Na nocnym stoliku stało wino. Tancred rozlał je do kielichów i przepił do żony. Zauważyła, że tak drżą mu ręce, że aż wino wylewa się z kielicha.
Jej samej trzęsły się nogi.
– Przez wiele lat czekałem na tę chwilę – szepnął.
– Czy będzie nieskromnie z mojej strony przyznać, że ja też? – zapytała, rumieniąc się.
Te słowa zupełnie rozbroiły Tancreda.
– Naprawdę, Jessiko?
– Już od chwili, kiedy przewróciłeś się o mnie w lesie.
– To dokładnie tak jak ja! – powiedział zdziwiony.
Odstawił nieostrożnie kielich na krawędź stolika.
Naczynie zadźwięczało upadając na podłogę, a całe wino wylało się na dywan. Jessica natychmiast zaczęła się śmiać, ale Tancred sprawił, że od razu spoważniała.
– Czy mogę cię rozebrać, najdroższa? – szepnął.
Dostojnie skinęła głową.
– Kiedyś już mnie oglądałeś – powiedziała niewyraźnie, podczas gdy on zsuwał z niej suknię ślubną. – Ale teraz jestem ładniejsza. Nie mam na sobie warstwy kleiku.
– Tak bardzo cię pragnąłem, że zjadłbym całą tę papkę, byle tylko dotrzeć do ciebie. Jessiko, jakaż jesteś piękna! – westchnął, kiedy stanęła przed nim w samej halce.
– Dziękuję! Ale czy bardzo będziesz się gniewał, jeśli założę ślubną koszulę? Jest taka śliczna, że przykro byłoby zostawić ją nie używaną!
– Oczywiście, będziesz mogła – uśmiechnął się czule, nakładając jej koszulę, a ona pozwoliła halce opaść na podłogę. – Wyglądasz jak królewna z baśni, Jessiko.
Zmarszczyła nosek.
– Wydaje mi się, że królewny z bajek nie są tak pociągające. A ja tak chcę być teraz niebezpieczna i uwodzicielska.
– I jesteś taka!
Obydwoje się roześmiali. Śmiech miał ukryć ich skrępowanie, niepewność i onieśmielenie.
– Tancredzie, czy mógłbyś zdmuchnąć świecę? Bardzo chciałabym cię rozebrać, ale nie wiem, czy będę w stanie oglądać cię nagiego. Na razie. Obawiam się, że to przeżycie może być zbyt silne.
W przytulnej ciemności coraz bardziej podnieceni zdejmowali z siebie szaty. Nareszcie spoczęła w jego objęciach i poczuła jego pałające usta.
– O Boże, Jessiko, jak bardzo cię kocham! – westchnął. – Teraz jesteś moja, moja, nareszcie!
– Tancredzie, bądź dla mnie dobry, bądź ostrożny! Jednak troszeczkę się boję…
– Dobrze… postaram się – wyjąkał zaciskając zęby. – Ale chyba nie mogę już dłużej czekać. Och, Jessiko, nie!
Ostatnie słowa zabrzmiały jak wołanie o ratunek.
Tancred siedział na brzegu łoża z twarzą ukrytą w dłoniach. Zrozpaczony, wyglądał jak kupka nieszczęścia.
– Nic mi się nie udaje – jęknął bezradnie. – Chyba umrę ze wstydu.
Jessica gładziła go po nagich plecach. Z ogromnym wysiłkiem opanowała uśmiech.
– Cała sekunda to zupełnie nieźle jak na początek, kochany – przemawiała do niego łagodnie. – Zobaczysz, jutro już będą dwie.
– Tak – powiedział gorzko, ale ton głosu zdradzał, że wrodzone poczucie humoru powoli zaczęło brać górę.
– A za dwa tygodnie zdołam być może odebrać ci dziewictwo, jeżeli wezmę duży rozbieg już od drzwi.
Jessiko, nigdy nic mi się nie udaje…
– Wprost przeciwnie, Tancredzie! Czy nie rozumiesz, że to bardzo mi pochlebia? Że nie mogłeś się powstrzymać, nawet zbliżyć się do mnie, zanim… zanim… no, wiesz.
– No właśnie, sama to mówisz, nie mogłem nawet zbliżyć się do ciebie – parsknął. – I ta twoja nowa koszula specjalnie na noc poślubną!
– Mogę ją zdjąć.
Tancred rozchmurzył się.
– A właściwie dlaczego mielibyśmy powstrzymywać nasze żądze aż do jutra wieczorem?
