– W to nie wątpię – uśmiechnęła się Cecylia.
Do Gabrielshus zawitała wiosna, Jessica wybrała się więc na przechadzkę do parku. Tancred był na służbie w Kopenhadze. Chciał, żeby mieszkali w Gabrielshus, mimo że przez większą część tygodnia byli rozłączeni. Uznał jednak, że miasto nie jest teraz odpowiednim miejscem dla żony.
Jessica znalazła się w odległej części parku. Nie było stąd widać zamku. Zaskoczona dostrzegła, że w niedużej altanie w pobliżu sadzawki stoi jakaś kobieta.
Któż, na miłość boską, mógł się wedrzeć tu, na teren prywatnej posiadłości?
W wyprostowanej postaci kobiety kryło się coś tajemniczo groźnego. Jessica długo wahała się, czy na pewno ma skierować się w tamtą stronę. Była teraz zupełnie sama w parku. Co prawda niedawno spotkała Wilhelmsena, ale on udał się w zupełnie inną stronę w pogoni za lisem, który poprzedniej nocy zadusił kilka kur.
Kobieta jednak wyraźnie ją dostrzegła, Jessica nie mogła więc udawać, że jej nie zauważyła. Nikt nie miał prawa wdzierać się w taki sposób do Gabrielshus!
Nieznajoma wpatrywała się w Jessikę tak intensywnie, jak gdyby właśnie na nią czekała.
Czego ona może chcieć?
Jessica niechętnie skierowała kroki w jej stronę.
Drzewa w tej części parku rosły gęsto, altana położona była jakby w lasku. Ale… czy ta obca kobieta nie była w istocie znajoma?
– Stello! – wołała żona Tancreda już z oddali. – Jesteś tutaj? Witaj!
Podbiegła do altany.
Stella stała sztywna, bardzo blada, ubrana w czerń. Na jej twarzy nie pokazał się nawet cień uśmiechu, ale też nigdy nie przychodziło jej to z łatwością.
– Kiedy przyjechałaś? – dopytywała się Jessica. – I gdzie byłaś?
– Widzę, że spodziewasz się bękarta – powiedziała Stella zimno. – Nigdy go nie urodzisz.
Jessica zatrzymała się gwałtownie u stóp niewielkich schodków. Wpatrywała się w swą jedyną krewniaczkę szeroko otwartymi, nic nie rozumiejącymi oczami.
– Co ty powiedziałaś? – szepnęła.
– Kogo uwiodłaś tym razem? Z kim się łajdaczyłaś, jak to masz w zwyczaju?
– Ależ, Stello! Co się z tobą dzieje?
– Mojemu ojcu nigdy na tobie nie zależało, zawsze ukradkiem śmiał się z ciebie. Szalałaś na punkcie mężczyzn. Wiem, że zastawiłaś na niego sidła za plecami mojej matki. Ale i tak ci się nie udało, dlatego ją zabiłaś!
– Przecież ja nie zabiłam twojej matki. Stello, czy całkiem postradałaś zmysły?
– Zrobiłaś co. To wszystko była twoja wina. Oszukałaś ją. Ubrałaś Molly w swój płaszcz, żeby się pomyliła. Rozumiesz chyba, że nie mogła cię pozostawić przy życiu po tym, jak uwiodłaś ojca? Nie miałaś też żadnych praw do dworu. Byłby nasz, gdybyś umarła.
Nareszcie do Jessiki dotarło, że w głowie Stelli coś się pomieszało. Babka, która wniosła do rodu złą krew… Matka, która stała się morderczynią… Ciotka nimfomanka… I niewyżyty ojciec…
Czegóż innego można się było spodziewać?
– Przecież ja w niczym nie zawiniłam – próbowała się bronić Jessica. – A śmierć twojej ciotki?
– To także przez ciebie. Rozpaliłaś płomień w moim ojcu i dlatego chodził do niej. Matka musiała więc się jej pozbyć, to logiczne.
Jessica chciała się cofnąć, ale Stella krzyknęła ostro:
– Zatrzymaj się! Nie umkniesz mi. Za poręczą mam ukryty pistolet. Od dawna cię szukam, Jessiko Cross. To mój obowiązek, bo ja jestem nemezis, sprawiedliwe zadośćuczynienie losu, mam więc boskie prawo unicestwiania takich dziwek jak ty. Już cię prawie dopadłam w domu Ulfeldtów…
– A więc to ty?
