Dominik nic nie powiedział, obejmował ją tylko mocniej. I tak siedziała, skulona i apatyczna, przez całą drogę do szałasu.
Odnaleźli go zdumiewająco łatwo i szybko. Musiałem się przedtem kręcić w kółko, pomyślał Dominik.
Niklas pokazał się w progu.
– Długo cię nie było – wołał z daleka.
– Tak, ale znalazłem Villemo – odparł Dominik. – A to jest najważniejsze.
– A Svartskogen?
– Nie żyje. Zajmij się nią. Ona jest śmiertelnie zmęczona.
Niklas wyciągnął ręce i Villemo ześlizgnęła się na dół. Nie było w niej nie tylko radości życia, nie było w niej nic, ani odrobiny woli.
Wstrząśnięty tym widokiem Niklas natychmiast zabrał się do opatrywania jej niezliczonych ran. Darł pościel na bandaże, ale były to rzeczy stare i zniszczone, nie bardzo się nadawały do takiego celu.
Podczas nieobecności Dominika pojawił się w szałasie ostrzyciel noży, czy raczej Skaktavl. Zabrał obu rannych i Kristinę Tobronn na dół, do wsi. Miała tam zamieszkać u jakichś dobrych ludzi. Kristina uparła się zabrać też swojego brata, Malte, którym chciała się zaopiekować.
Skaktavl był strasznie przygnębiony, trudno to wprost opowiedzieć. Tyle lat przygotowań, nadziei i oczekiwań zostało zniszczone w ciągu jednej jedynej nocy. Trudno zliczyć tych, którzy stracili życie w starciu ze znacznie lepiej od nich uzbrojonymi dragonami. Inni ratowali się ucieczką, wrócili do swoich wsi i domów, niestety wielu też zostało schwytanych. Sam Skaktavl był poszukiwany i musiał jak najszybciej znaleźć gdzieś schronienie. Zamierzał przedostać się do Szwecji.
Namiestnik zaś zdołał zbiec.
– A co zrobimy z tymi? – zapytał Dominik, wskazując na ośmioro byłych niewolników z Tobronn. Villemo podniosła głowę. Widocznie, mimo wszystko, tliła się w niej jeszcze jakaś iskierka życia. Jej podopieczni, którymi zajmowała się z takim poświęceniem i których Niklas opatrzył, co z nimi teraz będzie? I znowu poczuła, że jej zmysły są w stanie reagować. Serce jej krwawiło, gdy patrzyła na tych nieszczęśliwców. Bezbronni, porzuceni przez bezduszny świat.
– Nie ma zmartwienia – powiedział Niklas spokojnie. – Weźmiemy ich do nas.
– Co ty mówisz? – zawołał Dominik.
Niklas uśmiechnął się.
– Czy zapomnieliście o naszej babce Liv? Zapomnieliście o Mattiasie, Gabrielli i Kalebie i ich domu dla porzuconych dzieci? Czy nie pamiętacie, że i w Grastensholm, i w Elistrand są izby przeznaczone dla takich gości?
Usta Villemo zadrżały. Wstała i zarzuciła Niklasowi ręce na szyję.
– Och, Niklas! Jaki ty jesteś wielkoduszny! I jak potrafisz wszystko urządzić! Ja bym tak nie umiała.
– No, no – śmiał się. – Oni są zdolnymi pracownikami i nie muszą być dla nikogo ciężarem. Trzeba im tylko zapewnić prawo do życia w ludzkich warunkach.
Dominik spoglądał ze smutkiem, jak Villemo obejmuje kuzyna. Miała dużo więcej zaufania do Niklasa niż do niego. I nic dziwnego, skoro Dominik dokuczał jej i drażnił się z nią zawsze, od dzieciństwa. Tak jakby stali po przeciwnych stronach.
Niklas ostrożnie zdjął jej ręce ze swoich ramion.
– Jak dobrze widzieć cię znowu uradowaną, Villemo. Bardzo mi przykro z powodu Eldara, ale on sam sobie kopał grób, wierz mi. Nie znałaś go, Villemo. Nikt ci przedtem nie opowiadał o Eldarze Svartskogen ani o tym, dlaczego on kilka lat temu zniknął z parafii Grgstensholm.
– On mi opowiadał – zaprotestowała. – On mi wszystko powiedział. O tym, że jako jeden z najstarszych w domu musiał pójść na służbę.
– Ach, tak! – syknął Niklas jadowicie. – Takie jest jego wyjaśnienie? Czy pamiętasz taką dziewczynę imieniem Marta? Tę, która rzuciła się do rzeki w miejscu, które teraz nazywa się Głębia Marty? To Eldar Svartskogen sprowadził na nią nieszczęście. I to on miał podobno pomóc jej znaleźć się w rzece.
