Margit Sandemo - Wiatr Od Wschodu

Здесь есть возможность читать онлайн «Margit Sandemo - Wiatr Od Wschodu» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Wiatr Od Wschodu: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Wiatr Od Wschodu»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Kiedy Karol XII postanowił podbić Rosję, nie przypuszczał nawet, jak wielkie nieszczęścia przyniesie jego wyprawa. Vendel Grip z Ludzi Lodu był jednym z wielu nieszczęśników, którzy znaleźli się w rosyjskim obozie jenieckim w głębi Syberii. W końcu Vendel zdołał uciec starą rybacką łódką. Ogromne rzeki niosły go na północ ku tundrze u wybrzeży Morza Karskiego i, co wprost niewiarygodne, do jego dalekich krewniaków z nieznanej gałęzi Ludzi Lodu.

Wiatr Od Wschodu — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Wiatr Od Wschodu», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Zastanawiał się, co powiedzą na propozycję połączenia ich z mężczyznami z Taran-gai.

O ile w ogóle istnieli…

Chwilami pomysł ten wydawał mu się odpychający. Jak można łączyć nieznajomych sobie ludzi? Na razie jednak był to tylko plan, próba stwierdzenia, czy uda się ocalić od zatracenia dwa plemiona.

Nagle wstrząsnął nim dreszcz. Gdzieś zza najbliższej skały rozległ się przenikliwy dźwięk fletu.

Flet? Tutaj, w tej dzikiej tajdze?

W palących promieniach słońca, prześlizgujących się między sosnami, ubranie lepiło mu się do grzbietu. Ziemia przypominała pofałdowane morze mgły.

Słyszał, że niewidzialna istota gra na wierzbowej fujarce, rozpoznał to po nieco chropawym dźwięku. Nie był to jednak ktoś początkujący. Z wierzbowego fletu rzadko udawało się wydobyć melodię, na to instrument był zbyt prymitywny. Ten musiał być bardziej skomplikowany, choć muzyka nie nadawała się do sal koncertowych.

Osobliwa była to melodia, wręcz niewiarygodna, i nikt, być może, nie zgodziłby się na nazwanie melodią tonów wydobywających się z fletu. Grano ją zupełnie inną techniką niż ta, do której przywykł Vendel. Miała wyraźnie wschodni charakter.

Wsłuchiwał się w nią, zafascynowany i oczarowany.

I jak nagle zadźwięczała, tak nagle fujarka umilkła. Znów słychać było tylko lekki szelest i krople spadające z liści.

Czy ma zawołać?

Nie, nie śmiał. Muzyka nie była przeznaczona dla jego uszu, kierowano ją gdzie indziej, ku wznoszącym się nad nim szczytom.

Ale dowodziła, że są tu ludzie.

A może to fauny, demony mistycznego świata? Czarodziejski las oddziaływał na niego tak mocno, że był gotów uwierzyć we wszystko.

Vendel nadal czekał. Nic więcej się nie wydarzyło.

Słońce zniknęło za chmurą. Nie wychodziło dość długo i Vendel poczuł, jak strach zaciska mu wokół serca żelazną obręcz.

Kiedy słońce znów wyjrzało, ogarnęła go prawdziwa radość. Jakby przyjaciel wziął go w ciepłe objęcia.

Czy oni nigdy nie wrócą? Czeka już tak długo! Godzinę, może dwie, stracił poczucie czasu.

Świadomość czegoś niepojętego w swej grozie nadciągała powoli, lecz nieubłaganie. Vendel stanął nieruchomo, lękał się nawet odwrócić głowę.

Nie był sam.

Niepokój narastał, przeradzając się w coś przeraźliwego, w strach, który go dławił, ponieważ musiał stać tak obojętnie, nie chcąc zdradzić swych uczuć.

Las pełen był nieznanych stworów. Zewsząd patrzyły na niego oczy…

Ostrożnie wciągnął powietrze. Jego wzrok prześlizgiwał się dokoła, choć nie poruszał głową.

Tam, w gęstwinie drzew? A może w górze, nad ścieżką? Na szczycie, z drugiej strony? Gdzie?

Słońce znów skryło się za chmurą. Czarną, ciężką chmurą pełną deszczu lub może śniegu. Zawisła nad lasem niby ogromny cień.

W półmroku, jaki zapadł, niewidzialne istoty nabrały odwagi. Dostrzegał je teraz kątem oka, był tego absolutnie pewien! Ale kiedy błyskawicznie się odwrócił, niczego nie dostrzegł.

A mimo wszystko był przekonany, że tam są. I to nie jedna, lecz wiele. Milczące stworzenia, zdziwione jego obecnością, dobrze znające swój las. Ale kim, albo czym były, tego nie mógł stwierdzić. Ludzie? Czy tylko zwierzęta? Czy może ich połączenie? Człowiek i zwierzę w jednej postaci?

Nie, nie może dopuszczać tak strasznych myśli!

A może to tylko zwidy, przywołane w osamotnieniu przez jego fantazję?

Tam było coś… Za tym drzewem, wśród zarośli. Vendel rzucił się na przód, nie myśląc o konsekwencjach. Chciał położyć kres niepewności. Założył, że to po prostu zwierzę.

Za drzewem nie było nic!

Stwory drwiły z niego, przejawiając iście diabelską złośliwość. Zatrzymał się na chwilę, z trudem chwytając oddech, rozgniewany, że stał się przedmiotem kpin.

