głos:
– Pozdrówcie mego tak głęboko śpiącego bratanka i dobrze się nim zajmujcie!
Zatrzeszczały koła oddalającego się powozu.
Dzięki Bogu, pomyślał Tancred sennie. Nie będę musiał jechać do Askinge i rozmawiać o niczym z Holzensternami.
A może powinienem? Może mógłbym dowiedzieć się czegoś więcej o czarownicy Salinie?
Na samą myśl o niej przebiegł go dreszcz. Nie, najlepiej będzie całkiem o niej zapomnieć. Ale…
Natychmiast oprzytomniał.
Na Boga, co mi przychodzi do głowy?
Co powiedział Dieter? Co mówił o Nowym Askinge miejscu, którego właścicielami byli obecnie Holzensternowie, a w którym przez wiele lat mieszkała rodzina Crossów?
Jessica Cross…
To właśnie stamtąd uciekała Jessica! To Holzensternowie zajęli się dziewczyną, kiedy jej rodzice zmarli na ospę.
A razem z Jessiką uciekała również Molly.
Jego mała Molly.
Zmęczenie zniknęło jak zdmuchnięte. Zszedł na dół do jadalni i spożył solidny posiłek, składający się z resztek wczorajszej uczty.
Po śniadaniu znów wyruszył. W stajni wypytał się o drogę do Askinge. Dowiedział się, że również położone jest na skraju lasu, ale tak daleko od dworu ciotki, że nie było z niego widoczne.
Coś jeszcze zastanawiało go podczas jazdy w ten zimny i szary wiosenny dzień.
Podczas przyjęcia Dieter powiedział: „Chcą wyswatać mnie ze Stellą. Ale mnie co innego w głowie. Gdybyś tylko wiedział…”
A jeżeli kochał się w Jessice? Albo… To straszne! W jego Molly?
Molly, o której na chwilę prawie zapomniał przez tę okropną przygodę z Saliną.
Na myśl o Molly zrobiło mu się ciepło na sercu. Musi ją odnaleźć i zapytać, o co w tym wszystkim chodzi, dlaczego raz po raz uciekają.
Chyba dziewczyna nie interesuje się tym nijakim Dieterem? Jeżeli już porównać ich dwóch, to on, Tancred, z pewnością ma dużo więcej zalet!
Nie zauważył nawet, kiedy stał się bezwstydnie zarozumiały. Często tak się dzieje, gdy przez człowieka zaczyna przemawiać zwyczajna zazdrość.
Tancred Paladin jednak naprawdę wierzył, że jest ponad tak niskie uczucia.
Nietrudno było odnaleźć Askinge. Dwór był nowy, wprawdzie nie tak wielki jak ciotki Ursuli, ale mimo to robił duże wrażenie.
Tancreda serdecznie powitali hrabiostwo Holzensternowie wraz z córką Stellą, która ubrana w kremową suknię bardziej niż kiedykolwiek przypominała woskową lalkę.
Stanowczo nie wolno mi przesadzać z tymi wizytami, pomyślał. Hrabina sprawia wrażenie zdecydowanej za wszelką cenę wydać córkę za mąż!
Nie mam o sobie tak wielkiego mniemania, uśmiechnął się w duchu, ale wiem, że nazwisko Paladin zawsze przyciąga. Szalona matka! Poślubiła ojca, nie zdając sobie sprawy, z jak szlachetnego rodu się wywodzi. Ojciec ogromnie cenił sobie, że wyszła za niego nie dla nazwiska. Nic nie powiem Molly o moim szlachetnym urodzeniu. Chciałbym, żeby mnie pokochała dla mnie samego.
Kochać… Tancred nigdy jeszcze nie użył tego słowa w związku z żadną dziewczyną. A Molly widział i trzymał w ramionach tylko przez kilka sekund.
Chyba oszalał!
Ale czyż nie tak właśnie się dzieje, kiedy jest się zakochanym?
Zaproszono go do eleganckiego saloniku.
Widać było, że czego jak czego, ale pieniędzy hrabiostwu nie brakuje. Wszystkie sprzęty były ostatnim krzykiem mody. Co prawda Tancred wolał solidne meble odziedziczone po przodkach. Zgadzał się, że można co nieco uzupełnić, ale wyrzucać rodzinne pamiątki tylko po to, by uchodzić za nowoczesnych? Wyglądało na to, że tak właśnie postąpili.
Читать дальше