Margit Sandemo - Zemsta
Здесь есть возможность читать онлайн «Margit Sandemo - Zemsta» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Zemsta
- Автор:
- Жанр:
- Год:неизвестен
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:5 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 100
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Zemsta: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Zemsta»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Zemsta — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Zemsta», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
– Nie zapominajcie, że ja mam zdolność wyczuwania, co ludzie myślą. Zwłaszcza dobrze wyczuwam obecność ludzi, którzy mi źle życzą, i umiem się przed nimi bronić.
Kaleb i Gabriella spoglądali po sobie. Długo, ze zwątpieniem, ale i z nadzieją, a także z wyrzutami sumienia, że odważyli się mieć nadzieję.
– Nie chcielibyśmy o niczym decydować – rzekł wreszcie Kaleb. – Dziękujemy ci za dobre chęci, ale powinniśmy chyba zapytać twoją najbliższą rodzinę z Lipowej Alei. Niech oni rozstrzygną! Tacy jesteśmy tchórzliwi, że powierzamy twój los innym.
– Rozumiem to bardzo dobrze – uśmiechnął się Dominik. – Ale skoro tak, to powinienem jak najszybciej pojechać do Lipowej Alei.
Brand i Andreas wahali się długo, w końcu jednak wyrazili zgodę. Niklas chciał także jechać, lecz Dominik pragnął być sam. Postanowił wedrzeć się na terytorium wroga i starał się nie wciągać innych w niebezpieczeństwo.
Koń byłby zbyt widoczny, zostawił go więc w Lipowej Alei. I wyruszył nie zwlekając. Wszyscy inni szukali już Villemo, teraz nadeszła jego kolej.
Także jego celem była parafia Eng i dwór Woller. najpierw jednak rozejrzał się dokładnie ze szczytu wzniesienia.
Eng było mniejsze niż Grastensholm, ciasno otoczone porosłymi lasem wzgórzami. A niedaleko stąd leżała parafia Moberg, to wiedział.
Dwór Woller widziało się z daleka, był największy w tej okolicy. Dominik przyjrzał się najbliższym zabudowaniom, wiedział jednak, że jego rodzina, Svartskogenowie oraz ludzie asesora przeszukali wszystkie domy w pobliżu Woller, wszystkie zagrody komornicze należące do dworu.
Villemo tam nie było.
Przemykał się po bezdrożach, przepatrywał lasy i pola, wreszcie dotarł do Woller. Obcy nie miał żadnej szansy dostać się na dziedziniec, a zwłaszcza szukać tam czegoś na własną rękę. Nie było też mowy, by dowiedzieć się czegoś o Villemo od służących. Gospodarz bardzo starannie dobierał swoją służbę. Byli to ludzie tego samego pokroju co on, wszyscy co do jednego.
Miało się ku wieczorowi. W ciemnościach Dominik i tak nic by nie zdziałał, postanowił więc pójść prosto do jaskini lwa.
Gospodarz przyjął go osobiście. Dominik Lind z Ludzi Lodu? Jeszcze jeden z tych pyszałków.
Na widok gościa cofnął się mimo woli. Żółtooki, ten także? I co to za oczy! Błyszczały pod czarnymi łukami brwi niczym wypucowana miedź.
Należał do znamienitej rodziny, samo ubranie o tym świadczy. To jeden z Paladinów? Nie, raczej Szwed.
Młodzieniec przedstawił się jako kurier Jego Wysokości króla Karola.
I to był ze strony Dominika błąd. Liczył na swego rodzaju nietykalność, lecz stary Woller za nic miał króla Szwecji Karola XI. Przeciwnie, zirytowało go to jeszcze bardziej. Jako zdeklarowany zwolennik Duńczyków zawsze żywił do Szwedów nienawiść. Tego dudka tutaj powinien stuknąć.
Wszystkie zmysły Dominika, pięć normalnych i jeden nadzwyczajny, były napięte do granic wytrzymałości. Znakomicie wyczuwał nastrój swego przeciwnika.
To przestępca, myślał, przyglądając się topornej twarzy tamtego, jego byczemu karkowi tak potwornemu, że uszy sterczały jakoś dziwnie, fioletowoczerwonej barwie szyi, znamionującej choleryczny temperament. To zwaliste, despotyczne indywiduum miało Villemo w swoich łapach. Na ugodę z nim trudno liczyć.
To przebiegły typ, świadczą o tym choćby te na wpół przymknięte oczka. Muszę być ostrożny. Nie powinienem był tu przychodzić, popełniłem błąd.
No, ale przyszedłem. Wszyscy, którzy tu byli przede mną, grozili, wściekali się, błagali i prosili… Bez skutku. Więc co ja mam zrobić?
