Margit Sandemo - Zemsta
Здесь есть возможность читать онлайн «Margit Sandemo - Zemsta» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Zemsta
- Автор:
- Жанр:
- Год:неизвестен
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:5 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 100
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Zemsta: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Zemsta»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Zemsta — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Zemsta», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
Znowu zostali tylko rodzice Marty i ona, bezradnie siedząca w trawie. Była tak okropnie zmęczona; całe ciało i mózg. Miała wrażenie, że coś się rozrasta w jej wnętrzu, ale na razie umiała jeszcze nad tym zapanować.
A u jej stóp leżał nieduży bukiecik jesiennych kwiatów, przeznaczony dla Marty.
Matka spojrzała w ślad za jej wzrokiem.
– Tak, przychodzimy tu parę razy na tydzień, żeby uczcić pamięć Marty. Ona przecież nie ma grobu. Samobójczyni, powiedział pastor, i nie zezwolił, by miała grób na cmentarzu. A zresztą i tak nigdy jej nie odnaleźliśmy, to myślę, że tu ma swoje miejsce.
– Nigdy nie odnaleźliście?
– Nie, rzeka jej nie oddała. A kto by mógł zejść tam, na dół?
Marta? Wciąż leży tam, na dnie?
– To w takim razie skąd wiadomo, że ona…?
Ojciec dziewczyny westchnął ciężko.
– Dwóch ludzi łowiło ryby w rzece niedaleko stąd i widzieli, jak spadała, słyszeli, jak wzywała ratunku.
Villemo jęknęła głucho.
– A jak… to się z panienką stało? – zapytał znowu ojciec. – Potknęła się panienka i spadła?
– Nie, nie, ktoś mnie popchnął! – zawołała, nim zdążyła się zastanowić.
Tamci spojrzeli po sobie.
– Jak Martę? – zapytał ojciec z wolna. – Ale jego przecież już nie ma, nie żyje. Zginął w Romerike, tak gadają.
Twarz Villemo spłonęła rumieńcem.
– Eldar Svartskogen? Nie, on tego nie zrobił! To nie on popchnął Martę, to tylko złośliwe plotki.
Rodzice Marty posmutnieli. Ojciec mówił dalej:
– Ci dwaj rybacy… zresztą oni nie byli z naszej wsi… Widzieli, jak Marta spada, patrzyli w tę stronę, bo usłyszeli jej krzyk. I zaraz przybiegli tu co tchu. To oni widzieli, że jakiś mężczyzna ucieka przez las od strony wodospadu. Widzieli go tylko pomiędzy drzewami, ale mówili, że miał takie lśniące włosy i drapieżne niczym u wilka oczy.
Eldar. Villemo poczuła, że coś się jej zaciska w piersi.
– A ona nosiła jego dziecko – dodała matka. – To wiemy.
Villemo oparła głowę o kolana i długo siedziała z ukrytą twarzą, próbując uporać się jakoś ze swoimi uczuciami. Jej wybawcy czekali, pogrążeni w zadumie.
W końcu podniosła się, stanęła chwiejnie na nogach. Głęboko wciągała powietrze, żeby stłumić mdłości. Wahała się przez chwilę, a potem poszła niepewnie w stronę sosen na skraju lasu, gdzie rosła jeszcze kępka na wpół uschłych jesiennych kwiatów. Villemo zrywała je powoli i ostrożnie, a potem ułożyła w piękny bukiet zostawiając jeden duży kwiat.
Położyła bukiet pod krzyżem upamiętniającym śmierć Marty, a potem uklękła i przez chwilę trwała w pełnym szacunku milczeniu. Gdy wstała, wzięła ten największy kwiat i rzuciła go przez krawędź urwiska w otchłań.
Rodzice dziewczyny milczeli wzruszeni, kiedy do nich wróciła.
– To ostatnie… to było… ja pogrzebałam w ten sposób niepotrzebną miłość. Trwające przez cały rok niepotrzebne, zaprzepaszczone uczucie.
– Miłość nigdy nie jest zaprzepaszczanym uczuciem, panno Villemo – powiedziała matka Marty. – Miłość czyni człowieka silnym i czystym. Nawet jeśli się kocha niegodziwca. My wiedzieliśmy o słabości panienki do Eldara Svanskogen i cierpieliśmy bardzo ze względu na panienkę, bo nasza Marta też żywiła do niego słabość. Ale nie wypadało nam rozmawiać o tym z panienką.
Villemo gwałtownie łapała powietrze, z całych sił starała się nie rozpłakać.
– Ale teraz to koniec – powiedziała ze złym triumfem. – Teraz to koniec, jestem wolna, moje oczy zostały otwarte i znowu widzę wyraźnie. Ja mu wierzyłam, ponieważ chciałam mu wierzyć. Z uporem odrzucałam wszelkie ostrzeżenia i szepty za plecami, jak to nazywałam. O, Boże!