Ale nie powinien był opuszczać ścieżki, bo…

Vendel zamarł, zesztywniał na całym ciele. Odwrócił się, by pójść z powrotem do miejsca, w którym go zostawili. Ale przejście do ścieżki było zagrodzone.

W ziemię wbity został pal, jeden z owych przedziwnych totemów, charakterystycznych dla plemion tych okolic. Był jednak krótszy niż zwykłe, nie większy niż oszczep czy włócznia, bez dwóch poprzecznych drążków na górze, ale z jego czubka zwisała mnogość najróżniejszych rzeczy, wśród których rozpoznał tylko kości i długie pukle obciętych włosów. Kij umieszczono tam tak niedawno, że kości jeszcze stukały o siebie.

Coś szeleściło także za nim. Odwrócił się prędko. Wokół niego wbite w ziemię były teraz cztery podobne kije czy włócznie.

Vendel stał jak sparaliżowany. Nie wiedział, co oznaczają owe znaki, ale uznał je za wyraźne ostrzeżenie.

Przypomniał sobie opowieści Sol i Villemo o przodkach Ludzi Lodu. O tych, którzy wędrowali ku zachodowi przez pokryte lodem równiny z powiewającymi na silnym wietrze znakami plemiennymi. Do czego służyły owe totemy? Do czarów? Magia, szamanizm, tak, ale przecież każda z rzeczy zwisających z czubka pala musiała coś symbolizować.

Zawołał w las po rosyjsku:

– Jestem jednym z was!

Oczywiście nie ten język! A na ile poradzi sobie z jurackim? Usiłował w myśli ułożyć zdania, ale zasób słów okazał się niewystarczający. A poza tym może oni nie znali wcale jurackiego, skąd mógł to wiedzieć?

Jak daleko znalazł się od ścieżki? Nie, był w jej pobliżu, widział ją poprzez zarośla.

Vendel zdecydował, że najbezpieczniej będzie zostać tam, gdzie stoi.

I zaraz potem ze wzgórza, na które pięła się ścieżka, doszły go przytłumione głosy. Usłyszał ciche kroki wielu stóp.

Ku jego niewypowiedzianej uldze zza drzew wynurzyli się Tun-sij i Irovar. Choć podnieceni, po cichu rozmawiali z dwoma starszymi mężczyznami. Towarzyszyło im więcej osób, zarówno mężczyzn, jak i kobiet.

Ludzie z Taran-gai okazali się wyżsi od Juratów, choć daleko im było do Skandynawów. Zdaniem Vendela podobni byli do innych północnosyberyjskich plemion, które napotkał, choć rysy ich przypominały trochę mongolskie, ale tylko trochę. Stanowili jak gdyby mieszankę wszelkich ras. Czarne niby węgiel włosy opadały im na ramiona, odziani byli w futra, uzbrojeni w topory i broń kłutą. Mieli także łuki, a na plecach kołczany ze strzałami. Twarze świadczyły o niedolach i głodzie, o hardości i odwiecznej wrogości wobec innych plemion.

Ale na swój sposób byli piękni. I znów napłynęło niezwykłe uczucie, jakby znalazł się w domu – tak mocno odczuł wspólnotę z tym obcym dzikim ludem.

– Tutaj jestem! – zawołał, kiedy zdumieni przystanęli na ścieżce.

Zbliżyli się do niego od razu, a jeden ze starszych mężczyzn, najpewniej wódz, wyciągnął najbliższy totem z ziemi. Powiedział kilka słów do Tun-sij.

– Dobrze, że nie próbowałeś wyrwać się z kręgu – wyjaśniła. – Niewiele byś teraz był wart.

Z lasu wystąpili ciemni mężczyźni o nieprzeniknionych twarzach. Pochwycili drągi i niby murem otoczyli grupkę, w środku której znalazł się Vendel. Nastąpiła krótka wymiana zdań; Tun-sij przetłumaczyła:

– Szczęście, że jesteś dla nich całkiem obcy. Nie mieli pewności co do ciebie. Z powodu twoich żółtych włosów niektórzy przypuszczali nawet, że jesteś duchem ognia.

Wskazała na starszego, wyglądającego na wodza mężczyznę, i wyjaśniła, że to jej ojciec. Powiedziała też, że wszyscy pragnęli poznać Vendela, tak bardzo chcieli ujrzeć jednego ze swych krewniaków z krainy na zachodzie.

Vendel nie wiedział, jak wygląda ich najbardziej uprzejme powitanie, posłużył się więc ukraińskim, które uznał za dostatecznie piękne i dostojne. Skłonił się głęboko i koniuszkami palców dotknął lekko najpierw swojego czoła, a potem ziemi.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Wiatr Od Wschodu»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Wiatr Od Wschodu» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Margit Sandemo - Gdzie Jest Turbinella?
Margit Sandemo
Margit Sandemo - Przeklęty Skarb
Margit Sandemo
Margit Sandemo - Kobieta Na Brzegu
Margit Sandemo
Margit Sandemo - Miasto Strachu
Margit Sandemo
Margit Sandemo - Magiczne księgi
Margit Sandemo
Margit Sandemo - Zbłąkane Serca
Margit Sandemo
Margit Sandemo - Lód I Ogień
Margit Sandemo
libcat.ru: книга без обложки
Margit Sandemo
Margit Sandemo - Milczące Kolosy
Margit Sandemo
Margit Sandemo - Skarga Wiatru
Margit Sandemo
Отзывы о книге «Wiatr Od Wschodu»

Обсуждение, отзывы о книге «Wiatr Od Wschodu» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x