– Można i chłopców, i dziewczynki. Ale gdzie ona jest? Czy w jakichś znośnych warunkach?
– O, myślę, że tak.
– A Eldar Svanskogen?
– Jest z nią, Schronili się w moim górskim szałasie.
Niklas i Dominik ściskali lejce drżącymi rękami. Mężczyzna, ostrzyciel noży, opowiedział im o pracy Villemo we dworze Tobronn, wyjaśnił, że ona i Eldar zostali wysłani do górskiego szałasu z grupą nieszczęśników, których trzeba było ratować.
– Więc nie pracowali razem, Eldar i ona? – pytał Dominik niepewnie. – Nie… mieszkali też razem?
– Nie, uchowaj Boże! Występowali tam jako brat i siostra, spotykali się tylko raz dziennie, i to na widoku. Byli naszymi szpiegami we dworze i wykonali dla nas bardzo ważną pracę.
Dominik odetchnął.
– Ale teraz są razem? W tym szałasie?
– Tak.
Poczuł chłód w sercu, dużo bardziej dokuczliwy niż zimno, które przenikało jego ciało.
– Śpieszmy się, Niklas. Musimy się tam dostać jak najszybciej!
Z lasu wybiegł jakiś człowiek.
– Czy jego wysokość tutaj jest?
– Jestem – odparł ostrzyciel noży.
– Jego wysokość? – zapytał Niklas zdumiony.
– Nazywam się Skaktavl. Pochodzę ze starej norweskiej szlachty. Nic to nie znaczy w dzisiejszych czasach, ale… Tak, co się stało?
– Nasi ludzie zostali zaatakowani – dyszał posłaniec. – Powiadają, że widziano kilku wójtów i mnóstwo dragonów.
– Zdrada – wyszeptał Skaktavl.
– Chyba nie – rzekł Niklas, otulając szczelniej głowę kapturem. – Ale wydaje mi się, że zbyt wielu waszych ludzi znało ten plan z uprowadzeniem naczelnika, czyż nie?
– Ma pan rację.
– Tylu ludzi nie jest w stanie zachować tajemnicy. Nawet my słyszeliśmy wiele, a przecież stoimy całkiem na uboczu.
Przywódca skrzyknął swoich ludzi.
– Natychmiast musimy tam ruszać!
– A szałas? – wołał Dominik. Dosiadł już konia, niecierpliwy, by ruszać dalej. – Jak się tam dostać?
Wszystko tonęło w krzyku i chaosie. Z daleka dochodziły inne, jeszcze bardziej gorączkowe nawoływania.
– Droga do szałasu? – powtarzał Dominik.
Skaktavl odwrócił się na moment.
– Znajdziecie ją, to kawałek stąd.
I zniknął.
– W tych ciemnościach? – jęknął Dominik. – Ale trudno, musimy próbować.
– A może powinniśmy pomóc walczącym? – zastanawiał się Niklas.
– Rób, co ci serce dyktuje. Ja, jako Szwed, ani nie chcę, ani nie powinienem się w to mieszać. Jedyne, co mnie interesuje, to odnaleźć Villemo.
Niklas na moment wstrzymał konia.
– Jadę z tobą – zdecydował po chwili. – Miecz i rozlew krwi to nie jest najwłaściwsza droga do wolnej Norwegii.
Posuwali się dalej w śniegu z deszczem, na mokrych koniach, przemoczeni i przemarznięci tak, że nie zawsze byli w stanie zachować jasność myśli. Droga do szałasu… Jak odszukać wąską dróżkę w taką noc?
Eldarowi udało się jakoś nakłonić Villemo, by położyła się do łóżka. „Nie mamy pościeli na dwoje – odpowiadał na jej wątpliwości. – Przecież nie możesz siedzieć do rana, rozumiesz chyba. A z tego łóżka możemy mieć baczenie na dużą izbę”.
To ją uspokoiło. Każdy mógł zajrzeć do alkowy. W tej sytuacji mogą chyba spać w jednym łóżku.
Chłopak ze zranioną nogą wciąż głośno jęczał. Podróż dała mu się mocno we znaki. Ach, gdybyśmy tak mieli tutaj Niklasa, pomyślała Villemo po raz co najmniej dwudziesty, nie przeczuwając nawet, jak blisko jest Niklas w tej chwili.
Eldar miał doświadczenie z niezdecydowanymi dziewczętami, wiedział, jak się z nimi obchodzić. Villemo położyła się, co zrozumiałe, na samym skraju łóżka, spłoszona i nieprzystępna, on jednak stosował taktykę uwodzicielską, którą młodej osobie trudno przejrzeć. Polega ona bowiem na działaniu niezwykle ostrożnym i powolnym, tak że dziewczyna nigdy nie wie, kiedy powiedzieć nie.