Zakryła twarz dłońmi i padła na kolana przed krzyżem z uczuciem głębokiego, szczerego zrozumienia dla swojej nieszczęsnej siostry.
– O, Marto, Marto – szlochała. – Jak mogłyśmy być takie ślepe? Ja i tak wykręciłam się z tego tanim kosztem, ale ty… Teraz jego też nie ma. Już żadnej dziewczynie nie wyrządzi krzywdy.
Płacz ją ogłuszył. Żal z powodu Marty mieszał się z żalem nad własną zawiedzioną miłością. Razem ze łzami spływało z niej to straszliwe napięcie wielu długich godzin spędzonych nad przepastną głębiną.
Rodzice Marty byli prostymi ludźmi, lecz rozumieli, co się teraz dzieje z piękną panienką Villemo. Obejmowali ją nieśmiało, by okazać jej współczucie, lecz pozwalali się wypłakać.
W końcu opanowała się. Pociągając nosem, otarła ostatnie łzy, wstała i próbowała się do nich uśmiechnąć.
Na szczęście pojawił się dzierżawca z zaprzężonym do wozu koniem.
Pomogli jej wejść i usadowić się wygodnie, po czym ruszyli w przekonaniu, że po drodze spotkają ludzi z Lipowej Alei.
Ojciec Marty, który prowadził konia przez las, powiedział do Villemo:
– Wie panienka, jakoś mi dzisiaj lżej na duszy. Nigdy nie zapomnimy, że straciliśmy córkę w tak okrutny sposób. Ale darem niebios było dla nas uratować życie innej dziewczynie. To po prostu plaster na nasze rany, jeśli panienka rozumie, co mam na myśli.
– Oczywiście, że rozumiem – odparła Villemo ciepło. – Nie mogę tylko pojąć…
– Czego?
– Kto mnie popchnął. Ciężko będzie mi żyć z tą świadomością.
– I ja się nad tym zastanawiałam – wtrąciła matka Marty. – Ja nie wierzę w duchy, co to, to nie. Ale ludzie opowiadają, że po okolicy włóczy się klępa łosia, która atakuje ludzi. Może to ona…
Villemo odniosła się do tego sceptycznie. Pamiętał? uderzenie w plecy, a chwilę przedtem słyszała szelest w lesie, jakby kroki. Łoś? Chyba nie.
– Możliwe – odparła zgodnie.
Niedługa spotkali obu synów dzierżawcy i kilkoro przestraszonych służących z Lipowej Alei.
– Nikogo z państwa nie ma w domu – tłumaczył jeden z chłopców. – Wszyscy pojechali z wizytą do proboszcza.
– A rzeczywiście – przypomniała sobie Villemo. – Ja też miałam tam być, ale całkiem zapomniałam. To znaczy, że ani w Grastensholm, ani w Elistrand też nikogo w domu nie ma. Ale gdybym tylko mogła pożyczyć konia, to…
Dzierżawca ofiarował się, że ją odwiezie, co przyjęła z wdzięcznością. Po serdecznym, przejmującym pożegnaniu ze swoimi wybawcami ruszyła konno ku domowi.
Tak naprawdę to wiadomość, że rodziców nie ma w domu, przyjęła z ulgą. Bo co miałaby im powiedzieć? Jeszcze nie była w stanie rozmawiać z nimi o tych nieustających prześladowaniach.
O śmiertelnie niebezpiecznych prześladowaniach.
Zła, nagła śmierć grasowała po lasach parafii Grastensholm. Za każdym razem, kiedy któryś z mężczyzn należących do rodziny Svartskogen wyjeżdżał z domu, wiedział, że naraża życie. Ludzie z Woller polowali na nich i tak to trwało już niemal pół wieku.
A ludzie z Woller? Żaden z nich nie odważyłby się opowiadają, że po okolicy włóczy się klępa łosia, która atakuje ludzi. Może to ona…
Villemo odniosła się do tego sceptycznie. Pamiętała uderzenie w plecy, a chwilę przedtem słyszała szelest w lesie, jakby kroki. Łoś? Chyba nie.
– Możliwe – odparła zgodnie.
Niedługo spotkali obu synów dzierżawcy i kilkoro przestraszonych służących z Lipowej Alei.
– Nikogo z państwa nie ma w domu – tłumaczył jeden z chłopców. – Wszyscy pojechali z wizytą do proboszcza.
– A rzeczywiście – przypomniała sobie Villemo. – Ja też miałam tam być, ale całkiem zapomniałam. To znaczy, że ani w Grastensholm, ani w Elistrand też nikogo w domu nie ma. Ale gdybym tylko mogła pożyczyć konia, to…
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Zemsta»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Zemsta» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Zemsta» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.