– To się nazywa prawdziwy duch walki – mruknęła obejmując jego szeroki tors. – Chodź do łóżka, będziemy leżeć i mówić sobie, jacy jesteśmy piękni i jak bardzo się kochamy. Takich rzeczy miło się słucha w noc poślubną. I… nie żebym wiedziała znów tak wiele o mężczyznach i znała ich możliwości, ale chyba nie jest wykluczone, byśmy wkrótce spróbowali jeszcze raz. Przez ciało przebiegły mi takie rozkoszne dreszcze, nabrałam apetytu.
Skąd brała się w niej odwaga, by przemawiać w taki sposób? Sama sobą była zdziwiona. Ale jej słowa nie pozostały bez odzewu.
– Wkrótce? – zdziwił się Tancred, który już wsunął się do łóżka i rozebrał ją z kłopotliwej koszuli. Wróciła mu śmiałość. – Ja już jestem gotowy na wszystko.
– O, to są właściwe słowa – uśmiechnęła się szeroko, z miłością i czule otaczając go ramionami.
Tancredowi w końcu musiało się powieść, ponieważ Jessica zaszła w ciążę dokładnie w noc poślubną. Co prawda nie im jednym na świecie udała się ta sztuka. Działo się tak szczególnie w czasach, kiedy cnotą było wstępowanie do małżeńskiego łoża nietkniętymi.
Jessica naprawdę się bała i wstydziła tej nocy, kiedy po raz pierwszy mieli być razem, ale drobne potknięcie Tancreda dodało jej odwagi i pewności siebie. Z dumą myślała, że kiedy sytuacja tego wymagała, zawsze okazywała się dzielna. Instynktownie wyczuła też, że drobne niepowodzenie można obrócić w żart. Nie wszyscy mężczyźni by to znieśli, ale Tancred, tak jak i ona, urodził się ze śmiechem na ustach.
Co prawda w ostatnich latach dotknęły ich tak trudne i wyniszczające nerwy przeżycia, że prawie zapomnieli o śmiechu. Teraz jednak mogli już odetchnąć z ulgą.
Jessica pomogła Tancredowi zwalczyć niepowodzenie, nie musiała więc czekać całych dwóch tygodni, by móc odczuć radość posiadania i bycia posiadaną. A Tancred był dumny jak paw. Długo leżeli w objęciach, zatopieni w świętym niemal szczęściu bycia razem i poczucia, że są kochani przez tych, których sami kochają.
– Wspaniale! – wykrzyknęła Cecylia późną zimą 1652 roku. – Słyszałeś, Alexandrze? Zostaniesz dziadkiem! Jak nazwiecie dziecko?
– Jeszcze nie wiemy – uśmiechnęła się Jessica. – Mój ojciec nazywał się Thomas i…
– Jeszcze jeden na T – zdziwiła się Cecylia. – Ta litera wyraźnie upodobała sobie naszą rodzinę. A więc…
– Zawsze marzyłam o tym, by mieć syna o imieniu Tristan – powiedziała nieśmiało Jessica. – Jeśli nie macie nic przeciwko temu, nazwalibyśmy ewentualnego chłopca Tristan Alexander.
– Wyśmienicie – ucieszył się ojciec Tancreda. – Musimy utrzymać tradycje rycerskie. O ile dobrze pamiętam, Tristan był także paladynem. Ale mogę się mylić. A jeżeli będzie dziewczynka?
– Zamierzaliśmy nazwać ją Lena Stefania, po babci Liv i po matce Jessiki, Angielce z urodzenia, albo Christiana, po tobie, matko – odparł Tancred.
– O, proszę, ochrzcijcie ją po mojej ukochanej matce, dopóki ona jeszcze żyje! Myślę, że ogromnie się z tego ucieszy. Christianę możecie zachować dla następnej córki.
– Optymistka – zachichotał Tancred. – Ale postaram się…
– O tak – powiedziała Jessica. – Będzie jeszcze Tristan, i Lena, i Christiana, i…
– Tancredzie! – powiedziała Cecylia poważnie. – Nie mówiłeś Jessice o Ludziach Lodu?
– Tak, ale w pokoleniu naszych dzieci było już jedno dotknięte. Córeczka Gabrielli, która urodziła się martwa.
– Jest jeszcze coś. Kochana Jessiko, potomkowie Ludzi Lodu nigdy nie mają licznego potomstwa. Nie spodziewajcie się wielu dzieci!
– Nie wiedziałam o tym. – W oczach Jessiki pojawił się smutek. Zaraz się jednak uśmiechnęła. – Będziemy więc cieszyć się tymi, które nam się urodzą, i kochać je dwa razy mocniej.
Читать дальше