– Zatruwałam mleko! Tak, ja! – W zastygłej twarzy pojawił się nagle płomyk życia. Cień obrzydliwego triumfu. – Byłaś już tak blisko. Aż nagle pojawił się ten rycerz idiota. Pamiętasz Ellę? To byłam ja. Ale nie, ty nie interesowałaś się prostymi podkuchennymi. A potem mnie oszukałaś! Zwiodłaś tak, że pojechałam do Niderlandów. Nienawidziłam cię za to. Miałam zamiar dopaść cię na statku, powiedzieć całą prawdę o tym, jak złym jesteś człowiekiem, i wyrzucić cię za burtę. Ale ten głupiec znów zabawił się w bohatera i umknęłaś mi. Wiele miesięcy musiałam spędzić na obczyźnie, aż do chwili gdy dostałam pieniądze. Z trudem przedarłam się do domu, ale miałam cel, który trzymał mnie przy życiu. Myśl o unicestwieniu ciebie! Teraz nadeszła ta chwila, Jessiko. I dostanę was oboje za jednym razem.
– Nie! Nie dziecko! To dziecko Tancreda!
– Właśnie, tego bohaterskiego głupca. Jego także miałam zamiar dostać w swoje ręce, ale to będzie dla niego lepszą karą. Nie dlatego że zależy mu na tobie, nie wmawiaj sobie tego, ale mężczyźni zawsze są sentymentalni, gdy chodzi o ich dzieci. Uciekaj teraz, Jessiko, biegnij!
Zabawnie będzie w ciebie celować. Wiesz przecież, że zawsze byłam dobrym strzelcem. Chcę widzieć, jak biegniesz na oślep, uciekając przed…
Podniosła pistolet i wymierzyła w Jessikę.
– Jesteś szalona, Stello, nie możesz… Chciałam podarować ci Askinge, ale teraz…
– Nie przyjmę od ciebie jałmużny. Askinge i tak będzie moje. Uciekaj! Ruszaj! Mam ochotę na polowanie.
Jessica starała się pojąć, co się właściwie dzieje, ale myśli jakby nagle pochowały się w jej głowie. Myślała o dziecku, o Tancredzie, o szczęściu, które, jak jej się wydawało, nigdy nie stanie się ich udziałem…
Stella uniosła pistolet o kilka centymetrów.
– Strzelanie do skulonego zająca wcale nie jest zabawne, ale jeżeli jesteś taka ospała…
Rozległ się huk. Jessica była pewna, że dosięgła ją kula. Nic jednak nie poczuła, zobaczyła natomiast, że oczy Stelli wzbierają zdziwieniem, a ona sama zaczyna osuwać się na ziemię. Rozległ się głuchy stukot, kiedy opadła na podłogę altany.
Jessica, skulona, starała się osłonić dziecko.
Z zagajnika wybiegł Wilhelmsen.
– Trafiłem ją – dyszał ciężko. – Słyszałem wszystko, co mówiła. Ta biedaczka to wariatka.
– O, Wilhelmsen – jęknęła Jessica i wybuchnęła płaczem.
Objął ją.
– Musiałem to uczynić. Zrozumcie, pani, proszę.
Skinęła głową.
– Dziękuję! Złożę odpowiednie wyjaśnienia przed sądem…
– Nie myślcie o mnie, łaskawa pani! Jestem już stary, niewiele życia mi pozostało…
Uniosła głowę.
– Ale bez was Gabrielshus nie będzie Gabrielshus. Nie, nie możecie ponieść za to żadnej kary!
Wilhelmsena uniewinniono, dochodzenie dowiodło bowiem, że Stella była Ellą, systematycznie trującą Jessikę. Sługa działał w obronie swej pani i nic nie można było mu zarzucić. Najwyżej to, że zabił zamiast ranić, ale z tak dużej odległości trudno było celować.
Kiedy rodzina Paladinów przyszła do siebie po ostatnim wstrząsie, Alexander pomógł Jessice sprzedać za dobrą cenę Askinge. Była zdecydowana nie wracać tam już nigdy, po co więc miała niepotrzebnie dręczyć się w bezsenne noce rozmyślaniami o dworze.
Z ulgą przyjęli rozwiązanie zagadki tajemniczej choroby Jessiki. Niepokoiło ich to zwłaszcza ze względu na mające przyjść na świat dziecko.
Tym razem musieli zrezygnować z Tristana. Urodziła się maleńka, śliczna Lena Stefania, i zgodnie z przewidywaniem Cecylii prababcia Liv była dumna i uradowana. Prosiła ich o jak najszybszy przyjazd do Grastensholm, chciała bowiem zobaczyć swoją małą imienniczkę.
To właśnie dziecko sprawiło, że Tancred nareszcie dojrzał. Nie znaczyło to wcale, że zniknęło jego poczucie humoru, ale nauczył się w końcu godnie przyjmować zdarzające się czasami niepowodzenia. Jeśli człowiek nauczy się radzić sobie z przeciwnościami losu, można go już uznać za dorosłego.
Читать дальше