Margit Sandemo - Wiatr Od Wschodu

Здесь есть возможность читать онлайн «Margit Sandemo - Wiatr Od Wschodu» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Wiatr Od Wschodu: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Wiatr Od Wschodu»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Kiedy Karol XII postanowił podbić Rosję, nie przypuszczał nawet, jak wielkie nieszczęścia przyniesie jego wyprawa. Vendel Grip z Ludzi Lodu był jednym z wielu nieszczęśników, którzy znaleźli się w rosyjskim obozie jenieckim w głębi Syberii. W końcu Vendel zdołał uciec starą rybacką łódką. Ogromne rzeki niosły go na północ ku tundrze u wybrzeży Morza Karskiego i, co wprost niewiarygodne, do jego dalekich krewniaków z nieznanej gałęzi Ludzi Lodu.

Wiatr Od Wschodu — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Wiatr Od Wschodu», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Ze ściśniętym gardłem patrzył Vendel, jak Samarowa niknie za jego plecami, a on w swej łupince nie ma żadnych szans, by przybić do brzegu.

Spostrzegł, że po zachodniej stronie wzdłuż brzegu suną ciężkie barki. Zrozpaczony wołał a pomoc, ale jego głos rozpłynął się wśród huku zlewających się wód dwóch gigantów.

Być może ich zetknięcie nie zawsze jest tak gwałtowne, ale było wczesne lato, właściwie syberyjska wiosna, i wszystkie rzeki płynęły bystrzej niż zazwyczaj.

Bezradny patrzył na znów rozpościerające się wokół pustkowie.

Obem łódka płynęła żwawiej, coraz więc bardziej oddalał się Vendel od Samarowej i wszelkich zamieszkanych przez człowieka okolic.

Wydawało się, że słońce nie ma ochoty zachodzić. Obydwu brzegów rzeki strzegła milcząca tajga. Vendel opatulił się w skóry i ułożył do snu.

Oczy jednak zapatrzyły się w jasną noc, a chociaż pozostawały suche, odbijała się w nich samotność. Teraz o przyszłości nie wiedział absolutnie nic. Samarowa była nadzieją, której tak bezpodstawnie się trzymał. Nie wiedział, dokąd zmierza, ani w jaki sposób kiedykolwiek zdoła zejść na brzeg owej szerokiej na mile rzeki, której wody nieubłaganie niosły go coraz dalej i dalej.

Mijał czas. Pierwszego dnia na Obie Vendel siedział czujny, z napięciem wypatrując drogi wiodącej na zachód. Musiał ją przecież odnaleźć! Coraz częściej jednak nawiedzała go myśl, że tak daleko nie dotarł żaden człowiek.

Drugiego dnia podjął desperacką decyzję.

Noc była bardzo zimna, a to zła wróżba. Musiał przyznać, że płynie stanowczo za daleko ku północy. Tajga występowała już teraz rzadziej, rozdzielały ją długie mokradła. Na spokojniejszym odcinku rzeki, wiosłując ze wszystkich sił, skierował się ku zachodniemu brzegowi. Las nie był tu taki gęsty, postanowił zaryzykować. Musi przedostać się ku Uralowi, zanim będzie za późno!

Znów zebrał wszystko, co posiadał, w węzełek, przyjrzał się bardzo już uszczuplonym zapasom jedzenia i pożegnał z łodzią, która niosła go tak wiernie. Prawdziwym smutkiem napełnił go widok opuszczonej na brzegu rzeki drewnianej łupinki.

Tak rozpoczęła się jego daleka wyprawa w nieznane.

I jeszcze prędzej się skończyła…

Nie posunął się dalej niż pół godziny drogi w głąb iglasto-liściastego lasu, gdy nagle stanął, czując bicie serca, które omal nie wyskoczyło mu z piersi.

Przed sobą usłyszał coś, czego nie dało się pomylić z niczym innym: warczenie dużego drapieżnego zwierzęcia.

Vendel nie wahał się dłużej niż sekundę. Poganiany cichymi krokami, biegiem rzucił się na powrót ku rzece, przedzierając się przez zarośla i z trudem chwytając oddech.

Nie miał zamiaru zatrzymywać się, by sprawdzić, czy rzeczywiście jest ścigany.

Boże, kręci się chyba w kółko? Rzeka, gdzie rzeka? A jeśli nawet do niej dotrze, to jak odnajdzie łódź?

Gotów już był rzucić się w wodę i płynąć, jeśli okaże się, że wyjdzie na brzeg w niewłaściwym miejscu.

Świszczało mu w płucach. Zdawał sobie sprawę, że już zbyt długo źle się odżywiał. Kolana uginały się pod nim, potykał się, przewracał, chwilami czołgał na czworakach, ale co tchu w piersiach parł do przodu.

Las przerzedzał się, pokazało się otwarte niebo. Rzeka?

Tak, tam była rzeka! I nie musiał wcale daleko iść wzdłuż brzegu, nie opodal zobaczył łódź, czekającą na niego na piasku.

Jakże mógł opuścić tak drogiego przyjaciela? A gdyby nie wrócił? Łódka stałaby tak, porzucona, póki by nie zgniła. Czuł się wstrętnie, jak zdrajca.

Ostatni odcinek przebył na kolanach, przekonany, że w każdej chwili może zostać zaatakowany od tyłu. Z trudem pchnął łódź, wrzucił do środka swój węzełek, niezgrabnie wskoczył w ślad za nim i odbił od brzegu.

Był uratowany! Odważył się nawet obejrzeć, by sprawdzić, jakie to zwierzę go goniło.

