– Co?
– Wszyscy tak długo cię szukaliśmy, Mikaelu! Smutkiem napełniała nas myśl, że cię nie znajdziemy. Posłuchaj, matka mojej matki i ojciec twego ojca są rodzeństwem. Obydwoje jeszcze żyją.
Mikael rozjaśnił się, a w oku zakręciła mu się łza.
– A ja sądziłem, że jestem sam na świecie!
Serdecznie objął krewniaka i obydwaj się roześmiali.
– Szkoda, że mam tak mało czasu – poskarżył się Mikael. – Już dziś wieczorem przenoszą mnie do Szwecji.
– Do Szwecji? A więc tam mieszkasz?
– Tak. Wyjechałem wraz z moją przybraną siostrą, Marką Christianą, kiedy poślubiła syna naszego opiekuna. Opowiedz mi teraz o rodzinie!
– Pochodzimy z Norwegii.
– Wiem. Marka Christiana opowiadała mi, że kiedy miałem trzy lata, mój dziad ze strony ojca odwiedził Lowenstein wraz z jakąś młodą parą.
– To byli moi rodzice – Tancred był coraz bardziej podniecony. – Mieszkamy w Danii.
– Widzę, że rodzina się rozjechała. A czy są jacyś moi bliżsi krewni w Norwegii?
– Tak, twój dziad Are, ojciec twego ojca, i stryj Brand oraz twój stryjeczny beat Andreas Lind z rodu Ludzi Lodu. Twój dziad będzie uradowany, gdy dowie się o naszym spotkaniu.
Mikael posmutniał.
– Tak bardzo chciałbym znów go zobaczyć, zanim nie będzie za późno.
– Tak. Musisz jechać do Norwegii. Jak najszybciej! A potem do nas.
– Tak szybko, jak się da. Ale stosunki między naszymi państwami nie są najlepsze. Teraz wysyłają mnie do Ingermanland. Car Aleksy chce mieć otwartą drogę do Bałtyku i zagraża szwedzkim prowincjom. Ale przyjadę. Przyjadę, gdy tylko nastanie pokój i sąsiedzi będą mogli ze sobą rozmawiać.
Teraz Tancred dostrzegł, że chłopiec jest dużo młodszy od niego. Nie mógł mieć więcej niż dwadzieścia lat. I podobieństwo między nimi nie było tak uderzające, jak wydawało się na początku. Brwi Mikaela były łukowato wygięte, podczas gdy jego proste, uśmiech też był zupełnie inny. Poza tym jednak mieli zadziwiająco wiele cech wspólnych. Nie wiedzieli tego, ale obydwaj wyglądali tak, jak wyglądałby Tengel Dobry, gdyby przekleństwo ciążące nad Ludźmi Lodu nie uczyniło jego oblicza tak bardzo demonicznym.
Z oddali, z obozu przesłoniętego mgłą, rozległ się dźwięk rogu.
– Niedługo odjeżdża transport. Mam mało czasu – powiedział Mikael.
Rozmowa stała się bardzo gorączkowa.
– Jesteś tak młody i masz już stopień korneta?
Mikael roześmiał się.
– Wuj Gabriel, mąż Marki Christiany, ma wielkie wpływy.
Podnieceni, byli w stanie rozmawiać tylko o błahostkach, zamiast koncentrować się na rzeczach najistotniejszych.
– Gabriel? – zdziwił się Tancred. – Przedziwne, że tu także napotykam to imię! Nasz dwór nazywa się Gabrielshus, a moja siostra ma na imię Gabriella.
– To rzeczywiście zabawne. Imię Gabriel popularne jest także w rodzinie wuja. Jego praprababka miała dwanaścioro dzieci, a żadne nie dożyło roku. Przyśnił jej się anioł, który powiedział, że następnego syna powinna nazwać Gabriel. Zrobiła tak i dziecko przeżyło jako jedyne z potomstwa. Potem prawie wszystkie dzieci chrzczono Gabrielami. Ale ja marnuję czas na takie pogawędki. Czy znałeś mojego ojca?
– Bardzo mało. Szkoda, że trafiłeś akurat na mnie. Wiem o Ludziach Lodu chyba najmniej z całej rodziny. Ale podobno twój ojciec, Tarjei, był zupełnie wyjątkowym człowiekiem. Bardzo uzdolniony, niepowszednia osobowość. Niestety, zginął z rąk „dotkniętego” z rodu Ludzi Lodu, mego kuzyna. Ciężkie jest nasze dziedzictwo, Mikaelu!
– Tak, bardzo chciałbym kiedyś poznać więcej szczegółów. Teraz znów róg mnie wzywa. Nie, nie mogę cię jeszcze opuścić, muszę dowiedzieć się czegoś więcej! Gdzie mieszkacie?
– Twoja gałąź rodu mieszka w Lipowej Alei, a moja w Grastensholm. Oba dwory znajdują się w parafii Grastensholm niedaleko Christianii. A moja rodzina mieszka w Gabrielshus, na północny zachód do Kopenhagi.
Sygnał rogu rozległ się po raz trzeci.
Mikael ujął dłoń Tancreda.
– Teraz muszę już odejść. Ale przyjadę do Lipowej Alei. Pozdrów mego dziada a powiedz mu to.
– A ty gdzie mieszkasz, Mikaelu? – wykrzyknął Tancred, któremu w końcu przyszło do głowy to ważne pytanie.
– Nigdzie. Od dwóch lat stacjonuję w posiadłościach szwedzkich. Mój wuj także przenosił się tu i tam w zależności od szczebla kariery, zarówno wojskowej, jak i politycznej. Bywaj zdrów, Tancredzie, to było niezapomniane spotkanie.
– Żegnaj, i do zobaczenia! Wkrótce!
Obydwaj jednak mieli wątpliwości, czy groźba wojny przeminie. Wprost przeciwnie, wszystko wskazywało na to, że niedługo między ich krajami rozpocznie się zacięta walka.
Młody Mikael Lind z Ludzi Lodu uniósł dłoń w geście pożegnania. Wkrótce mgła wokół niego stała się coraz gęstsza, zarys jego sylwetki coraz mniej wyraźny, aż w końcu zniknął zupełnie.
Tancred stał na pustkowiu, mgła otaczała go jak gruby kożuch, przesłaniając wszystko co dalekie, nieznane.
Powolnym krokiem wrócił do łodzi.
Chwilę później pomyślał niepewnie: Czy to aby nie był tylko sen? Czy wydarzyło się to naprawdę? Czy może znów krew Ludzi Lodu spłatała mi figla? Zobaczyłem to, co normalnie pozostaje ukryte?
Z daleka usłyszał, jak oddział wojska opuszcza obóz, schowany za kurtyną mgły. Trzeszczące koła wozów, okrzyki rozkazów, stukot kopyt.
Zszedł na ląd i wyciągnął łódź na holsztyński brzeg.
Wkrótce Łaba także rozpłynęła się we mgle.
***