– A te stosy kamieni? – zapytał, gdy oddalili się od miejsca składania ofiar.
– Nie widzisz? To przecież groby! Mogiły wielkich myśliwych. Nie możemy grzebać naszych zmarłych z powodu wiecznej zmarzliny. Tu spoczywają tylko niektórzy Nieńcy, najwięksi łowcy, którzy mogą mieć wpływ na powodzenie w polowaniach. Wszystkich innych chowa się w zwykły sposób.
Vendel chwilę się nad tym zastanawiał. Jeśli nie mogą grzebać zmarłych w ziemi, co może oznaczać „zwykły sposób”?
– Kim jesteś, Vendelu?
Pytanie padło tak cicho i nieoczekiwanie, że wyrwany z zamyślenia drgnął.
– Kim jestem? Szwedzkim żołnierzem.
Tę odpowiedź puściła mimo uszu.
– Doskonale rozumiem, że przywiodły cię tu trzy z naszych duchów, ale…
Vendel uznał, że nadszedł czas, by zwracać się do niej wprost. Byli już teraz przyjaciółmi.
– Kiedy mówisz o „naszych duchach”, masz na myśli duchy twojego ludu, prawda? Nie Nieńców?
– Tak, masz rację. Jak już mówiłam, mamy pięć duchów. To duchy ziemi, powietrza i wody przywiodły cię tą długą drogą z twego kraju do mego, byś mógł pojąć moją córkę za żonę. Ale kim jesteś? Skąd twój ród?
– Mój ród? – powtórzył Vendel zdumiony. – Cóż, nosi nazwisko Grip. Ojciec pochodzi z solidnego chłopskiego rodu ze Skanii w Szwecji.
Te nazwy nic jej nie mówiły. Machnęła ręką, jakby odpędzała zbędne informacje, i utkwiła w nim swe wyraziste oczy.
– Nie, o tym nie myśl. Musisz mieć w sobie jeszcze inną krew.
Wreszcie Vendel przypomniał sobie o swym osobliwym pochodzeniu.
– Tak – zaczął z wahaniem. – Moja matka pochodzi z niezwykłego rodu…
– Opowiedz o swojej matce – poprosiła.
– Dobrze, ale to takie skomplikowane. To matka mojej matki, babka Lena, która…
– Mów dalej!
Vendel odwrócił się nagle ku Tun-sij.
– Skąd wiesz, że noszę w sobie złe dziedzictwo?
– Powiedziałeś wczoraj, że z tego powodu nie możesz spłodzić dziecka.
Oczywiście, jakież to proste! A czegóż się spodziewał?
– No dobrze, opowiem ci, jeśli rzeczywiście pragniesz o tym usłyszeć.
– Tak. Przecież masz poślubić naszą córkę…
– Nie powinienem – stanowczo powiedział Vendel. – Ale spróbuję opowiedzieć. Sama będziesz mogła zdecydować, czy zechcesz narażać życie twej córki.
Czekała.
– Nie wiem, od czego zacząć – westchnął Vendel zrezygnowany. – Nad naszym rodem ciąży przekleństwo.
– Nad rodem, z którego wywodzi się twoja matka?
– Tak. Ród ten pochodzi z Norwegii i wiem, że to brzmi nieprawdopodobnie, ale w każdym pokoleniu przychodzi na świat przynajmniej jedno dziecko dotknięte przekleństwem. Matka zwykle wtedy umiera, bo jeśli dziecko narodzi się poważnie obciążone, jest to potwór. Ale używam chyba zbyt trudnych słów.
– Nie, nie. Może sama źle mówię po rosyjsku, ale rozumiem wszystko. Musisz wiedzieć, że byłam z Irovarem w Workucie.
– Ty?
– Tak. Właśnie przeze mnie nas złapano. Wydarzyło się to w naszym zimowym obozie w tajdze. Nasi wrogowie rzucili na mnie urok.
Pokazała mu nadgarstki, na których widniały takie same straszliwe blizny po kajdanach jak u Irovara.
– Tam złamali moje zdrowie. Choroba legła mi na piersiach i niewiele zostało mi sił. Zdołałam jednak wyprowadzić nas z niewoli.
Patrzyła przed siebie nic nie widzącym wzrokiem, zatopiona we wspomnieniach. W bladej twarzy płonęły czarne oczy.
– Mów dalej – poprosiła po chwili. – Bardzo mnie zainteresowała twoja opowieść. Od jak dawna przekleństwo ciąży nad rodem?
– Powiadają, że od trzynastego wieku. To znaczy od pięciuset lat – wyjaśnił dokładniej. – Żył wtedy zły człowiek, który… Ale to takie niemądre. To tylko legenda.