Brzeg jednak był pusty. Najpewniej też nic nie próbowało go schwytać.

Ale nigdy w życiu już nie ośmieli się zapuścić w tajgę.

Vendel oszczędzał pożywienie. Miał zamiar zejść na ląd, gdy tylko dostrzeże ludzkie osady, i wymienić skóry na jedzenie. Nigdzie jednak nie zauważał śladów życia.

W nocy marzł coraz bardziej, za to w dzień musiał chronić spaloną słońcem skórę. Smarował ją cieniutkim kawałeczkiem tłuszczu, który uprzednio odciął od suszonego mięsa. Tłuszcz moczył w wodzie, by o zmiękczyć.

Z upływem dni znikała tajga. Wokół Vendela roztaczał się teraz przerażająco piękny, choć jakby chory równinny krajobraz. Ziemia była odrobinę pofałdowana, pokryta niskim, delikatnym mchem. Kamienisty, jałowy i niegościnny teren.

Słońce przestało już zachodzić, ale mimo to zimno stawało się coraz bardziej dotkliwe. Nocą dokuczał Vendelowi lodowaty powiew. Wody Obu płynęły teraz tak powoli, że chłopak przez cały czas musiał wiosłować. Wiele było wysepek i podwodnych prądów, czasami z trudem udawało się określić, którędy płynie główny nurt. Nie spotykał już łodzi, nie widział też żadnych osad ludzkich. Pewnego dnia dostrzegł na brzegu opuszczone sanie, zrobione z brzozowych pni. Podpłynął, pełen nadziei, ale widać było wyraźnie, że musiały leżeć tam już od lat. Rozczarowanie było tak wielkie, że wybuchnął płaczem.

Zastanawiał się, czy starczy mu odwagi, by zagłębić się w tę osobliwą krainę, budzącą tak wielkie przerażenie. Tu przecież nie mogło zaskoczyć go żadne zwierzę!

Tak mu się wydawało.

Nocą nagle się przebudził. Z pustkowia równiny dobiegło go przeciągłe wycie, dobywające się najpierw z jednego, a potem z wielu głodnych gardeł.

Wilki.

Vendel stłumił płacz i odmówił modlitwę. Uważał, że nikt nie może być bardziej opuszczony niż on.

Nazajutrz znów oglądał bezkresną krainę pokrytych mchem i porostami kamieni. Vendel nie znał nazwy tego świata zimna i pustki. Nie wiedział, że patrzy na tundrę.

Myślał tylko o jednym: jak najprędzej musi zejść na ląd, skończyło się bowiem jedzenie. Raz udało mu się złowić rybę na haczyk, zmusił się, by zjeść ją na surowo. Następnego dnia jednak haczyk zaplątał się w rzeczne wodorosty.

Któregoś ranka w oddali ujrzał coś białego. Z początku nie mógł pojąć, co to jest, w środku łata. Wkrótce jednak musiał spojrzeć prawdzie w oczy – to śnieg albo lód. Z czasem przyzwyczaił się do śniegu…

O samej wodzie człowiek długo nie wyżyje. Przyszedł dzień, kiedy Vendel nie miał już sił wiosłować.

Muszę zejść na ląd, pomyślał oszołomiony. Odwrócił głowę i zobaczył wielki kawał lodu, niemal lodową górę, dryfującą po wodzie.

Ostatkiem sił udało mu się skierować dziób ku brzegowi. Zachodniemu, na tyle był w stanie jeszcze myśleć. Zesztywniałymi od zimna wczesnego poranka dłońmi poruszał wiosłami, kierując się ku brzegowi. Zaraz za niewielkim wzniesieniem kryła się mała zatoczka. Nie wiedział, czy wzniesienie to ziemia, czy lód, było mu wszystko jedno. Jednostajnie, z wysiłkiem posuwał się do przodu.

Mogę zastawić sieci, myślał na wpół przytomnie. Zapomniał, że próbował już to robić na Irtyszu i stracił sieć. Dlaczego wcześniej na to nie wpadłem?

Pomysł ten dał mu jednak nową nadzieję, a co za tym idzie, więcej sił. Udało mu się wpłynąć do zatoczki i z mozołem wyciągnąć łódź na ląd.

Osłabiony i skostniały z zimna wstąpił na wiecznie zmarzniętą ziemię tundry. Natężył wzrok. Wydawało mu się, że widzi na ziemi trawę, niewielkie kępki o krótkich źdźbłach, z maleńkimi koszyczkami białych kwiatów. Odwrócił swój obolały kark i omiótł spojrzeniem rozciągającą się przed nim przestrzeń. Tam w głębi zatoki, między kamieniami… czy to nie bawełna błotna?

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Wiatr Od Wschodu»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Wiatr Od Wschodu» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Margit Sandemo - Gdzie Jest Turbinella?
Margit Sandemo
Margit Sandemo - Przeklęty Skarb
Margit Sandemo
Margit Sandemo - Kobieta Na Brzegu
Margit Sandemo
Margit Sandemo - Miasto Strachu
Margit Sandemo
Margit Sandemo - Magiczne księgi
Margit Sandemo
Margit Sandemo - Zbłąkane Serca
Margit Sandemo
Margit Sandemo - Lód I Ogień
Margit Sandemo
libcat.ru: книга без обложки
Margit Sandemo
Margit Sandemo - Milczące Kolosy
Margit Sandemo
Margit Sandemo - Skarga Wiatru
Margit Sandemo
Отзывы о книге «Wiatr Od Wschodu»

Обсуждение, отзывы о книге «Wiatr Od Wschodu» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x