– Nie – jęknęła Villemo.
– Owszem. A pamiętasz tę dziewczynę, która urodziła dziecko, nie wytrzymała ludzkiego gadania i tego, że stała się pośmiewiskiem, więc uciekła do miasta? Nigdy już nie wróciła. Ojcem dziecka był Eldar Svartskogen, ale czy myślisz, że przejął się jej losem?
– Niklas – upomniał go Dominik.
Villemo ze szlochem odwróciła się od Niklasa i ukryła twarz na piersi Dominika. Objął ją mocno, a ona po raz pierwszy chyba poczuła się w jego obecności bezpieczna.
– Ale on mówił, że mnie kocha – zanosiła się rozpaczliwym płaczem. – To jego ostatnie słowa. I naprawdę tak myślał, jestem tego pewna.
– Nietrudno w to uwierzyć, moja mała Villemo – szepnął Dominik łagodnie. – Kto by cię mógł nie kochać?
Villemo jednak nie pojęła ani tych słów, ani tonu, jakim zostały wypowiedziane.
Skaktavl dał im wóz i konie i wkrótce wyruszyli w długą drogę do Grastensholm.
Ośmioro pasażerów wozu było w dobrym stanie. Teraz gdy Eldar zniknął, mieli pełne zaufanie do opiekunów, zwłaszcza do Niklasa. Eldar ich przerażał. Siedzieli ciepło opatuleni i rozmawiali po swojemu. Villemo zaś usiadła na koźle, między swoimi braćmi, jak ich nazywała.
Smutek przytłaczał jej myśli, lecz opowieść Niklasa o Eldarze zmieniła jednak nieco tej sąd o zmarłym.
Ostatnie wydarzenia sprawiły, że Villemo bardzo wydoroślała, choć nie zdawała sobie z tego sprawy. Czas spędzony w Tobronn i straszna noc powstańcza zatarły to, co jeszcze było w niej dziecinnego.
Wóz dotarł do parafii Grastensholm w święta Bożego Narodzenia. Villemo zdążyła wrócić do domu przed Gabriellą, która zresztą nigdy nie poznała zbyt wielu szczegółów dotyczących tej dziwnej przygody swojej córki. Kaleb wprost nie wiedział, jak dziękować Niklasowi i Dominikowi, a ośmioro bezdomnych robotników z Tobronn ulokowano, po kilkoro, we wszystkich trzech dworach. Mieszkali tam i pracowali. Minęło trochę czasu, nim naprawdę pojęli swoje szczęście i uświadomili sobie, że będą mogli zostać na zawsze u tych miłych ludzi, mieszkać w pięknych pokojach i żyć, jak ludzie żyją.
Villemo powoli dochodziła do siebie. Ale głęboko w sercu nosiła cierń smutku. Mogła kochać tylko jednego mężczyznę, powtarzała, i nikt nie był w stanie jej tego przeświadczenia wyperswadować.
Ze złocistych oczu Dominika zniknął zaś ów wyraz szyderczego rozbawienia, z którego był przedtem znany.
Choć się to wydaje dziwne, noc powstańcza nie pociągnęła za sobą poważniejszych następstw.
Powód tego jest dość prosty. Otóż do Ulryka Fryderyka Gyldenlove dotarła wiadomość, że to on miał zostać królem wolnej Norwegii, gdyby powstanie się udało. Za nic nie chciał, by ta kompromitująca go na duńskim dworze pogłoska się rozniosła, polecił więc całą sprawę wyciszyć. Przemilczeć. Żadnych raportów do Danii, niczego nie opisywać ani nie opowiadać. Nie będzie żadnych sądów, wszystkich jeńców należy puścić wolno.
Tak więc nieudane powstanie nie weszło na karty historii. Pozostało jednym z wielu stłumionych buntów, może tylko lepiej zaplanowanym i mającym większy zasięg. Żyło, naturalnie, przez długi czas w opowieściach przekazywanych z ust do ust, potem jednak, gdy świadkowie wydarzeń pomarli, powstanie poszło w niepamięć. I nigdy nie znalazło miejsca w podręcznikach historii.
W dzień Bożego Narodzenia 1673 roku do Woller powrócili czterej jeźdźcy z wiadomością, że Eldar Svartskogen padł z ich mściwych rąk.
– Dobrze – pochwalił stary Woller. – To teraz jeszcze tylko ta mała gadzina o żółtych oczach. Ale dostaniemy ją, prędzej czy później.
Uśmiechnął się zadowolony na samą myśl o tym. Zaraz jednak jego wielka, jakby w kamieniu wyciosana twarz przybrała ponury wyraz.
Читать дальше