– Chcę ją usłyszeć.
Wiatr dął głucho między kamieniami na grobach. Usiedli koło bramy na stosie brzozowych pni, z pewnością przywiezionych tu w jakimś specjalnym celu, może do budowy domu. Vendel usiłował zajrzeć do środka jednego z grobowców przez szpary między kamieniami, chcąc dojrzeć zmarłego, ale to mu się nie udało.
Tun-sij nie mówiła płynnie po rosyjsku, długo szukała słów, a kiedy je znalazła, były albo niewłaściwe, albo też tak uproszczone, że Vendel najczęściej musiał domyślać się ich znaczenia.
Ciągnął dalej opowieść.
– Mniej więcej dwieście lat temu żył jeden z moich przodków, noszący takie samo imię jak ów zły. I on zdołał nieco złagodzić przekleństwo. Dlatego nazwano go Dobrym.
– Zbyt wiele pomijasz w swej opowieści. Chcę usłyszeć o złym!
– Uff – westchnął Vendel. – Muszę więc zacząć wszystko od początku.
– Tak powinieneś uczynić.
Chociaż siedziała nieruchomo, skulona, z rękami wsuniętymi w rękawy futra, wyczuwał płynące od niej napięcie. Silną koncentrację.
– Mówią, że Ludzie Lodu, tak zwie się ów dziwny ród, a krewniacy matki mej matki nadal się tak nazywają, więc mówią, że Ludzie Lodu przybyli ze wschodu.
– Skąd to wiadomo?
– Cóż, tak głosi opowieść. I dwie kobiety, potomkinie tego Dobrego, obdarzone nadnaturalnymi zdolnościami, miały wizje, podczas których ukazali się im przodkowie opuszczający krainę zimna i lodu. Wygnani z rodzinnego kraju, wędrowali na zachód, aż w końcu kilkoro z nich znalazło się w Norwegii. Norwegia to kraj sąsiadujący z moją Szwecją.
W obozie zaczęło popiskiwać kilka szczeniąt. Vendel usłyszał krótkie, gniewne szczeknięcie suki i małe umilkły. Od strony stad reniferów przez cały czas dochodziły ciche odgłosy wydobywające się z ich gardeł i stukot kopyt, gdy stado się przemieszczało.
– Jak już wspomniałem, pięćset lat temu jeden z Ludzi Lodu wyruszył w góry w Norwegii. To był niedobry człowiek, a stał się jeszcze gorszy, bowiem w górskim pustkowiu zetknął się z Szatanem.
– Kto to jest?
– Zła istota naszej religii.
– Aha! Ktoś taki, jak Nga w wierze Nieńców. Jest synem Numa i jest bardzo zły.
– Tak. Można właściwie powiedzieć, że Szatan był synem naszego Boga, ale został strącony z jego tronu i wpadł w przepaść. Są więc pewne podobieństwa. A w twojej religii, Tun-sij? Jak zwie się bóstwo zła?
– Nie mamy żadnego złego boga. Jest tylko Shama, duch kamienia a jednocześnie śmierci. Ale on nie jest duchem zła. Raczej duchem straconej nadziei.
Vendel pokiwał głową.
– To także niszcząca siła. W każdym razie to Tengel Zły zawarł pakt z Szatanem, z samym złem, by osiągnąć korzyści.
Tu-sij uniosła głowę.
– Nazywał się Tengel?
– Tak. Nie jest jasne, w jaki sposób nawiązał kontakt z Księciem Ciemności, ale legenda mówi, że doskonale znał się na czarach. Zebrał zioła i inne niezbędne środki do kociołka i uwarzył z nich wywar, który wypił. W ten sposób zmusił Szatana, by mu się objawił. Musiał jednak obiecać, że przynajmniej jeden potomek w każdym pokoleniu będzie przeklęty i wstąpi na służbę zła. I tak jest aż do tej pory. Sprzedał więc swe dzieci i ich potomków, by jemu było dobrze.
– Ach, tak – cicho rzekła Tun-sij. – A więc tak to było!
– Opowieść głosi, że później zakopał kociołek. Dopóki ktoś nie odnajdzie garnka i nie odkopie go, na rodzie ciążyć będzie przekleństwo.
– Nie – szepnęła Tun-sij, powoli kręcąc głową. – Wydaje mi się, że czegoś brakuje w twej historii.
– Dlaczego tak uważasz?
– Nie brzmi tak, jak powinna. Więcej nie mogę powiedzieć.
Vendel odczekał chwilę, ale ponieważ kobieta wciąż milczała, mówił dalej:
Читать дальше