Teraz posunął się już tak daleko, że leżał wsparty na łokciu i próbował w czerwonej poświacie ogniska z dużej izby pochwycić jej spojrzenie. Villemo jednak najchętniej patrzyła w bok. Tak było przez cały czas, gdy leżeli przy sobie i rozmawiali szeptem.
– Nie mogę przestać myśleć o starej Berit – mówiła Villemo zmartwiona. – Powinniśmy byli zabrać ją ze sobą.
Eldar oniemiał. Leży tu oto, można powiedzieć, w jego ramionach, i myśli o jakiejś starej babie! Na Boga, co to za dziewczyna?
– To by się nie udało – szepnął w odpowiedzi, przesuwając rękę, którą już przedtem położył na jej ramieniu, o cal bliżej szyi. – W rzeczywistości Berit podziwiała gospodarzy. Żywiła dla nich wdzięczność. Narobiłaby krzyku.
Villemo westchnęła tylko, ale nie powiedziała nic.
O Boże, jak zdołam wytrzymać to czekanie, myślał Eldar w udręce. Moje ciało płonie. Ale wiem, że ona zmięknie, i to niedługo. Jest przestraszona, ale to przejdzie. Trzeba tylko działać wolno, wolniutko, nie płoszyć jej.
Oczywiście, że mógłbym wszystko przyśpieszyć. I zaraz to zrobię. Wszystko odbędzie się na jej warunkach, ale teraz nie ma to żadnego znaczenia. Cel uświęca środki.
– Villemo – szepnął. – Wiesz, czego ja chcę?
Gwałtownie potrząsnęła głową.
– Chcę się z tobą ożenić.
Natychmiast odwróciła się do niego.
– Chcesz, Eldar? Naprawdę?
– Bardziej niż czegokolwiek na świecie.
Kiedy to powiedział i kiedy poczuł jej ramiona zbliżające się do niego nieśmiało, jakby go chciała objąć, lecz nie miała odwagi, doznał skurczu serca i ogarnęła go czułość. Ożenić się? On, Eldar Svartskogen? Mieć dzieci? Być z nią na zawsze? No, nie powinien się teraz roztkliwiać! To przecież tylko wybieg, do którego został zmuszony.
– Och, Eldar, Eldar – szeptała Villemo uszczęśliwiona, a on czuł na ramionach jej gorące łzy. Wydawało mu się, że wypalą mu dziury, że skóra zacznie syczeć niczym rozżarzony węgiel.
– Ale ja nie mogę – oświadczyła zmartwiona. – To złe dziedzictwo, wiesz.
– Och, to tylko przesąd. Nikt nie widział, żeby coś takiego się zdarzyło.
– Owszem, to prawda. Dawniej rodziły się straszne potwory.
Gdy jednak pochylił się nad nią i zaczął ją całować, nie stawiała oporu.
Z płonącym wzrokiem, czego w ciemności nie widział, a mógł się jedynie domyślać, słysząc jej zdyszany głos, uwolniła się z jego objęć.
– O, Eldar, mój kochany, kochany! Więc jednak zrozumiałeś, że istnieje też inny rodzaj miłości!
Do diabla, dziewczyno, nie wygłaszaj mi znowu bzdurnych kazań, pomyślał i zdławił tę rodzącą się dopiero w jego sercu iskierkę ciepła. Po prostu tym sposobem chciałem szybciej się do ciebie dostać.
I rzeczywiście, posunął się już bardzo daleko. Obejmował ją mocno w pasie i próbował kolanem rozchylić jej nogi.
Villemo jednak nie zwracała na to uwagi. Miała inne zmartwienia.
– Co z tobą? – zapytał, gdy jej niepokój stał się wyraźnie widoczny.
– Muszę wyjść.
– Nie, na Boga – jęknął. – Przecież dopiero co wychodziłaś!
– Ja… Ja dostałam kataru.
– Jakiego znowu kataru?
– Takiego, na jaki cierpią kobiety. Od przeciągów w… wygódkach i… Przewiało mnie na tym wozie.
Eldar klął w duchu szczerze i siarczyście. Teraz będzie musiał wszystko zaczynać od początku. A posunął się już tak daleko. Ale cóż robić, musiał ją wypuścić.
Gdy mijała palenisko w izbie, zobaczył w świetle ognia, że twarz ma zbolałą, a idzie, utykając, pochylona. Jako mężczyzna Eldar pojęcia nie miał, jaką udręką jest zapalenie pęcherza, nie zdawał sobie sprawy, jak to przygnębia i odbiera radość życia, ani że owa potrzeba „wychodzenia na dwór” staje się po każdym wyjściu jeszcze bardziej nagląca.
Читать дальше