Plan, z którym szedł, by spokojnie, rzeczowo porozmawiać i może w ten sposób dojść do jakichś rozstrzygnięć, rozwiał się natychmiast, gdy zobaczył Wollera. Ten człowiek się nie cofa. On robi, co chce.
Dominik zaczął wprost:
– Wiem, że pan przetrzymuje moją kuzynkę, Villemo córkę Kaleba: Wiem, że znęca się pan nad nią dla zemsty, bo była przy śmierci pańskiego syna. Ale to nie ona go zabiła, a poza tym działała w obronie własnej. To on na nią napadł i pan o tym wie.
Woller gapił się na swego z otwartą gębą. Ten młodzik wie trochę za dużo. Historia śmierci Monsa jest znana, ale skąd wie, że Villemo trzymana jest w ukryciu i dręczona? To mu się nie podobało.
– To kłamstwo i pomówienie z jej strony – oświadczył krótko. – Mons miał zawsze każdą dziewczynę, którą zechciał, i nie musiał gwałcić tej miotły!
Wzrok Dominika pociemniał.
– Ta, jak pan mówi, miotła, jest mi droższa niż wszystko na świecie. Pisała do mnie z prośbą o ratunek w związku z tymi wszystkimi atakami na jej życie. Przyjechałem natychmiast. Proszę pana… Ona już dość wycierpiała.
Oczy Wollera zrobiły się teraz wąskie jak szparki:
– Jest panu, znaczy się, droga? I pan jej pewno też?
– Mam taką nadzieję.
Chłop stał i długo coś rozważał. Dominik wyczuwał jego nastrój i bardzo mu się to nie podobało.
– Dobrze! Będzie ją pan mógł zobaczyć.
Dominik odetchnął. Więc Villemo żyje i być może ją zobaczy? O, to zbyt piękne, by mogło być prawdziwe.
I akurat w tym przypadku miał rację. Dominik był zbyt łatwowierny, by mierzyć się z takim lisem jak właściciel Woller. Gospodarz zadzwonił i do izby weszło trzech mężczyzn: jeden miał nieprawdopodobnie długie nogi, drugi niczym szczególnym się nie odznaczał, ale za to trzeci cuchnął z daleka.
– Ten młody człowiek chciałby dotrzymać towarzystwa pannie Villemo. Brać go!
Dominik był silny. Czterem uzbrojonym ludziom jednak nie mógł dać rady.
Woller odwiedził swego przyjaciela wójta.
– Trafił mi się niezły łup – oświadczył. – Zrobimy teraz zamianę. Skaktavl nie ma już żadnej wartości, a poza tym ledwie dyszy. Ty się nim zajmij, a my na jego miejsce poślemy tam tego nowego. Teraz pyskata panna Villemo nareszcie zobaczy, jak pan na Woller obchodzi się ze swoimi wrogami!
Drzwi obory otworzyły się nagle, do środka wpadli trzej mężczyźni, pochwycili Skaktavla i wywlekli, zanim więźniowie zdążyli pojąć, co się stało.
– Nie! – wrzeszczała Villemo. – Nie, nie zabierajcie go! Nie odbierajcie mi jedynego przyjaciela!
Tamtych już jednak nie było. Zdążyła mimo wszystko w ich twarzach wyczytać, że Skaktavl wyruszył w swą ostatnią drogę.
Upadła na ziemię tuż przy drzwiach.
– Nie róbcie mu krzywdy – łkała cicho. – To wspaniały człowiek. I tyle przecierpiał. Nie zostawiajcie mnie tu samej!
Ale obora była pusta. Wielka, zimna, ciemna i beznadziejnie pusta.
Wieczorem usłyszała, że ktoś się zbliża.
Kroki dwóch ludzi.
Drzwi zostały otwarte.
W progu stał rosły i zwalisty mężczyzna, dobrze ubrany. Twarz miał ponurą, niby wyciosaną w kamieniu.
– Villemo córko Kaleba z Elistrand, teraz już wiesz, jak się człowiek czuje, kiedy traci najbliższych?
Podświadomie wyprostowała się. Wyglądała żałośnie, z włosami w strąkach i w postrzępionym ubraniu. Sina z zimna, zakatarzona, zanosząca się kaszlem w tej przewianej lodowatym wiatrem oborze. Swoją godność mimo to zachowała.
– Ja nie zabiłam waszego syna. On chciał mnie zgwałcić i Eldar Svartskogen mnie bronił.
– Myślisz, że twoja nędzna cnota warta jest więcej niż życie mojego syna?
Uznała, że na to odpowiadać nie musi.
– Kiedy stąd wyjdę?
– Kiedy wypijesz swój kielich do dna.
– Już to zrobiłam.
– O, nie! Dużo jeszcze przejdziesz, zanim przybijemy wieko twojej trumny.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Zemsta»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Zemsta» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Zemsta» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.